Ostatnio dostaję często pytania o dobre powieści, które pomogą przetrwać ciemne popołudnia i niekończące się wieczory. Takie, żeby się nie chciało iść spać, bo jeszcze parę stron i żeby coś potem zostawało do przemyślenia. Wybrałam więc dziesięć, żeby tradycji stało się zadość – nowych i starszych, lżejszych i poważniejszych. Różnorodnych, żebyście mogli wybrać coś dla siebie.
Guzel Jachina „Zulejka otwiera oczy”, tłum. Henryk Chłystowski
Na początek książka, którą zapewne już znacie, ale jeśli nie, to koniecznie wpiszcie ją na listę zimowych lektur. Wybrałam ją na Książkę Roku 2018 i choć czytałam już prawie rok temu, nadal tkwi mi w głowie. Poruszająca opowieść o Tatarach, o wywózkach zamożnych chłopów na Sybir i o kobiecie, która w dziczy nad Angarą umiała ułożyć sobie życie. Mój rok upłynął w znacznym stopniu pod znakiem Syberii – sporo czytałam o Rosji, spędziłam na Syberii lato, widziałam zachód słońca nad Angarą. Może właśnie dlatego, że poprzedni rok zakończyłam lekturą Zulejki?
Karen Blixen „Pożegnanie z Afryką”, tłum. Józef Giebułtowicz, Jadwiga Piątkowska
Kiedy wznowiliśmy w Wydawnictwie Poznańskim powieść Karen Blixen, ze zdumieniem zdałam sobie sprawę, jak wiele osób tej książki nigdy nie czytało. Wiadomo, wszyscy mamy zaległości w klasyce i gdybym chciała zamieścić tu moją osobistą „listę wstydu”, mogłyby paść serwery 😉 Jednak „Pożegnanie z Afryką” czytałam wiele razy i jest to dla mnie bardzo ważna książka, miałam więc wrażenie, że cały świat zna ją na pamięć. Jeśli należycie do osób, które nie miały dotąd okazji po nią sięgnąć, zachęcam z całego serca. Powieść Blixen to pięknie napisana lekcja tolerancji, zrozumienia dla Innego, oda do afrykańskiej przyrody i do piękna świata. Mój stary egzemplarz (poprzednie wydanie w Serii Skandynawskiej!) jest cały popisany, ma mnóstwo karteczek, podkreśleń i nosi widoczne ślady bliskiego kontaktu z kawą. Obawiam się, że nowy za parę lat będzie wyglądał podobnie, ponieważ książka Blixen nie jest u mnie dekoracją.
Petra Soukupová „Najlepiej dla wszystkich”, tłum. Julia Różewicz
Miałam dużą wiarę w tę autorkę, ponieważ kupiłam „Najlepiej dla wszystkich”, chociaż na półce od prawie trzech lat mam nieprzeczytane „Pod śniegiem”. Słysząc, że „Pod śniegiem” jest lepsze, zaczęłam od nowszej pozycji, a teraz cieszę się, że mam tę wcześniejszą pod ręką. „Najlepiej dla wszystkich” czyta się bowiem znakomicie, choć to chwilami bardzo mocna powieść o toksycznych relacjach rodzinnych. To historia Victora, którego matka wywozi na wieś do babci, bo sobie z nim po prostu nie radzi. Zresztą dostała właśnie rolę w serialu, to jej szansa, a rozrabiający dziesięciolatek jest za dużym obciążeniem. Victor jedzie więc na wieś, do pogrążonej w żałobie po mężu babci, która nie rozumie, po co mu ten cały internet i dlaczego nie może po prostu iść na dwór. Matka walczy z wyrzutami sumienia i obawą, że straci syna, babka pragnie wkupić się w łaski wnusia, ale nie na tyle, żeby zrezygnować ze swoich zasad, a Victor musi szybko dorosnąć. Zarwałam dla tej książki noc i choć zakończenie mnie nieco rozczarowało, uważam, że całość broni się całkiem nieźle.
Tana French „Wiedźmie drzewo”, tłum. Łukasz Praski
Bardzo lubię książki Tany French, ni to kryminały, nie to powieści psychologiczne. Zapewniają rozrywkę na dobrym poziomie, napisane są ładnym językiem, a ich akcja często toczy się w bardzo klimatycznych miejscach typu stare domostwa i ciemne lasy. Miłośnicy kryminałów mogą być rozczarowani, ponieważ intryga gra tu drugorzędną rolę. „Wiedźmie drzewo” nie jest najlepszą książką tej autorki, ale myślę, że trzyma poziom. Mamy tu popełnioną przed laty zbrodnię, irytującego bohatera i sporo grzebania we wspomnieniach. Całość wciąga, choć przyznam, że mało już pamiętam, a od lektury minęło dopiero kilka tygodni. Jako rozrywka na długi, zimowy wieczór powinna się ta książka jednak doskonale sprawdzić.
Iain Banks „Ulica Czarnych Ptaków”, tłum. Władysław Masiulanis
Coś dla osób, które nie przepadają za nowościami i wolą buszować po allegro niż po bonito. „Ulica Czarnych Ptaków” to szkocka saga rodzinna, którą otwiera całkiem mocne zdanie: „Był to dzień, w którym wybuchła moja babcia”. Potem jest tylko lepiej. Mamy ekscentryczną rodzinę, fascynującego głównego bohatera, który jest zarazem totalnie niewiarygodnym narratorem i pokaźną dawkę sarkazmu. Wsiąka się w tę książkę po uszy.
Einar Kárason „Sztormowe ptaki”, tłum. Jacek Godek
Trochę ponad 100 stron, ale ile emocji! Grupa islandzkich rybaków wypływa w daleki rejs. Chcą złowić karmazyna, wiedzą, że łatwo nie będzie, ale piękna pogoda usypia ich czujność. Do czasu. Żywioł uderza w nich ze wszystkich stron i będą musieli stoczyć walkę na śmierć i życie. Kárason pisze niesamowicie plastycznie, a Jacek Godek pięknie to przełożył na polski. „Sztormowe ptaki” to lektura na jeden wieczór, ale będzie to wieczór dobrze spędzony. Więcej napisałam tu.
George Mackay Brown „Nad oceanem czasu”, tłum. Michał Alenowicz
Jedyna książka z tego zestawienia, której jeszcze nie przeczytałam. Jestem mniej więcej w jednej trzeciej i już wiem, że szkocka powieść zdecydowanie powinna znaleźć się w dzisiejszym zestawieniu. Tym razem tło akcji stanowią Orkady – szkocki archipelag obmywany przez zimne morze, a mało co lubię bardziej niż książki, które opowiadają o życiu na północnych wyspach (a tyle ich ostatnio, że chyba muszę pomyśleć nad drugą edycją Niedzielnej dziesiątki książek o wyspach – pierwsza tutaj). „Nad oceanem czasu” to bardzo bogata powieść, pełna odniesień do folkloru i historii nieco baśniowa i poetycka. Czyta się świetnie, zwłaszcza gdy za oknem mrok.
Sebastian Barry „Dni bez końca”, tłum. Jędrzej Polak
Może mi się tylko wydaje, że powieść Sebastiana Barry’ego, nagradzana i chwalona za granicą, u nas przeszła trochę bez echa. To świetnie napisana wariacja na temat westernu i powieści przygodowej, nieoczywista i wzruszająca. Mamy tu wojnę, której nie widać, mamy wielką historię i intymną opowieść, potoczystą gawędę i zdania-perełki (ale nie od dziś wiadomo, że jestem psychofanką tłumaczeń Jędrzeja Polaka). Świetna powieść na kilka wieczorów, czytajcie! Sebastian Barry to w Wielkiej Brytanii ważny pisarz, niech i u nas zdobędzie wreszcie rozgłos.
Delia Owens „Gdzie śpiewają raki”, tłum. Bohdan Maliborski
Bagna Luizjany i małomiasteczkowa społeczność amerykańskiego południa w tle, a na pierwszym planie historia ocierająca się dość mocno o romans. Cóż, bilans się wyrównuje, można by rzec. Dobre, choć chwilami trochę banalne czytadło, które jako wieczorna rozrywka sprawdzi się doskonale, zwłaszcza kiedy będziecie padać z nóg po świątecznych porządkach. Główna bohaterka, Dziewczyna z Bagien, jak ją nazywają w miasteczku, to samotniczka z konieczności i z wyboru. Porzucona przez bliskich, jako sześciolatka musiała nauczyć się dbać sama o siebie, zarabiać na jedzenie, gotować kaszę i łowić ryby. Wyrosła na znawczynię mokradeł, choć mało kto zna ją z tej strony. Jej historia splata się z dochodzeniem w sprawie śmierci mężczyzny, którego ciało znaleziono na bagnach. Typowy amerykański bestseller, ale z tak klimatycznym tłem, że można przeczytać.
Louisa May Alcott „Małe kobietki”, tłum. Ludmiła Melchior-Yahil
Jeśli macie ochotę na klasykę, a „Pożegnanie z Afryką” już za wami, może sięgnijcie po „Małe kobietki”? Ta mocno przesłodzona i moralizatorska powieść została właśnie zekranizowana, a dobra obsada przyciągnie pewnie do kin tłumy. Warto wcześniej przeczytać, bo czemu nie? Trzeba wziąć poprawkę na to, w jakich czasach powstała i nie zżymać się na kazania głoszone przez matkę głównych bohaterek. One same są jednak urocze, ich perypetie mają sporo staroświeckiego wdzięku, a siostrzane relacje są dokładnie takie, jak dzisiaj. Siostry March czubią się i kochają, czasem ranią, częściej wspierają. Łatwo je polubić, a że każdy rozdział zawiera jedną historię z ich życia, czyta się tę książkę dobrze i bez wysiłku.
Czytaliście coś z tej dziesiątki? Polecacie czy niekoniecznie? A może dorzucicie swoje propozycje powieści na zimowe wieczory?
6 komentarzy
Dla mnie literatura na zimowe, wiosenne, letnie i jesienne wieczory nie różni się niczym od siebie 😉
CZYTALAM POZEGNAMIE ABSOLUTNA KLASYKA polecać nie trzeba Dni bez końca. Tez świetne i Tane French znam.
„Pożegnanie z Afryką” muszę koniecznie przeczytać! Wpisuję ją na moją listę 🙂
„Zulejka otwiera oczy” to książka, którą przeczytałam w tym roku, jest absolutnie genialna!
Od siebie polecam „Grona gniewu”, jeśli nie znacie. Można przez tę książkę oglądać nasze dzisiejsze społeczeństwo, prawdy zawarte w „Gronach” są nadal aktualne.
Królowie przeklęci Druona
Zulejka otwiera oczy- świetna pozycja! Nosi się tę książkę jeszcze dlugo w sobie po przeczytaniu. Bardzo chciałabym żeby powstała druga część…
Tana French też bardzo lubię jej książki !