No dobrze, nie było to 25 kilo książek, ale lecąc w tamtą stronę miałam 8 kilo, wracając 25… Samo „Wolf Hall” waży dwa kilo, zresztą jak na złość, wszystkie interesujące książki znajdowałam tym razem w twardych okładkach, a angielskie wydania twardookładkowe mają zwykle pokaźne rozmiary, i co za tym idzie, wagę. Oczywiście, oprócz książek przywiozłam też, jak zawsze, mnóstwo herbaty i dżemów (jestem uzależniona od angielskiej marmolady cytrynowej!), trochę zabawek dla córki, trochę ciuchów z Primarka (jakoś też nigdy nie mogę się oprzeć…). Przede wszystkim jednak, jak zawsze, książki. Miałam zamiar się ograniczać, naprawdę. Oto wynik:
Od dołu:
A Country Parson. James Woodforde’s Diary 1758-1802 – autentyczny dziennik pastora wiejskiego z XVIII wieku. Odkryłam go pracując nad doktoratem, zamówiłam w British Library, i już po przeczytaniu jednej strony parsknęłam śmiechem na całą czytelnię. Spojrzał się na mnie dziwnie poważny pan, który ewidentnie pisał książkę naprzeciwko mnie, więc poczułam się skarcona i postanowiłam, że muszę tę książkę mieć. Miała zamiar zamówić ją z amazona, ale tego samego wieczoru wygrzebałam ją na Charing Cross Road. Niestety, są to tylko fragmenty, będę więc pewnie szukać wydania z lat dwudziestych, które jest znacznie szersze.
Hilary Mantel Wolf Hall – nie trzeba przedstawiać, cegła jakich mało, ale już mnie kusi.
Peter Matthiessen The Cloud Forest – moja znajomość z tą książką ma długą historię i budzi we mnie sporo wspomnień. Matthiessena uwielbiam od czasu przeczytania „Śnieżnej pantery”, jednej z najważniejszych książek mojego życia. Po jej lekturze zaczęłam szukać wszystkiego, co napisał Matthiessen, niestety w Polsce nic wtedy nie było, a książki angielskie były dla mnie prawie niedostępne. Dziwnymi kolejami losu kiedyś mogłam spędzić kilka nocy w domu rodziny Fiedlerów, pilnując domu i zwierzaków pod nieobecność właścicieli. Atrakcją dodatkową był znajdujący się tam księgozbiór Arkadego Fieldlera, niesamowity zbiór książek podróżniczych w przeróżnych językach, pełen jego notatek. Wśród nich zaś stał sobie „The Cloud Forest” mojego ukochanego autora. Przeczytałam tę książkę w jedną noc, i och, jak bardzo chciałam ją mieć! Nie było rady, musiałam ją skserować. Pojechałam z nią szybciutko do miasta i zrobiłam kopię. (Jeśli czyta to ktoś z Fiedlerów, to wybaczcie, ale nie mogłam się oprzeć!) Gdy wyjazdy do Anglii stały się dla mnie możliwe, pierwszą książką, jaką kupiłam podczas pierwszego pobytu w Londynie, była „African Silences” Matthiessena. Od zawsze szukałam jednak „The Cloud Forest”. Widywałam go w antykwariatach, ale w innych, nieciekawych wydaniach, a ja marzyłam o takim samym, jakie miał Fiedler. I wreszcie jest, może odrobinę nowsze, ale identyczne, w takiej samej, podniszczonej obwolucie!
Iain Pears An Instance of a Fingerpost – tym autorem zainteresowałam się z powodu innej książki, najnowszej – „Stone’s Fall”. Przeczytałam kilka niezwykle entuzjastycznych recenzji, np. na Farm Lane Books, gdy jednak zobaczyłam objętość, cenę i wagę tej książki, postanowiłam, że raczej zamówię ją z Book Depository. W antykwariacie napatoczyła się jednak starsza książka Pearsa, której tytuł też gdzieś mi dzwonił. Zresztą, siedemnastowieczny Oksford, zagadka kryminalna, czterech narratorów i wiele porównań, ponoć nie całkiem na wyrost, do „Imienia Róży” – jak mogłam się nie skusić.
Sophie Hannah The Other Half Lives – pewnie niedługo będzie po polsku, ale skoro nie muszę czekać, to nie będę:)
Deborah Devonshire Counting my Chickens… – Deborah Devonshire to obecna księżna Devonshire, mieszkanka pięknego Chatsworth, o którym pisałam, a także jedna ze słynnych sióstr Mitford. „Counting my Chickens…” to podobno uroczy i zabawny zbiór esejów o jej dzieciństwie i o życiu codziennym w Chatsworth.
Vikram Seth Two Lives i Laura Fish Strange music – te książki dostałam w prezencie od Chihiro, za co jej bardzo gorąco dziękuję! Seth to jeden z pisarzy, których mam na liście od zawsze, a „Two lives” to autobiograficzna opowieść o nim i jego żonie, zaś „Strange music” to powrót do Elizabeth Barret Browning, która ostatnio często pojawia się w moich lekturach:)
George Eliot Middlemarch – to piękne wydanie należy do serii Everyman’s Library – chciałabym kiedyś posiadać cały komplet. Mam tylko kilka – trudno je znaleźć w antykwariatach. Tę wygrzebałam na ulicznym straganie w Bloomsbury, który odkryła Chihiro chwilę przed naszym spotkaniem.
Trevor Lummis The woman’s domain. women and the English country house – wycieczka po tę książkę właśnie zajęła mi ponad trzy godziny, o czym pisałam w poprzedniej notce. Warto było:)
Hallie Rubenhold Lady Worsley’s Whim – jeden z pierwszych głośnych rozwodów w historii Anglii. Chyba pokażę kiedyś mój coraz większy zbiór biografii osiemnastowiecznych kobiet.
Susan Hill Howards End is on the Landing – najpopularniejszy ostatnio tytuł na blogach angielskich. Książka o książkach, pełna uroku i ciepła, bezpretensjonalna, prowokująca do rozważań. Jestem już w połowie i wszystkie zachwyty są w pełni zasłużone. Zresztą, kto by się oparł tak zachwycającej okładce?
Obok książek stosik moich ulubionych herbat, niezbędny wręcz podczas czytania w zimie. Obawiam się jednak, że prędzej wypiję te wszystkie herbaty, niż przeczytam to, co przywiozłam…
No Comments