zakręty wyzwań

Jeździec na wielorybie

15 czerwca 2008

    Po niewielką książeczkę całkiem mi nieznanego nowozelandzkiego pisarza sięgnęłam właściwie tylko dlatego, że szukałam czegoś cienkiego do tramwaju, ponieważ czytane przeze mnie już od miesiąca „Święte gry” zdecydowanie się do noszenia w torbie nie nadają, oraz czegoś do wyzwania 6 kontynentów, którego termin wkrótce upływa. „Jeździec na wielorybie” nadawał się doskonale. Opis na okładce zaintrygował mnie dodatkowo, aczkolwiek nie mogę powiedzieć, żebym sięgała po tę książkę z wielkimi oczekiwaniami. Mile się rozczarowałam, ponieważ książka Witi Ihimaera okazała się być pełną magii metaforą, bogatą w znaczenia, a jednocześnie uroczą i lekką w lekturze.

Dawno, dawno temu, na początku świata, stworzenia morskie niecierpliwie wyglądały pojawienia się pierwszego człowieka. Gdy zjawił się Paikea – praprzodek Maorysów, pomiędzy nim a przywódcą stada pierwszych wielorybów pojawiła się przyjaźń i miłość. Człowiek i wieloryb wspólnie przemierzali morza i oceany, zjednoczeni w uścisku. Jednak pewnego dnia Paikea postanowił pozostać na lądzie i tam założyć rodzinę, wieloryb zaś, odpowiedzialny za swoje stado, musiał opuścić jedynego przyjaciela. Odtąd jego serce przepełniał smutek i tęsknota za człowiekiem, starał się jednak być dobrym przywódcą dla swojego stada.

Od tego czasu minęły jednak stulecia. Wieloryb zestarzał się a wody po których prowadził swoje stado zostały skażone. Tęsknota za jedynym przyjacielem stała się nie do zniesienia i wieloryby zaczęły podpływać blisko plaż, zbyt blisko, aby móc powrócić na otwarte wody. Tymczasem potomkowie Paikei, Maorysowie, od lat kultywują stare tradycje, starają się żyć w poszanowaniu przyrody i obyczajów. Ich przywódcą jest stary Koro Apirana, którego głównym marzeniem jest znalezienie swojego następcy w kolejnym pokoleniu. Niestety, zamiast wyczekiwanego wnuka na świecie pojawia się dziewczynka, Kahu, a jej dziadek nie potrafi dopuścić do siebie myśli, że kobieta mogłaby stanąć na czele plemienia.

Kahu ma jednak dar przekazany jej przez samego praprzodka Paikeę – potrafi rozmawiać z wielorybami. I mimo iż dziadek odtrąca wciąż jej miłość, już jako mała dziewczynka walczy o jego uznanie. Dopiero jednak, gdy na plaży zaczną ginąć wieloryby i gdy w czasie burzy pojawi się sam Paikea, Kahu będzie miała okazję przekonać dziadka, że naprawdę jest wybraną. Aby to zrobić, będzie musiała zaryzykować szaleńczą wyprawę na grzbiecie starego, oszalałego z tęsknoty wieloryba, wyprawę, która może zakończyć się śmiercią.

Opowieść o Kahu i jej dziadku stanowi główną oś książki, ale przeplatana jest maoryskimi legendami i opowieściami o tęskniącym wielorybie. Te dwie opowieści uzupełniają się tak, jak świat ludzi i przyrody, tak jak świat Maorysów i wielorybów nie mogą bez siebie istnieć. Bolesna historia Kahu walczącej o miłość dziadka i historia wieloryba pragnącego znowu ponieść na swoim grzbiecie człowieka mogą być czytane jako metafory świata, który może istnieć tylko w jedności, tylko gdy granica między światem ludzi i światem przyrody zostanie zatarta. Rytualny okrzyk Maorysów, hui e, haumi e, taiki e znaczy: niech się stanie, połącz wszystko, zwiąż wszystko. Ale czy jeszcze możliwe jest takie połączenie?

Niewielka objętościowo bajka, a niesie w sobie tyle treści. Odkrycie jej było naprawdę niezwykłą niespodzianką, dokładnie taką, na jaką liczyłam przy wyzwaniu 6 kontynentów. Według tej książki został też nakręcony film, chętnie go przy okazji obejrzę.

 

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply