tereny zielone

Wystarczy podnieść głowę – "Dwanaście srok za ogon" Stanisława Łubieńskiego

4 kwietnia 2016

Siedzę na balkonie. Na tle nieba tak błękitnego, że wyglądałoby kiczowato na fotografii, odcina się wyraźnie jasny brąz pustułki. Jedna siedzi w budce, druga kołuje, płosząc stadko ruchliwych szpaków. Metalicznie połyskujące pióra sroki migają między gałęziami. Trwają ostatnie poprawki przy gnieździe, a sroki wydają się bardzo zaaferowane, co chwilę skrzeczą przeraźliwie, przepychają się, przynoszą kolejne patyki. Jedna z nich zostawiła mi wczoraj w doniczce orzech włoski – często traktują mój balkon jako prywatną spiżarnię, kiedyś znalazłam kawałek parówki skrzętnie ukryty między pelargoniami. Co jakiś czas zaglądają też modraszki, które przez całą zimę były regularnymi gośćmi. Słychać stukanie dzięcioła.

Nie mieszkam na wsi. Mój balkon znajduje się w samym sercu poznańskiego blokowiska, na gwarnym osiedlu. Wydawałoby się, że nie jest to dobre miejsce do obserwacji ptaków. A jednak! Ptaków w mieście jest naprawdę wiele, i nie są to tylko gołębie. David Lindo, brytyjski ornitolog, radzi: „Po prostu zadzieraj głowę”. To wystarczy, by odkryć, że nasze miasta są dużo bardziej dzikie, niż się to na pierwszy rzut oka wydaje.

Davida Lindo cytuje w swojej książce Stanisław Łubieński. Cytuje też wielu innych pisarzy, opowiada o malarzach, tropi zapomniane postaci historyczne. „Dwanaście srok za ogon” to nie tylko książka o ptakach. To książka o tym, jak można dać się owładnąć pasji, o tym, że życie nie musi polegać tylko na chodzeniu do pracy i zajmowaniu się domem.

Łubieński pisze więc o ptakach i o swojej fascynacji nimi, ale jednocześnie wspomina o Chełmońskim, o Jamesie Bondzie, o Jonathanie Franzenie. Snuje swoje erudycyjne opowieści w gawędziarskim stylu, bez wysiłku przechodząc od wspomnień z włóczęg po górach do opowieści o życiu brytyjskiego pisarza hodującego ptaki drapieżne.

Na wyobraźnię mocno działają fragmenty dotyczące obozów obrączkarskich i ptasich migracji. Łubieński pozwala nam zajrzeć do świata najbardziej zapalonych ptasiarzy, którzy całe tygodnie spędzają w namiotach, w regularnych odstępach czasu przeglądając sieci. Pomaga nam zrozumieć ekscytację młodego człowieka, który po raz pierwszy trzyma w dłoni rudzika lub mysikrólika. Przeplata to informacjami o trudach ptasich wędrówek i niebezpieczeństwach, jakie czekają na nasze ptaki podczas drogi na południe. I choć to nie powieść, trudno się od lektury oderwać.

Już jakiś czas temu zdiagnozowałam u siebie Compulsive Birding Disorder. Nie jestem w tym osamotniona – amerykański pisarz Jonathan Franzen przyznał w eseju zatytułowanym „My Bird Problem”, że jest uzależniony od obserwacji ptaków. Czekając na autobus, liczę kwiczoły na trawniku, przechodząc koło Collegium Maius zawsze wypatruję pustułek – ich gniazdo, ulokowane bardzo dogodnie w załomie dachu, obserwowaliśmy przez okno z sali, w której odbywały się ćwiczenia z zoologii kręgowców (prawdopodobnie nie wiecie, że studiowałam także biologię). Nie wiem, czy wciąż tam gniazdują, ale słyszę je czasem, wysiadając z tramwaju na Fredry. Ptaki mnie uspokajają.

Nie jestem więc obiektywna w swojej ocenie książki Łubieńskiego, jednak sądzę, że nie trzeba interesować się ptakami, by znaleźć przyjemność w lekturze tej mądrej i pięknie napisanej książeczki. Pokuszę się nawet o taką konkluzję – jeśli mielibyście przeczytać tej wiosny tylko jedną książkę, złapcie „Dwanaście srok za ogon”. A potem podzielcie się swoimi wrażeniami w komentarzach.

 
Moja ocena: 6/6
Stanisław Łubieński "Dwanaście srok za ogon"
Wydawnictwo Czarne 2016

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply