Jestem w mieście książek, wprawdzie nie oficjalnym, bo nie znajdującym się na liście tzw. Booktowns, ale zdecydowanie zasługującym na to miano. Mnie przynajmniej Londyn kojarzy się przede wszystkim z książkami. Nigdzie chyba nie ma tylu księgarni, antykwariatów, tyle miejsc związanych z pisarzami i książkami! Będę spędzała dni nad 200-letnimi rekopisami, a popołudnia i wieczory snując się po księgarniach i parkach. Ach, jak fantastycznie jest czasem nie myśleć o żadnych problemach:)
Zostawiłam w domu nie doczytaną Sarę Waters – było to dość bolesne, bo zostało mi jakieś 20 stron jedynie… Ale jako że nie wciągnęła mnie tak, jak się spodziewałam, czytanie szło mi dość powoli. Trochę szkoda…
Pozdrawiam Was jesiennie!
No Comments