Zaczyna się moja ulubiona część roku akademickiego. Jest to okres, kiedy wyszłam juz z mroków średniowiecza na literaturze angielskiej i kiedy docieram do moich ukochanych powieści na amerykańskiej. Nie, żebym nie lubiła średniowiecza – Sir Gawain and the Green Knight bawi mnie niezmiennie, Beowulf też nie jest zły (już się nie mogę doczekać, kiedy będę mogła się wybrać do kina), ale już literatura purytańska czy autobiografia Franklina przyprawiają mnie o dreszcze. Emersona uczy się strasznie, bo fizyczny ból sprawia obserwowanie, jak mój ukochanu pisarz nie znajduje za grosz zrozumienia;) Dlatego pierwsza przyjemność przychodzi, gdy docieramy do „Szkarłatnej litery”. Niestety wątpię, czy tę przyjemność dzieli ze mną wielu studentów, ja jednak czekam tylko na pretekst, aby móc ponownie, jak co roku, przeczytać choćby kilka swoich ulubionych fragmentów historii Hester. Opowieść o kobiecie, która potrafiła symbol swojej niesławy obrócić w ozdobę, która z podniesioną głową nosiła swój grzech i upokorzenie porusza mnie odkąd przeczytałam ją po raz pierwszy w liceum. Teraz dopiero doceniam wiele smaczków, których kiedyś nie dostrzegałam. Niezwykłe nazwiska, mówiące o bohaterach tyle samo, co ich wygląd. Artur Dimmesdale, który chowa swój sekret głęboko, żyje w cieniu swojego nie wyjawionego grzechu, nosi nazwisko oznaczające mroczną dolinę. Jest tak słaby, że nie potrafi zawalczyć o swoją miłość, co koresponduje z drugim znaczeniem słowa dim – słaby. Roger Chillingworth, zdradzony mąż, mści się na żonie i jej kochanku z wyrachowaniem i chłodem zawartym w jego lodowatym nazwisku. Pearl, nieślubna córka, piękna i złowroga niczym szkarłatna litera na piersi matki, jasna i czarna jednocześnie, symbolizuje grzech i odkupienie. Zachwyca mnie idealna harmonia panująca w powieści, to, jak symetrycznie układają się ważne momenty, przy jednocześnie nieprzewidywalnym losie bohaterów. Co roku czytam wszystkie trzy sceny na szafocie, sceny pełne perwersji, gdy kochanek Hester zostaje wyznaczony przez nieświadomych towarzyszy na jej sędziego, wzruszające, gdy Hester staje u jego boku w ciemnościach nocy, aby ze zgrozą spostrzec symbol swojej hańby na niebie, wreszcie rozdzierające gdy on sam dojrzewa do tego, aby wyjawić światu swoją prawdziwą naturę o kilka chwil za późno. Zachwyca mnie kolorystyka, konsekwentnie przygnębiająca i jednostajna, szarość i czerń krajobrazu, z któej wyróżniają się tylko trzy elementy – szkarłatna, zdobiona litera piętnująca Hester i przypominająca o jej upartej wierności, kolorowe, zdobione sukienki jej córki, żywego symbolu jej grzechu, oraz szkarłatna róża, wytrwale kwitnąca przy więzieniu, w miejscu, gdzie nikt nie docenia jej piękna. Jeśli nie czytaliście „Szkarłatej litery”, to nie zastanawiajcie się długo. To jedna z tych powieści, które nie zestarzeją się nigdy.
No Comments