Nie mogę powiedzieć, żebym z radością witała koniec dwutygodniowej prawie przerwy od pracy, ale jest coś, co osłodziło mi powrót do domu. Kilka razy w trakcie majówki poczułam ukłucie żalu, że nie zabrałam ze sobą książki, która towarzyszy mi każdego dnia od początku tego roku, a która jest tak ogromną i ciężką cegłą, że niestety nie za bardzo nadaje się do podróży. „The Assassin’s Cloak” pod redakcją Irene i Alana Taylor to antologia fragmentów dzienników i pamiętników, którą podczytuję regularnie od stycznia. Najpierw leżała na stoliku nocnym, później w pokoju dziennym obok fotela, a w tej chwili wywędrowała do łazienki. Mam ją już od dawna, i gdy 1 stycznia postanowiłam, że w tym roku będę ją czytywać codziennie, nie byłam pewna, na jak długo starczy mi cierpliwości i zapału. Okazuje się, że nie było się czego obawiać – jest większe ryzyko, że przeczytam kiedyś za dużo do przodu i skończę za szybko, niż że lektura ta mnie znuży.
Antologia ta została ułożona według prostego, acz genialnego schematu. Fragmenty nie są ułożone chronologicznie ani według ich autorów, lecz na podstawie dat nie uwzględniając roku. Każdego dnia możemy przeczytać, co się działo w życiach i umysłach osób żyjących w różnych miejscach i epokach. I tak 1 stycznia 1662 roku Samuel Pepys, wyrwany znienacka ze snu, zdzielił swoją żonę łokciem w twarz, w roku 1915 Virginia Woolf nie mogła zasnąć z powodu dzwonów bijących przez całą noc, które dawały jej nadzieję na rychły koniec wojny, a Adrian Mole zrobił listę noworocznych postanowień w roku 1983. Taki układ okazał się zaskakująco świeży i wciągający. Nie da się czytać wpisów jednej, konkretnej osoby, ale często natykamy się na wpisy autorów, których już znamy, albo poznaliśmy kilkanaście stron wcześniej. Mamy tu relacje z ważnych wydarzeń – po powrocie z majówki przeczytałam kilka wersji wrażeń po śmierci Hitlera. Przeglądając dalszą część książki, rzucił mi się w oczy taki wpis Franza Kafki z 2 sierpnia 1914 roku:
„Germany has declared war on Russia. – Swimming in the afternoon.”
Pod datą 29 marca znajdziemy zapisane drżącą ręką ostatnie słowa kapitana Scotta:
„It seems a pity, but I do not think I can write more-
Last entry. For God’s sake look after our people.”
Wśród autorów jest sporo znanych nam dobrze osób: często pojawiają się Virginia Woolf, Dorothy Wordsworth, Samuel Pepys, John Evelyn, Henry David Thoreau, Lew Tołstoj. Jest też mnóstwo nazwisk, które nic mi nie mówią, co być może źle świadczy o mnie. Na szczęście z tyłu jest bardzo krótki, ale pomocny słowniczek biograficzny. Natykam się też od czasu do czasu na postaci osiemnastowieczne, które znam dość dobrze, mimo iż nie są zapewne powszechnie znani – wielebny James Woodforde, uroczy pastor z prowincji, który prowadził bardzo interesujący pamiętnik; Fanny Burney (no ona może akurat jest znana); Lady Elizabeth Grant, autorka „Memoirs of a Highland Lady”. Łącznie książka zawiera ponad 1800 fragmentów autorstwa 170 osób! Uwielbiam momenty nagłych iluminacji, gdy odkrywam, że znam tę osobę i wiem, o czym pisze, pamiętam kontekst wydarzeń. Z przyjemnością też wynotowuję sobie rzeczy, które mnie zaciekawiają na tyle, że chciałabym ich kontekst poznać. Mam już oczywiście całą listę pamiętników do zdobycia.
Trochę szkoda, że większość autorów ujętych w antologii to Anglicy, przydałoby się trochę szersze spojrzenie, ale trzeba przyznać, że wtedy w jednym tomie nie dałoby się już zamknąć całości. Polecam do stopniowego podczytywania, poszerzania horyzontów, odnawiania dawnych znajomości. Urocza, pełna małych zachwytów i wielkich odkryć lektura. Warto wyjaśnić jeszcze pochodzenie tytułu – dlaczego płaszcz zabójcy? „Pamiętnik jest płaszczem zabójcy, który zakładamy, gdy chcemy dźgnąć towarzysza w plecy naszym piórem” – William Soutar, 1934.
Lubicie czytać pamiętniki i dzienniki? I co sądzicie o czytaniu książki w małych kawałkach przez cały rok? Podczytujecie coś regularnie czy wolicie przeczytać od razu całość? Próbowałam czytać w małych kawałkach wielotomowe powieści, na które nigdy nie mam czasu, ale nie sprawdziło się to – w pewnym momencie akcja mnie wciągała na tyle, że i tak rzucałam wszystko inne i czytałam. Taka antologia to jednak co innego – codzienna dawka humoru, wzruszeń i informacji, na tyle krótka, że nie znuży, i na tyle interesująca, że kusi każdego dnia.
No Comments