Nie da się ukryć, że nie odpoczywam. Wyjazd do Luton jest chyba jedną z większych pomyłek, jakie udało mi się popełnić, zarazem jednak staje się niezłym przyczynkiem do dalszej dyskusji o edukacji. Być może jestem rozpieszczona, bo wszystkie uczelnie, na których studiowałam, miały bardzo dobrą renomę, ale takiej fuszerki, jaką wykonuje właśnie University of Bedfordshire, nie widziałam jeszcze nigdzie. Kurs, który został przygotowany na nasze zamówienie, nie jest w żaden sposób dostosowany do naszych oczekiwań, które były jasno przedstawione dużo wcześniej. Wykładowcy są nieprzygotowani, improwizują, a tematyka zajęć nie wykracza poza zagadnienia, które porusza się u nas na pierwszym roku studiów. Czuję się zażenowana za nich samych, i strasznie mi żal straconej okazji, bo można było naprawdę wiele się nauczyć… Trudno, bywa i tak. Przynajmniej pozbywam się tutaj naszych typowych polskich kompleksów…
Na szczęście życie w akademiku upływa całkiem wesoło, mimo chwilowych momentów załamania podczas wykonywania zadań domowych, które są kompletnie pozbawione sensu. W ramach podnoszenia morale chodzimy, jak to kobiety, na zakupy. Koleżanki kupują buty i torebki, a ja? Tak, wiem, nie muszę mówić!
W niedzielę spotkałam się z Dabarai i razem ugrzęzłyśmy (dosłownie) w pewnej piwnicy. Piwnica była na szczęście niezbyt ciemna i zapełniona książkami. Cztery sale, regały gęsto ustawione, wszystkie tomy w jednakowej cenie wynoszącej zawrotne pół funta, i zero jakiegokolwiek porządku! Chyba wystraszyłyśmy innych kupujących, bo jakoś szybko uciekali, a my buszowałyśmy półtorej godziny, zostawiając za sobą stosy ładnie poukładanych książek, które chciałyśmy sobie nawzajem wcisnąć. Ktoś, kto przyszedł tam po nas, dostał na tacy kilka dobrze dobranych zestawów książek! Adres piwnicy dla zainteresowanych;)
Wczoraj w ramach desperackiej próby wyciągnięcia jakiejś korzyści z pobytu tutaj wybrałam się po południu do pobliskiego Bedford, gdzie mieści się archiwum hrabstwa. Udało mi się w nim wyszperać pamiętnik niejakiej Catherine Talbot – drobnym maczkiem zapisane stroniczki, opowiadające o jej wakacyjnym pobycie w jednej z miejscowych rezydencji. Bardzo ciekawe, choć bezmiar bezczynności, na którą była skazana, nieco mnie przytłoczył. Zajrzałam też do dzienniczka Mary Orlebar, innej osiemnastowiecznej panienki, z okolic Luton, który okazał się jeszcze mniejszy i jeszcze drobniej napisany niż dziennik Catherine. Archiwum jest pełne kurzu, ciemne i staroświeckie, ale atmosfera panuje tam przyjazna, a pracownicy naprawdę znają się na rzeczy! Udało mi się też zajrzeć do antykwariatu w Bedford, co przybiło mnie ponownie, jako że natrafiłam tam na cudowne znalezisko, którego jednak nie kupiłam. W dziale książek przecenionych, pomiędzy całymi stosami makulatury, stoją sobie piękne cztery tomy listów i pamiętników Fanny Burney. Oprawione w skórę, ze złoconymi stronami, wydanie z dziewiętnastego wieku. Za taką cenę, że aż się chce płakać – 8 funtów za całość, po 2 funty za tom. Są jednak tak ogromne i ciężkie, że ich nie wzięłam i oczywiście żałuję, ale żadną miarą nie wepchnęłabym ich do plecaka, zaś wysyłka kosztowałaby majątek. Łamię się jednak trochę i nie wiem, czy tam jeszcze przed weekendem nie wrócę;)
Zobaczcie zresztą sami, dlaczego nie powinnam kupić kolejnych czterech książek – oto, co muszę wcisnąć do plecaka…
Od góry:
„Women Romantics 1785-1832: writing in prose” Jennifer Breen (ed.)
„Journey to the River Sea” Eva Ibbotson – książka dla dzieci, ale ujął mnie opis z okładki
„Ilustrado” Miguel Syjuco – filipiński autor, a książka dostała nagrodę Man Asian Literary Prize
„The Queen of the Tambourine” Jane Gardam – polecona przez Dabarai
„Memoirs of a Highland Lady” Elizabeth Grant – dziewiętnastowieczny pamiętnik, już go czytałam, ale cieszę się z własnej kopii!
„The Spice Island voyage” Tim Severin – podróżnicza książka o wyprawie po Indonezji śladami Alfreda Russela Wallace’a.
Deborah Lawrenson „The Lantern” – od lat szukam innej książki tej autorki, a to jest jej najnowsza powieść, nieco gotycka, i zbiera dobre recenzje.
„Cutting for Stone” Abraham Verghese – Etiopia, Indie i Nowy Jork, a powieść zebrała sporo nagród i od dawna była na mojej liście poszukiwanych.
Alexander Hemon „The Lazarus Project” – kolejna, której zakup planowałam od lat.
„A Gathering Light” Jennifer Donnely – o tej nie wiem nic, ale mnie zaintrygowała, kupiłam więc w ciemno.
„All that is gone” Pramoedya Ananta Toer – opowiadania indonezyjskiego noblisty
„The Anatomy of Murder” Imogen Robertson – kryminał osadzony w osiemnastowiecznym Londynie.
„If Walls Could Talk” Lucy Worsley – świetna książka o historii poszczególnych pokoi i przedmiotów codziennego użytku.
Niestety to jeszcze nie koniec:
Od lewej:
„The Mitfords. Letters between six sisters” Charlotte Mosley (ed.) – prezent od Dabarai, bardzo dziękuję!
„The Secret History of Georgian London” Dan Cruickshaw
„Courtiers. The Secret History of the Georgian Court” Słowo „secret” najwyraźniej podwyższa sprzedaż, zwłaszcza, gdy występuję w połączeniu z przymiotnikiem „georgian”. Obie te książki są jednak znakomite, więc moim skromnym zdaniem sprzedałyby się i tak. Ja bym w każdym razie je kupiła.
„Major Pettigrew’s last stand” Helen Simonson – hit z blogów angielskich, wszystkim się podoba, a że dzieje się na angielskiej wsi, to czemu nie?
„The Eighteenth Century: Art, Design and Society, 1689 – 1789” Bernard Denvir
Nie powinnam się już pewnie przyznawać, że kilka książek, które kupiłam w poprzedni weekend, mój brat już zabrał do Polski. Jak jednak stali czytelnicy tego bloga wiedzą, mam już spore doświadczenie we wpychaniu pozornie niemożliwych ilości książek do plecaka tudzież walizki, więc zapewne i tym razem się uda. Muszę tylko sprawdzić to zawczasu, żeby w razie potrzeby mieć czas na kupno większej walizki, tudzież rozlokowanie części książek w walizkach koleżanek.
Dla tych zaś, którzy (podobnie jak ja zresztą) odczuwają czasami wyrzuty sumienia z powodu kupowania zdecydowanie zbyt dużych ilości książek, specjalny cytat z książki, którą czytałam przed wyjazdem:
I have no feeling of guilt regarding the books I have not read and perhaps will never read; I know that my books have unlimited patience. They will wait for me till the end of my days.
Nie mam poczucia winy odnośnie książek, których nie czytałem i zapewne nigdy nie przeczytam; wiem, że moje książki mają nieograniczoną cierpliwość. Będą na mnie czekać do końca moich dni.
The Library at Night Alberto Manguel
Co oczywiście nie znaczy, że nie mam zamiaru ich przeczytać! Ale lubię mieć zapasy, zwłaszcza że obawiam się, że nie zawsze będę mogła tu tak często przyjeżdżać. A teraz uciekam sprawdzić nominacje do Bookera, żebym zdążyła jeszcze kupić co ciekawsze tytuły;)
No Comments