Cisza zapanowała na blogu ostatnio, jako że dopadł mnie nagły kryzys, objawiający się dołem i niechęcią do włączania komputera, oraz generalnie jakiejkolwiek aktywności, która nie jest zwinięciem się w fotelu z niewymagającą, acz wciągającą książką. Z pewnością nie bez znaczenia dla tego stanu jest to, że chociaż nie wiem właściwie, jak do tego dopuściłam, pracuję w tym semestrze przez siedem dni w tygodniu, w każdym tygodniu… Najbliższy wolny dzień będę miała na Wielkanoc, która jak na złość w tym roku przypada oczywiście wyjątkowo późno… I oczywiście to wcale nie znaczy, że pod koniec semestru będę dużo bogatsza niż teraz, a że po dwóch pierwszych tygodniach takiego funkcjonowania zaczyna do mnie docierać, jak to właściwie będzie, to uważam, że mam prawo wyjątkowo pomarudzić… Wyjątkowo na blogu, bo w domu marudzę zdecydowanie częściej;)
Zmieniłam więc lekturę z bardzo dobrej skądinąd „Ziarna bogactwa. Pięć roślin, dzięki którym powstały fortuny” na znacznie lżejszą, a za to grubszą historię z romansem, osiemnastowieczną zagadką i angielskim krajobrazem w tle i czekam, aż się przyzwyczaję na tyle, żeby mi się cokolwiek po tej ciągłej pracy chciało. Nawet kupować książek nie mam ostatnio ochoty, aczkolwiek to akurat dobry objaw i mam nadzieję, że się jeszcze trochę utrzyma, może uda się przerzedzić nieco zalegające wszędzie stosiki! Jutro jednak na chwilę zawieszę swój marazm i w przerwie między zajęciami mam zamiar wyskoczyć z Olą na targi książki dla dzieci. Przynajmniej jej ochota na kupowanie książek jakoś nie przeszła;) Jutro zdamy relację z zakupów!
No Comments