Rzadko czytam powieści gotyckie, ale od czasu lubię po taką sięgnąć. Literatura angielska w nie obfituje, u nas to chyba mniej popularny gatunek i mniej też takich książek się tłumaczy. „Gra anioła” Ruiza Zafona została jednak wydana w ekspresowym tempie, szybciej niż jej tłumaczenie angielskie – wielkie brawa za to dla Muzy, bo na tę książkę czekało spore grono wielbicieli „Cienia wiatru”.
Napisać druga książkę, gdy pierwsza stała się międzynarodowym bestsellerem, na pewno nie jest łatwo. Rezultat często rozczarowuje, wiedząc to, nie nastawiałam sie na nic wybitnego. Chciałam po prostu sprawdzić na własnej skórze, jak akurat Zafon sobie z tą próbą poradził, i dzięki temu, że oczekiwań specjalnych nie miałam, nie rozczarowałam się, a wręcz spędziłam kilka bardzo przyjemnych godzin w towarzystwie opasłego tomiska.
„Gra anioła” to bowiem dobrze się czytająca powieść grozy. Niby jest trochę rozwleczona, niektóre sceny mogłyby spokojnie zniknąć, inne wydają się mocno naciągane. Cóż z tego jednak, skoro podczas lektury czuć momentami zimny dreszcz wzdłuż kręgosłupa, a powietrze w zwykłym, suchym, blokowym mieszkaniu zaczyna pachnieć zgnilizną.
Bohaterem jest niejaki David Martin, pisarz, który od tajemniczego pryncypała dostaje zlecenie na napisanie niezwykłej książki. Od chwili, gdy przyjął zlecenie, zaczynają się wokół niego dziać dziwne rzeczy, zaś sam David odkrywa mroczne sekrety z przeszłości. Wraz z liczbą przeczytanych stron mnoży się liczba tajemniczych zbiegów okoliczności, trup pada coraz gęściej, zaś książkę odłożyć jest coraz trudniej.
Rozpadające się domostwo z wieżyczką, cuchnące skrzynie, mroczne uliczki – sugestywne opisy miejsc tworzą klimat tej powieści i pozwalają przymknąć oko na chwilowe niedoskonałości fabuły. I nawet jeśli „Cień wiatru” był nieco lepszy, to w „Grze anioła” odnajdziemy ten sam czar i wdzięk, który sprawił, że tak wielu czytelników z całego świata zakochało się w Barcelonie.
No Comments