Nasz rynek książki działa prężnie, a tytuły, które wzbudziły największe zainteresowanie czytelników zagranicznych, zwłaszcza angielskich i amerykańskich, dość szybko pojawiają się w polskim tłumaczeniu. Niestety, nie zawsze, czego najlepszym przykładem jest książka, która w zeszłym roku zdobyła dwie prestiżowe nagrody literackie i zauroczyła tysiące czytelników.
W tym wypadku jednak opóźnienie mnie nie dziwi. Helen Macdonald napisała „H is for Hawk” językiem gwałtownym i subtelnym zarazem. Jej styl jest tak specyficzny, bogaty i najzwyczajniej w świecie piękny, że tłumacz będzie się musiał wykazać niezwykłym kunsztem. Lepiej, żeby miał na to jak najwięcej czasu.
„H is for Hawk” to książka o tym, co się dzieje, kiedy zatrzemy granice między tym, co domowe, codzienne, oswojone, a tym, co dzikie i nieobliczalne. Wyobraźcie sobie, że rano wchodzicie do kuchni i zastajecie w niej panterę śnieżną, która pożera właśnie waszego kota. Takiego porównania używa Helen Macdonald do opisania tego, na co się porwała. Wpuściła do swojego świata, do swojego pełnego książek, gazet i płyt domu jastrzębia.
Macdonald jest osobą równie niezwykłą, jak jej pomysł. Pracowała jako sokolnik dla rodziny królewskiej w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Choć w jej rodzinie nie ma tradycji naukowych, pracuje na uniwersytecie w Cambridge jako historyk. Opublikowała trzy tomiki poetyckie. I już jako sześciolatka wiedziała, że chce hodować ptaki drapieżne. Dlatego kiedy jej ojciec zmarł niespodziewanie na zawał serca, jej jedynym sposobem na poradzenie sobie z żałobą był pomysł, który ją samą zadziwił – postanowiła kupić sobie jastrzębia.
Hodowla jastrzębi to nie przelewki. Nie są to ptaki, które łatwo oswoić. W porównaniu do sokołów są jak pantery śnieżne względem kotów domowych. Helen kupuje dziesięciotygodniową samicę jastrzębia z hodowli. Jedzie po nią do Szkocji, a widząc ją po raz pierwszy, czuje szarpnięcie w sercu. „Jest jak magiczna sztuczka. Gad. Upadły anioł. Gryf z ilustrowanej książki. Coś jasnego i odległego, jak złoto połyskujące w wodzie.” Jej pojawienie się „napełniło dom dzikością, tak jak wazon z liliami napełnia go zapachem”.
Helen nadaje jej imię Mabel, od łacińskiego amabilis, czyli miły, kochany. To imię nadane na przekór, jako że sokolnicy wierzą, że im łagodniejsze imię, tym bardziej waleczny i dziki będzie ich ptak. Helen chce się jednak odciąć od postępowania człowieka, który ją od zawsze fascynował i odpychał. T. H. White, brytyjski pisarz, który podjął kiedyś próbę oswojenia jastrzębia i poległ sromotnie, nazywał swojego ptaka całą litanią przedziwnych imion: Hamlet, Makbet, Śmierć, Nero, Byron. Helen kiedyś to bawiło, teraz jednak, patrząc na jastrzębia w swoim pokoju, poczuła smutek.
Smutek towarzyszy jej przez cały czas. Śmierć ojca, który nauczył ją cierpliwego wpatrywania się w niebo i czekania, aż pojawi się ptak, wstrząsnęła nią. Przez cały czas czuła jego nieobecność i nie potrafiła tego uczucia oswoić. Pisząc mowę, którą miała wygłosić podczas poświęconego mu wieczoru, nie mogła przypomnieć sobie pewnego szczegółu. Odruchowo chwyciła za telefon, żeby do niego zadzwonić z prośbą o przypomnienie.
Nie potrafiąc poradzić sobie z żałobą, po prostu chowa się przed światem. Zamyka się w domu z Mabel i oswaja ją powoli i z niezwykłą cierpliwością. Jej opowieść o tym skomplikowanym procesie jest fascynująca. Sekret polega na tym, żeby robić wszystko powoli. „Przechodzić z ciemności do światła, z zamkniętych pomieszczeń na dwór, najpierw trzymać się z daleka, potem podchodzić bliżej, dzień po dniu, do tego obcego świata pełnego podniesionych głosów, machających rąk, jaskrawych, plastikowych wózków i ryczących skuterów”. Oswojenie dzikiego ptaka z tym wszystkim nie jest łatwe i wymaga czasu. Powoli jednak Helen i Mabel czynią kolejne kroki – wychodzą na dwór, spacerują po uliczkach Cambridge, najpierw nocą, kiedy przechodnie pojawiają się rzadko, potem coraz śmielej. Mabel jest wszystkim zafascynowana, a ku zdumieniu Helen jej spacery z jastrzębiem na ręku przyciągają uwagę przeróżnych ludzi. Chciała od nich uciec, a tymczasem coraz częściej musi przełamywać się i opowiadać o swoim ptaku.
Prawdziwy sprawdzian ma dopiero nadejść. Mabel musi kiedyś polecieć, a Helen drży ze strachu, że jastrząb nie wróci na jej rękawicę. Jest coś znaczącego w tym, że aby uporać się ze stratą ojca, Helen wybiera życie ze zwierzęciem, które może w każdej chwili odlecieć. Strach przed utratą Mabel będzie najtrudniejszym elementem całego procesu. Żeby się z nim uporać, Helen musi zaufać nie tylko swojemu jastrzębiowi, ale także swoim umiejętnościom sokolniczki. Pierwszy lot Mabel będzie wielkim przeżyciem nie tylko dla niej, ale także dla czytelnika, który w tym momencie nie jest w stanie oderwać się od lektury.
Im więcej czasu upływa, tym bliższa staje się więź między Helen i Mabel. Helen sama to zauważa i przyznaje: „Kiedy mój jastrząb się oswajał, ja robiłam się coraz bardziej dzika”. Przemierzając z Mabel pola i lasy, Helen płoszy dla niej króliki i bażanty, przetrząsa zarośla, staje się niemalże jastrzębiem. Kiedy musi gdzieś wyjść i spotkać się z ludźmi, czuje się jak w przebraniu. Polując z Mabel jest sobą. Pisze: „Czułam się niepełna, kiedy jastrząb nie siedział na mojej ręce: byłyśmy częścią siebie”. Jednocześnie wciąż musi oswajać lęk przed utratą swojego ptaka, za każdym razem, kiedy Mabel znikała gdzieś za lasem, Helen wpadała w panikę. To, że ptak wracał do niej z własnej woli, było najlepszym lekarstwem dla jej pogrążonego w żałobie serca.
„H is for Hawk” nie jest pierwszą książką o tym, że przebywanie w pobliżu dzikich zwierząt może pomagać w żałobie. Helen Macdonald nawiązuje do swoich poprzedników – do Petera Matthiessena, którego „Śnieżna pantera” jest jedną z najważniejszych książek mojego życia, do Williama Fiennesa, a przede wszystkim do wspomnianego już T. H. White’a, który fascynuje je od lat dziecinnych. Jej książka jest jednocześnie opowieścią o nim, pełną zrozumienia i współczucia. Helen opisuje jego przygodę z jastrzębiem, wnikliwie diagnozując zarazem to, jak się ona potoczyła. To smutna opowieść, która jest pięknym uzupełnieniem historii Helen i Mabel.
Czytałam tę książkę w zachwycie. To książka totalna – prosta, a jednocześnie zawiera w sobie wszystko. Opowiada nie tylko o żałobie, nie tylko o życiu z dzikim zwierzęciem. To także opowieść o nas i naszym stosunku do przyrody, o tym, czym jest dla nas, o naszej potrzebie nadawania dzikim stworzeniom znaczeń, które są często fałszywe. To opowieść o tym, co w życiu ważne i jak to zrozumieć. Wreszcie, to popis niezwykłej wirtuozerii językowej. Czasami pytacie mnie o książki, które łatwo się czyta w oryginale. „H is for Hawk” to lektura dla tych, którzy pierwsze kroki w czytaniu po angielsku mają już za sobą, a teraz chcieliby zobaczyć, jak niesamowite możliwości kryje w sobie ten język.
Macdonald nie tylko dobiera słowa z niezwykłą precyzją. Jej zdania mają rytm, często bardzo regularny, a ona sama nie spieszy się. Poświęca uwagę najdrobniejszym szczegółom, ale jej narracja nie jest rozwleczona. Po prostu toczy się w tempie podobnym do tempa życia z Mabel – czasem toczy się niespiesznie, żądając od czytelnika cierpliwości, czasem zaś pędzi przed siebie, tak jak Helen biegła za jastrzębiem, przedzierając się przez zarośla i raniąc sobie dłonie.
Autorka chętnie dzieli się z czytelnikami swoją wiedzą na temat oswajania ptaków drapieżnych, a także swoim zachwytem dotyczącym słownictwa, które znają tylko wtajemniczeni. Skąd wziąć na to polskie odpowiedniki? A może one istnieją w jakimś niedostępnym dla mnie świecie? Czy w Polsce ktoś hoduje sokoły? Mamy słowo na sokolnika (po angielsku falconer), ale jak nazwać kogoś, kto hoduje jastrzębie? W angielskim istnieje określenie austringer. Młode jastrzębie to eyasses, podlotki passagers, a dorosłe osobniki określa się mianem haggards. Zaniepokojony jastrząb atakuje rękę, na której siedzi, gwałtownie kierując się w dół – takie zachowanie to bating. Oznaką zadowolenia jest rousing. I tak dalej, i tak dalej. Cały skarbiec nowych słów, które Helen wplata w swoją opowieść z taką samą łatwością, z jaką nazywa rosnące w jej okolicy rośliny.
Dawno już żadna książka nie wywarła na mnie takiego wrażenia. Jest mądra, poruszająca i pięknie napisana. Czy to znaczy, że znowu styczniowa lektura okaże się najlepszą książką roku?
Książka została nagrodzona Samuel Johnson Prize 2014 – najważniejszą nagrodą brytyjską dla literatury faktu. Zdobyła też tytuł Costa Book of the Year 2014. Po polsku ukaże się w wydawnictwie Czarne.
Moja ocena: 6/6
Helen Macdonald "H is for Hawk"
Wydawnictwo Jonathan Cape 2014
Książkę czytałam w oryginale, ale została też wydana po polsku.
Nosi tytuł "J jak Jastrząb",
tłumaczyła Hanna Jankowska,
wydało Wydawnictwo Czarne w 2016 roku.
No Comments