Zdarza się, że zaraz po lekturze wiem, co napiszę o książce. Siadam i początek mam w głowie, a słowa same płyną. Nie tym razem. Tyle jest rzeczy, które chciałabym powiedzieć o książce Kate Atkinson, że nie umiem ich sobie uporządkować.
Sięgnęłam przecież po książkę wydaną w Czarnej Serii, miałam więc pełne prawo spodziewać się, że przeczytam po prostu kryminał – z zagadką do rozwiązania, detektywem, kilkoma dramatycznymi scenami. Niby znam już trochę autorkę, wiem, jak wielki ma talent i jak zaskakujące opowieści potrafi snuć, a jednak dałam się zwieść kryminalną łatką. Co więcej, dostałam wszystko to, czego oczekiwałam – detektywa, zagadkę, dramaty. Nie wiedziałam jednak, że dostanę o wiele, wiele więcej.
Pod przykrywką powieści kryminalnej Kate Atkinson snuje bowiem opowieść o przeznaczeniu, o zbiegach okoliczności, które zmieniają wszystko, i o tym, jak nasze życia są w dziwny sposób splecione.
Początek wbija w ziemię, a raczej w fotel, łóżko, czy też inny mebel, który akurat wybraliście jako miejsce do czytania. Jest upalne lato, matka z trójką dzieci wraca do domu z zakupów. Ponieważ wskutek kaprysu męża, który ją zresztą niedawno zostawił, przeprowadzili się na wieś, z pełnymi siatkami wędruje powoli przez pole pszenicy. Atkinson używa pióra niczym pędzla – widzimy spoconego chłopczyka w wózku, kichającą kilkulatkę z alergią, matkę, która potrafi każdego rozweselić. I wtedy dzieje się coś strasznego. Przez pole idzie mężczyzna, kobieta patrzy na niego i od razu wie. Każe dziewczynkom uciekać, ale jest już za późno. Joanna jest jedyną, której się udaje – jej matka, siostra, mały braciszek i pies giną.
Kilkanaście stron i już po nas. Prolog jest tak sugestywny, tak wstrząsający, że po jego lekturze już wiedziałam – nie odłożę tej książki przez następne kilka godzin. Tak też się stało. Kiedy odłożyłam książkę, robiło się już jasno. Przede mną był długi dzień, ale nie żałowałam nocy spędzonej nad tą misternie utkaną opowieścią.
Przenosimy się trzydzieści lat później. Joanna przetrwała, ułożyła sobie życie, ale wtedy dowiaduje się, że morderca wychodzi na wolność. Kiedy pewnego dnia znika, jej mąż zachowuje się dziwnie, ale nikt niczego nie podejrzewa. Jedyną zaniepokojoną osobą jest szesnastoletnia Reggie, opiekunka do dziecka, która traktuje Joannę jak swoją rodzinę.
Akcja przyspiesza, pojawiają się kolejne postaci, w tym bohater wcześniejszych powieści kryminalnych tej autorki, były policjant Jackson Brodie. Wszystko zaczyna się splatać, a oni, niczym bohaterowie tragedii greckiej, bezradnie wpadają w wir wydarzeń, ścigani przez jakieś fatum. Jedyną osobą, która ma moc sprawczą jest Reggie – niedoświadczona, skryta, ale przekonana o swojej racji i dążąca wytrwale do celu, jakim jest odnalezienie Joanny i jej dziecka.
Fani powieści kryminalnej mogą się nieco krzywić, jako że zbiegi okoliczności dziwnie się mnożą. Atkinson jednak nie pisze powieści detektywistycznej. Woli opowiedzieć o tym, jak mało brakuje, by nasz los się odmienił i jak połączeni jesteśmy wszyscy. Brodie mawia, że „zbieg okoliczności to nic innego jak logiczne wyjaśnienie, na które nikt nie wpadł”, i takiego właśnie wyjaśnienia szuka Atkinson, próbując nas skłonić do rozważań na temat przypadku i przeznaczenia. Każdy, kto czytał „Jej wszystkie życia”, książkę, która u nas ukazała się wcześniej, ale powstała kilka lat po „Kiedy nadejdą dobre wieści?” dostrzeże, że autorka nie przestała się zastanawiać nad przypadkowością i celowością naszych losów.
Atkinson umie też bawić się tekstem. Jej opowieść, choć dramatyczna, pełna jest humoru i trafnych, uroczych literackich odniesień. Jeden z rozdziałów zaczyna się od decyzji bohaterki, że sama kupi kwiaty. Jackson niczym doktor Faustus konstatuje w pewnym momencie, że jest w piekle, z którego nigdy nie wyszedł. Mnożą się cytaty z Biblii, z poezji angielskiej, a nawet z klasycznych westernów. Autorka często puszcza oczko do czytelnika, uświadamiając mu, że doskonale wie, iż tworzy fikcję, a prawdopodobieństwo zdarzeń nie jest najważniejsze. To tylko opowieść – przypomina czytelnikowi – i sugeruje, by dał się uwieść.
Ja na to pozwoliłam. To dopiero druga książka Atkinson, którą czytałam, i obie mnie zaskoczyły. Są całkowicie różne, ale obie nie tylko mnie zachwyciły misterną fabułą, ale także zostawiły po sobie sporo tematów do przemyśleń. Nie jestem w stanie przewidzieć, co jeszcze zaserwuje nam ta autorka, której w tej chwili deklaruję dozgonną miłość, biorąc was na świadków.
Kate Atkinson "Kiedy nadejdą dobre wieści?"
Tłum. Aleksandra Wolnicka
Wyd. Czarna Owca 2015
Moja ocena: 6/6
No Comments