Słuchaj. Opowiem ci historię. Dawno, dawno temu… Magiczne słowa, otwierające nieznane światy. W naszej kulturze słyszą je najczęściej dzieci. W świecie arabskim opowiadanie i słuchanie historii jest, a raczej było, podstawową formą rozrywki. Rabih Alameddine w swojej powieści „Hakawati. Mistrz opowieści” zabiera nas w podróż do świata baśni z tysiąca i jednej nocy, świata, w którym mistrzowie opowieści są wybitnymi osobistościami, a dżiny, wezyrowie i księżniczki są równie realni jak członkowie najbliższej rodziny. Przy okazji zręcznie prowadzi nas przez najnowszą historię Libanu, pokazując nieco inny obraz arabskich emigrantów – nie fanatyków religijnych, ale ludzi zagubionych, szukających swojej tożsamości i korzeni.
Alameddine używa jednej z najstarszych form opowieści – kompozycji ramowej. Ramą opowieści jest historia Osamy al-Charrata, który wyemigrował z Libanu podczas wojny izraelsko-arabskiej w latach sześćdziesiątych. Po latach wraca, aby towarzyszyć umierającemu ojcu. W szpitalu zbiera się cała rodzina, a w ciągu kilku dni, w czasie których toczy się akcja powieści, wszyscy snują wspomnienia, opowiadają historię, żartują i płaczą, zaś Osama próbuje dojść do ładu ze swoją tożsamością kulturową, pogodzić się ze swoją przeszłością, z tradycją rodzinną, z zagniewanym na niego ojcem. Robi to w sposób właściwy dla rodziny, z której się wywodzi. W dzieciństwie słuchacz i odbiorca historii opowiadanych przez dziadka, wielkiego hakawatiego, czyli mistrza opowieści, zdaje sobie sprawę, że tylko opowieść może scalić rozbitą rodzinę i rozbitą tożsamość. Bo wszyscy jesteśmy zbudowani z historii, historii, na które w tym samym stopniu składają się kluczowe momenty naszego życia, jak i ulotne, pozornie nic nie znaczące chwile. Przecież gdyby nasi dziadkowie nie spotkali się kiedyś, w jakimś wyjątkowym momencie, nie byłoby nas tutaj. Historia ich spotkania przesądza o naszym istnieniu. Każda historia przesądza o naszym istnieniu. „Wydarzenia w zasadzie się nie liczą, jedynie historie o tych wydarzeniach mają na nas wpływ. Możliwe, że ja i mój ojciec zgromadziliśmy wiele wspólnych doświadczeń, lecz rzadko dzieliliśmy historie na ich temat. Nie potrafiliśmy słuchać się nawzajem.” – mówi Osama.
Początkowo morze opowieści wydaje się być zbyt rozległe. Jedna historia goni drugą, jak w kalejdoskopie zmienia się tło – pustynia, grota demonów, szpitalne łoże, namiot, akademik w Los Angeles. Alameddine jest jednak godnym następcą libańskich mistrzów – jego opowieści nie nużą, każda przykuwa uwagę od pierwszej linijki, od pierwszego słowa. I tak od jednej historii do drugiej, niepostrzeżenie zaczynamy zdawać sobie sprawę, że nie są one przypadkowe, że komentują się i uzupełniają w subtelny, zaskakujący sposób. Gdy stan ojca Osamy się pogarsza, syn musi poradzić sobie z własną słabością na widok cierpiącego ojca. Gdy on walczy, rozpoczyna się historia Fatimy, która aby ocalić fragment swojego ciała odcięty przez dżina, musi zejść do podziemi i przejść ścieżką wśród demonów. Słabnąca i przestraszona, walczy, aby w końcu wyłonić się jako kochanka demona, odrodzona w nowej, silniejszej postaci. Gdy mały Osama odkrywa swój talent i powołanie – grę na tradycyjnym instrumencie arabskim – udzie, Fatima zaczyna rodzić i na świat przychodzi syn, który będzie wielką postacią. Przeważnie jednak historie splatają się tak gęsto, że nie sposób odnaleźć powiązań między nimi, także dlatego, że porywają nas natychmiast, nie zostawiając czasu na refleksję. Ich różnorodność jest równie oszałamiająca – obok postaci historycznych, takich jak król Egiptu Bajbars pojawiają się postaci biblijne i istoty nadprzyrodzone, a wszystko przeplata się z historią czterech pokoleń rodziny al-Charrat. „Gawędziarz jest z natury plagiatorem. Wszystko, co spotyka na swojej drodze – każdy incydent, książka, powieść, wydarzenie z życia, opowiadanie, osoba, reportaż w wiadomościach – jest jak ziarnko kawy, które zostanie rozkruszone, zmielone, zmieszane z odrobiną kardamonu, czasami ze szczyptą soli, trzykrotnie ugotowane z cukrem i podane jako wrząca opowieść” – pisze Alameddine w posłowiu. Lista źródeł, z których korzystał, jest imponująca i intryguje – „Księga tysiąca i jednej nocy” stoi tu obok „Baśni włoskich” Calvino, średniowiecznej poezji arabskiej, „Iliady”, Szekspira, Koranu, Biblii. Jakim cudem udało mu się za ich pomocą opisać świat całkiem współczesny? Jak to możliwe, że nie gubimy się, że bogactwo i jednoczesna obcość tego świata nie onieśmielają, a raczej zachęcają do dalszych lektur, do kolejnych historii?
To jedna z tych wyjątkowych książek, które zaraz po przerzuceniu ostatniej strony ma się ochotę czytać od początku. To triumf sztuki opowieści, pieśń pochwalna literatury w najczystszej postaci, tworzonej po to, aby uwodzić słuchaczy. Słuchaj – mówi hakawati. Daj się uwieść.
Moja ocena: 6/6 (poważny kandydat do książki roku!)
No Comments