Wiadomo, że kobiety lubią błyskotki. No, może nie wszystkie, ale ja na pewno do nich należę. A jeśli do tego te błyskotki są częścią legendarnego skarbu, wydobytego przez dwoje zakochanych w sobie, ogarniętych pasją i wierzących w marzenia ludzi, to jak mogłabym się nie zainteresować? Pierwszy raz o Henryku Schliemannie przeczytałam jeszcze w dzieciństwie, kiedy z wypiekami na policzkach ślęczałam całą noc nad „Bogowie, groby, uczeni” Cerama. Schliemann stał się dla mnie największym idolem, jego pasja i entuzjazm moimi wyznaczikami, zaś kariera archeologa największym marzeniem. Właściwie do końca liceum byłam przekonana, że będę studiować archeologię i naprawdę nie wiem, jak to się stało, że w ostatniej chwili zrezygnowałam i złożyłam papiery na anglistykę. Nie wiem, czy żałuję – archeologia to fascynująca nauka, ale chyba jednak magia słów działa na mnie silniej niz magia zakopanych pod ziemią skarbów. Tym niemniej Troja i jej odkrywca wciąż mnie interesują, dlatego bez zastanowienia sięgnęłam po wydany niedawno „Grecki skarb” Irvinga Stone’a, reklamowany jako zbeletryzowana biografia Henryka Schliemanna, w rzeczywistości jednak będący raczej historią jego żony oraz przede wszystkim, jak sam tytuł wskazuje, opowieścią o wykopanych przez nich skarbach.
Czytałam tę książkę bardzo długo, prawie trzy tygodnie, nie dlatego jednak, że mnie nudziła, ale dlatego, że obfituje w cytaty, które zachęcaja do dalszych lektoru i poszukiwań. Nie mogłam sobie odmówić, aby nie sięgać co chwilę po „Iliadę” oraz nie szukać innych greckich tekstów w necie.
Irving Stone to oczywiście klasa sama w sobie i nikogo, kto sięgnął po jakąkolwiek jego książkę nie trzeba chyba namawiać do następnych. Wprawdzie wydaje mi się, że absolutnie najlepsza jest biografia Michała Anioła – „Udręka i ekstaza”, ale może dlatego, że była to pierwsza, którą czytałam. „Grecki skarb” początkowo czytało mi się średnio – irytował mnie bohater i wciąż wydawało mi się, że coś z tą książką jest nie tak. Nie podobało mi się, że autor zaczął opowieść od momentu ślubu Schliemanna z Zofią, ponieważ jego dziecińsywo i początki zainteresowań archeologicznych wydawały mi się ciekawsze i żałowałam, że Irving je pominął (zresztą wciąż nieco żałuję). Po jakimś czasie jednak zorientowałam się, że tym, co naprawdę mnie irytuje, nie jest sama książka, ale fakt, że bohater moich lat dziecinnych jest tu przedstawiony jako egocentryk, ekscentryk, często niepoważny, często skąpy. Poszperałam trochę w innych biografiach i gdy stwierdziłam, że taki obraz Henryka nie jest wymysłem Irvinga, postanowiłam się z tą wizją pogodzić i od tego momentu czytało mi się juz znacznie przyjemniej, aż w końcu dałam się całkowicie pochłonąć opowieści.
Historia odkrycia Troi oraz odkopania królewskich skarbów w Mykenach jest opowiedziana oczami żony Schliemanna, Zofii, która okazała się fascynującą osobą. Niezależna, ambitna i niezwykle utalentowana musiała to być kobieta! Schliemann poślubił ją, gdy miała 17 lat (on był dwukrotnie starszy), ponieważ marzył o greckiej żonie, która miała mu przynieść szczęście. Zofia nie tylko spełniła pokładane w niej nadzieje i faktycznie pomogła Schliemannowi odnaleźć Troję, ale sama stałą się osobą wybitną. Świetnie opanowała kilka języków, pisała artykuły, prowadziła własne, zakończone sukcesem wykopaliska, prowadziła dom, wychowywała dzieci, podróżowała, a wszystko to w wieku dwudziestukilku lat, w epoce, w której kobiety rzadko osiągały taką pozycję, przynajmniej greckie kobiety. Zofia zawładnęła moją wyobraźnią i mam zamiar poszukać teraz jakiejś książki jej tylko poświęconej, zwłaszcza, że „Grecki skarb” kończy się w momencie śmierci Schliemanna, a Zofia była wtedy jeszcze wciąż bardzo młoda, ciekawa jestem więc, co działo się z nią potem.
Tak wyglądała Zofia w biżuterii wykopanej w Troi:
A to jej małżonek:
Opisane przez Irvinga Stone’a losy wykopalisk prowadzonych przez Schliemannów prowadzą do smutnej refleksji, że tak samo jak dziś, wtedy również na przeszkodzie ludziom z pasją stała małostkowość, zawiść i złośliwość polityków i notabli. Trudno wręcz uwierzyć, z jakimi kłopotami musieli się zmagać Henryk i Zofia i tym większy podziw budzą efekty ich pracy. Trzeba przyznać jednak, że sami nie byli bez skazy, bo skarb Priama, znaleziony na terenie Turcji, po kryjomu wywieźli… Stone wspaniale opisuje sam moment odkrycia skarbów w ziemi – to musi być niezwykłe, gdy nagle z piachu i błota wyciąga się złoty naszyjnik czy puchar, i gdy w gorączce zaczyna się przeczesywać kolejne garści ziemi i widzi się coraz więcej kolejnych skarbó!
„Grecki skarb” rozbudza wyobraźnię i zachęca do wyprawy do Grecji i Turcji – po lekturz mam ochotę jechać do Myken, do Troady i w wiele innych starożytnych miejsc. Przede wszystkim chciałabym jednak obejrzeć wykopane przez Schliemannów skarby – skarb Priama oraz klejnoty mykeńskie. Klejnoty mykeńskie i maska Agamemnona zostały w Grecji, można je więc chyba zobaczyć w Atenach. Skarb Priama jednak spotkał inny los. Wbrew obietnicy danej Zofii, iż skarb pozostanie w Grecji, Henryk postanowił wywieźć klejnoty, prawdopodobnie urażony wszytkimi nieprzyjemnościami, które go ze strony Greków spotkały. Przez wiele lat nie mógł się zdecydować, co ze skarbem począć, aż wreszcie podarował go narodowi niemieckiemu i muzeum w Berlinie. Okazało się, że była to zła decyzja i lepiej by zrobił, gdyby posłuchał zony i skarb zostawił w Atenach, w czasie wojny bowiem skarb Priama zaginął. Irving na końcu książki pisze, że skarb nie został nigdy odnaleziony i być może przepadł bezpowrotnie. Ponieważ zmarł w 1989 roku, nie zdążył się dowiedzieć, że klejnoty zostały jednak odnalezione. W czasie wojny wywieźli je z Berlina Rosjanie, którzy przez wiele lat zaprzeczali, iż są w posiadaniu skarbu. Prawda została ujawniona prawdopodobnie przypadkiem przez Borysa Jelcyna, gdy ten podczas oficjalnej wizyty w Grecji w 1993 roku obiecał udostępnienie skarbu Priama na wystawę w willi Schielmanna. Prawdopodobnie byłą to wpadka dyplomatyczna, jako że wcześniej zarówno rosyjski minister kultury, jak i kierowniczka Muzeum Puszkina podejrzanego o posiadanie skarbu kategorycznie zaprzeczali, iż cokolwiek o nim wiedzą.
Gdy wszystko wyszło na jaw, zaczęły się rokowania z Moskwą w sprawie zwrócenia skarbu Berlinowi. Niestety, trwają one do dziś. Skarb prawdopodobnie jest w tej chwili zamknięty w specjalnym pomieszczeniu w Muzeum Puszkina. Po świecie krążyła kiedyś wystawa, ale zawierała ona chyba tylko repliki. Szkoda – bardzo chciałabym te klejnoty zobaczyć.
„Grecki skarb” pobudza więc wyobraźnię i zachęca do dalszych lektur, poszukiwań, wizyt w muzeach. A przy tym jest to po prostu dobrze napisana opowieść o ludziach, którzy wierzyli, że marzenia się spełniają, i że jeśli się czegoś bardzo pragnie i w coś mocno wierzy, nie ma na świecie siły zdolnej nas powstrzymać.
No Comments