Podeszłam do tej książki nieufnie, bo co też norweska dziennikarka może wiedzieć o Rosji? Okazało się, że niesłusznie. Erika Fatland po Rosji i krajach sąsiednich podróżuje od dawna, mówi doskonale po rosyjsku i zdecydowanie wie, o czym pisze. Jej książka, będąca relacją z podróży wokół tego największego kraju świata, okazała się lekturą całkiem zajmującą i przyjemną.
Fatland swoją misję potraktowała dosłownie. Postanowiła, że objedzie Rosję dookoła i sprawdzi, jak żyje się w bezpośrednim sąsiedztwie największego kraju świata, ale nie ograniczyła się tylko do podróży do czternastu państw, które z Rosją sąsiadują. Zaczęła swoją relację od opisu od wyprawy morskiej, która zaczęła się nad Morzem Beringa, a skończyła w Murmańsku. W ciągu czterech tygodni pokonała statkiem ponad dziesięć tysięcy kilometrów, płynąc przez nieprzyjazne wody obrzeży Oceanu Arktycznego. W rzeczywistości ten odcinek stanowił ostatni etap podróży wzdłuż granicy, która jest dłuższa niż obwód Ziemi (granica Rosji to 60 932 km, a obwód planety to 40 075 km). Te liczby pozwalają sobie uzmysłowić ogrom zadania, jakie sobie wyznaczyła. Musiała pokonać różne strefy klimatyczne, zmierzyć się z komunikacją w wielu językach, a przede wszystkim – znaleźć sposób na opisanie tego ogromu. Postawiła na prostotę, która, moim zdaniem, doskonale się sprawdziła. Postanowiła, że po prostu opowie o samej podróży, o ludziach, których spotkała i trudnościach, z którymi przyszło jej się zmierzyć, bez porywania się na jakieś analizy i syntezy. Rezultat okazał się wielce zadowalający.
Nie da się jednak ukryć, że materiał miała Fatland niezwykle ciekawy. Kraje otaczające Rosję są przecież niesamowicie różnorodne. Zaczynając od Korei Północnej, przez Chiny, „stany” Azji Środkowej, Kaukaz, kraje bałtyckie, a na Finlandii i Norwegii kończąc, każdy graniczący z rosyjskim imperium kraj ma z tym imperium skomplikowaną relację. Ciekawa jest zarówno historia, jak i współczesność i to, jak zwykli ludzie radzą sobie z padającym na nich cieniem sąsiada. Fatland celowo nie wjeżdża praktycznie do Rosji, ale wszystkich swoich rozmówców o Rosję pyta, tym samym pozwalając, by i na nią padał tylko cień. Spotyka oczywiście Rosjan, bo też żyją oni przecież po obu stronach granicy, ale do samej Rosji zagląda właściwie tylko na początku i na końcu swojej wielomiesięcznej podróży.
Niezwykle ciekawa wydała mi się jej relacja z podróży przez Koreę Północną, do której musiała pojechać jako zwykła turystka, ukrywając to, że jest dziennikarką. Dzięki temu można założyć, że zobaczyła mniej więcej to, co i my zobaczylibyśmy, wybierając się na taka wycieczkę. Jednocześnie jednak Fatland bardzo stara się wyjść poza ramy standardowej wycieczki, obserwuje uważnie i widzi być może więcej niż większość turystów. Fascynowała mnie też jej opowieść o granicy chińsko-rosyjskiej i o miastach, które są w jakimś sensie „pomiędzy” dwoma mocarstwami.
Słabością „Granicy” są nieco nużące fragmenty historyczne. Autorka bardzo stara się rzetelnie przybliżyć czytelnikowi skomplikowaną przeszłość graniczących z Rosją państw, ale po jakimś czasie staje się to nużące. Takie skrócone kompendia niełatwo się czyta, a i przekazane w nich informacje szybko się ulatniają. Jednak jej wrażenia z podróży, rozmowy z mieszkańcami wszystkich czternastu krajów, a także opisy trudności, które musiała przezwyciężyć składają się na lekturę fascynującą, od której miejscami trudno się oderwać. Całość jest więc zdecydowanie warta polecenia. Ja zaś mam zamiar nadrobić zaległą lekturę wcześniejszej książki Eriki Fatland, czyli „Sowietstanów”, które chyba niesłusznie pominęłam.
Moja ocena: 4.5/6
Erika Fatland "Granica. Podróż wokół Rosji"
Tłum. Maria Gołębiewska-Bijak
Wydawnictwo Post Factum 2019
6 komentarzy
Dzięki Twojemu wpisowi (tak, tak, siła sprawcza bloga) o Samarkandzie Maaloufa wybraliśmy się rodzinnie do Uzbekistanu. Oczywiście najpierw przeczytaliśmy rzeczonego Maaloufa i parę innych książek, wśród nich „Podróż przez…” Fatland. Polecam, choć mam tam jakieś zastrzeżenia dotyczące ocen i stanowisk autorki (np. przy okazji sytuacji młodzieży w którejś z opisywanych republik pisze, że po darmowych studiach absolwenci muszą odpracować przez ileś lat to, co państwo w nich zainwestowało, następnie komentuje, że jej koledzy w Finlandii bardzo ucieszyliby się z takiej gwarancji zatrudnienia…). Ale przeczytaj koniecznie.
O, jak piękny dowód na wpływ blogów na czytelników 😉 I to pozaliteracki.
I wpływ książek na czytelników 🙂
Ooo, wspaniale! Zazdroszczę i też pójdę w Wasze ślady kiedyś! „Sowietstany” Fatland już przeczytałam i choć faktycznie czasem mi coś zgrzytało, całość zdecydowanie na plus. Pozdrawiam serdecznie!
Ciekawa historia i świetna recenzja 😀
MÓJ BLOG
Dziękuję 🙂