Muszę trochę przyspieszyć pisanie zaległych recenzji, bo powoli zapominam, co czytałam… Świadczy to niestety o tym, że nie zapadły mi te lektury wyjątkowo w pamięć. Nie mogę powiedzieć jednak, że były złe, bo sporo rzeczy mi się w nich podobało.
Taka Charlotte Mendelson i „When we were bad” – początek ciężki, nie mogłam się wciągnąć w akcję, a potem jakoś się rozkręciła i ogólne wrażenie raczej na plus. W Anglii recenzje były świetne, moim zdaniem trochę jednak przesadzone. Jest to opowieść o żydowskiej rodzinie z Londynu. Matka, Claudia Rubin, jest rabinem. Jest bardzo znana, napisała kilka bestsellerów, społeczność ją uwielbia, a ona sama bardzo chce, aby jej rodzina uchodziła za wzór. Tym bardziej, że nie chce przyznać się mężowi ani dzieciom, że ich gospodarstwo domowe pogrąża się w długach, a jedyną szansą na ich spłacenie jest powodzenie kolejnej książki, o wartościach rodzinnych traktującej. Gdy więc pojawiają się pierwsze oznaki tego, że w domostwie Rubinów nie wszystko układa się idealnie, Claudia woli wyprzeć to ze świadomości i skupić się na organizacji wielkiego przyjęcia.
Tymczasem reszta rodziny pogrąża się we własnych problemach. Mąż Claudii napisał książkę, która spodobała się wydawcom i ukaże się kilka dni po książce Claudii. On jednak obawia się, że żona poczuje się urażona i uzna go za konkurencję, dlatego woli jej nic nie mówić i wikła się w coraz bardziej splątaną sieć kłamstw. Najstarsza córka, Frances, cierpi na depresję poporodową, nie kocha swojego męża, wybranego jej zresztą przez matką, i wdaje się w dwuznaczną przyjaźń z lesbijką. Syn Leo zostawia przed ołtarzem swoją narzeczoną, aby uciec ze znacznie starszą żoną zaprzyjaźnionego rabina. Swoje problemy mają też inne dzieci. Chcąc ochronić matkę, a może przede wszystkim siebie przed jej silnym wpływem, kłamią coraz częściej, duszą w sobie coraz więcej emocji. Takie zachowanie jednak musi się zemścić, a skrywane uczucia wybuchną ze zdwojoną siłą oczywiście w najbardziej nieodpowiednim momencie.
Tym, co najbardziej przeszkadzało mi w lekturze „When we were bad”, była dość poszarpana narracja. Perypetie poszczególnych bohaterów opisane są w króciutkich rozdzialikach, które rzadko mają więcej niż kilka stron. Czasem taki sposób narracji się sprawdza, a w tym wypadku mi jednak przeszkadzał. Krytycy chwalili zwięzłość autorki, mnie ona jednak męczyła. Dopiero w drugiej części książki akcja zaczyna rzadziej przeskakiwać i od razu czytało mi się lepiej.
Ogólne wrażenie jest jednak całkiem przyjemne, zwłaszcza, że problemy bohaterów, mimo iż umiejscowione w dość egzotycznej dla mnie scenerii, są bardzo realne i namacalne. Nauka przetrwania w rodzinie, w której jedno z rodziców ma bardzo mocną osobowość, i problemy, które napotykamy chcąc przeciąć pępowinę i rozpocząć dorosłe, samodzielne życie dotyczą nie tylko diaspory żydowskiej, a w książce Mendelson można się chwilami przejrzeć niczym w krzywym zwierciadle.
Moja ocena 4/6
No Comments