Tak, wiem, że wszyscy zauważyliście, że Padma wróciła do pracy;) Początek roku akademickiego okazał się wariacki, przede wszystkim dlatego, że wylądowałam z całą masą nowych przedmiotów. Część z nich jest bardzo ciekawa, na przykład historia amerykańskiej popkultury, ale nie ulega wątpliwości, że bardzo wiele czasu zabierze mi przygotowywanie się do tych zajęć. Mam też w tym roku aż trzy różne wykłady, które też wymagają więcej przygotowań niż ćwiczenia. Pierwsze dni października upłynęły więc pod znakiem pisania programów zajęć, przygotowywania materiałów dla studentów i przede wszystkim bezowocnych prób ogarnięcia wszystkich tych nowych wyzwań. Nie jest jednak tak źle, jak w zeszłym roku, jako że udało mi się zachować jeden wolny dzień w tygodniu, może to jeszcze nie całkiem to samo, co weekend, ale zawsze coś;)
Skoro zaś wakacje zdecydowanie się skończyły, to pora na reaktywację poniedziałkowego gościa! W tym roku cykl nie będzie cotygodniowy, myślę, że na początek spróbuję, aby był to co drugi poniedziałek, ale czasem może być inaczej – częściej lub rzadziej. Chciałabym, aby jednak cykl toczył się dalej, jako że wydaje mi się ciekawy, i oczywiście ma mnóstwo fanów! Bo przecież wypowiedzi dotychczasowych gości były fascynujące i dostarczyły mnóstwa kompletnie nieznanych tytułów! Przypomnę zasady – zaproszeni gości opowiadają o trzech książkach: takiej, która zmieniła ich życie, takiej, którą mogliby nazwać ulubioną, i takiej, która jest mało znana, a zasługuje na rozgłos.
Dzisiejszym gościem jest blogerka, której wpisy towarzyszą mi od wielu lat, która bloguje sobie o tym, co ją fascynuje, z dala od różnych trendów i mód blogosfery. Brulion Be.el jest o książkach dla tych większych, a Półeczka z książkami dla mniejszych, czytelników. Polecam oba blogi i zapraszam na spotkanie z Be.el!
***************************************
Bardzo Ci dziękuję Padmo za zaproszenie na Twoją stronę. Kiedy ponad trzy lata temu znalazłam Twojego bloga, nawet przez myśl mi nie przeszło, że po latach będę u Ciebie gościła. Ty i Agnieszka-azj, autorka bloga o książkach dla dzieci Mały pokój z książkami, tak mnie zainspirowałyście, że same zobaczcie, co narobiłyście! Czytając Wasze archiwalne wpisy – pomyślałam sobie – Alleluja! Nareszcie wiem, do czego przyda mi się Internet! Z góry zapowiadam – nie umiem pisać o jednej książce. Nie umiem pisać krótko. Więc proszę o … cierpliwość.
Książka, która zmieniła moje życie.
Książki często mnie zmieniają – czasem na chwilę, czasem na dłużej. Są lektury, które siedzą w mojej głowie całymi latami. Są takie, które wywarły na mnie ogromne wrażenie, a teraz gdy upłynęło trochę wody w rzece – biorąc je do ręki – sama się sobie dziwię, że kiedyś poświęciłam im tyle uwagi. Myślę, że na każdą książkę jest dany czas i akurat w tym najbardziej dogodnym momencie chłoniemy z niej jak najwięcej. Zresztą – czasem wygłaszam jakąś myśl, teorię, która jest sprzeczna z tym, co mówiłam kiedyś, albo ma nawet rewolucyjny wydźwięk. Mój mąż podchodzi do biurka i z zaciekawieniem komentuje – Pokaż żono, co Ty teraz czytasz? W dzieciństwie miałam to szczęście, że telewizja była nudna – tylko dobranocka, a w poniedziałek wyłącznie Zwierzyniec. Nic więc w tym dziwnego, że szybko odkryłam swój własny świat, do którego uciekałam, gdy tylko nadarzyła się okazja. Razem ze starszą siostrą Kasią czytałyśmy po nocach i potem szłyśmy niewyspane do szkoły. W końcu Mama zaczęła wyłączać korki. Kilka książek kończyłam przy świetle lamy ulicznej i świeczce. To chyba te książki zmieniły moje życie – połknęłam bakcyla za młodu i tak jest do dzisiaj.
Moja ulubiona książka
Ooooo, jest ich wiele. To przede wszystkim książki mojego dzieciństwa. Jeśli chodzi o tę literaturę, robię właśnie drugie okrążenie razem z moimi synami. Indoktrynuję ich książkami – w tej chwili – już na ich własne życzenie. Odkrywam z nimi nowe, ale też wracam do tego, co sama kiedyś bardzo lubiłam – jak choćby Dzieci z Bullerbyn. To magiczna książka – na depresję, na złe dni, na poprawę humoru. Bohaterowie żyją sobie na wsi szwedzkiej bez telewizji, komputera, gadżetów współczesnego świata. Dzieci mają kochających rodziców – wyrozumiałych, mądrych, nie narzucających się z tymi wszystkimi dodatkowymi zajęciami – tenis, angielski, jazda konna. Prawdziwe, bezpieczne dzieciństwo. I jest Dziadziuś – niewidomy, spracowany, kochany i pielęgnowany przez wszystkich. To wspaniała lekcja życia i najmilszych wspomnień – dla mnie na pewno. Zobaczymy w przyszłości, czy dla moich dzieci również. Chciałabym, by lubiły czytać – zobaczymy jeszcze, co nam życie przyniesie. Do moich ulubionych książek należy też Świat dziewcząt. Nie przedstawia sobą dużej wartości literackiej, ale mam do niej wiele sentymentu – to że jest wiekowa, nie ulega wątpliwości. Ma pożółkłe kartki, jest porozklejana. Wracam do niej często, bo to też moje wspomnienie. Dostałam ją od cioci Frani, która była siostrą mojej babki Marianny – i jako jedyna z wujostwa miała w domu biblioteczkę. W innych domach było pełno dzieci i na książki nie starczało. Gdy raz do roku odwiedzaliśmy ciocię (mieszkała daleko od nas – koło Szczecina) ta biblioteka była czarownym miejscem. Były w niej przedwojenne wydania Balzaca Mortkowiczów, stare książki niemieckie drukowane szwabachą ze wspaniałymi rycinami. I pamiętam jeszcze Ben – Hura – miał tak delikatne kartki jak serwetki i trzeba było uważać, by ich nie podrzeć. Księgozbiór gdzieś przepadł – ale pozostały wspomnienia. Lubię jeszcze wracać do Bajeczek z obrazkami Sutiejeva, mojej pierwszej zapamiętanej książki, którą moja mama zakupiła mi w drodze do stomatologa na odpędzenie strachów – w księgarni na półgórce koło mojej podstawówki. Swój egzemplarz zaczytałam na śmierć. Udało mi się kupić kolejny dla moich dzieci w antykwariacie. Pierwsza książka jest jak pierwsza miłość. Zostaje w nas na dłuuugo.
Mało znana książka, która zasługuje na szerszą uwagę.
Jest kilka tytułów, które chodzą mi po głowie. Cud w Carville Betty Martin, do którego trafiłam przez inną książkę. Cud nie jest żadnym arcydziełem literackim, ale to ciekawy obraz Południa Stanów Zjednoczonych pod koniec lat 20-tych ubiegłego wieku i zmagania głównych bohaterów w walce z trądem. Historia, którą napisało życie. Jeśli ktoś lubi książkę z historią w tle, niech zajrzy do Muzyki i ciszy Rose Tremain. Lektura pustak, od której nie mogłam się oderwać, a którą moja młodsza siostra zlekceważyła, komentując krótko – nuuuuuda. To losy angielskiego lutnisty – Peter Clair’a, który przybył na dwór duńskiego króla Krystiana IV. Bardzo mi się podobała. Zdaje się, że była nominowana do Booker Prize. Lucy Crown Irvina Shawa – siedzi we mnie już tyle lat. Opowieść o kobiecie oczekującej od życia czegoś więcej. W pewnych sytuacjach życiowych kilka razy dzięki tej książce zaświeciło się czerwone światełko ostrzegawcze. Ale nie chodzi tu o romans – nie, nie! Bardziej nachodzi mnie refleksja – ile mogę stracić zyskując coś nowego. Dalej Oczekiwanie Ha Jina – obraz komunistycznych Chin z perspektywy wiejskiego lekarza, który czeka kilkanaście lat na rozwód. Wilcze jagody Leonie Ossowski – niech nie zraża Was okładka, jeśli uda Wam się dotrzeć do wydania sprzed lat. Ta jest koszmarna, natomiast – środek delicja. Historia właścicieli majątku z Osowej Sieni w czasie II wojny światowej i na krótko przed. Do książki trafiłam z sentymentu (Osowa Sień leży niedaleko mnie) i z ciekawości. Moja koleżanka pisała pracę na temat autorki. Ta zaprosiła magistrantkę do siebie do Niemiec. Szkoda, że u nas nie ukazały się dalsze losy bohaterów powieści.
No Comments