Macie czasami ochotę na taki porządny, dobrze napisany kryminał, który sprawi, że zarwiecie nockę, bo nie będziecie w stanie odłożyć lektury, dopóki się nie dowiecie, kto zabił? Ja miewam zwłaszcza w okresach, które są z różnych przyczyn męczące. A czasem bez powodu – tak po prostu, żeby wrócić do znanego schematu, dać się trochę powodzić za noc, trochę przestraszyć, lekko zaskoczyć. Trzymam na półce kilka nieprzeczytanych kryminałów autorów, których lubię, na taką właśnie „czarną godzinę”. Są jednak autorzy, których książki połykam od razu, kiedy się ukażą, i wygląda na to, że do ich grona awansował właśnie Jørn Lier Horst.
Ten norweski pisarz wie, o czym mówi, kiedy opowiada o pracy w policji – sam przez lata pracował jako śledczy. Jego książki ukazują się w Polsce niekoniecznie we właściwej kolejności – najpierw był „Jaskiniowiec„, najnowsza część cyklu, teraz zaś dostajemy wcześniejszą powieść, „Psy gończe”. Właściwie jednak nic złego z tego nie wynika. Każda stanowi zamkniętą całość i nie przeszkadzało mi, że czytałam je w odwrotnej niż zaplanowana przez autora kolejności.
Zresztą nic nie przeszkadzało mi podczas lektury. Zabrałam „Psy gończe” na majówkę, i dobrze się złożyło, że piątek był deszczowy i posępny. Bez wyrzutów sumienia zaparzałam sobie herbatę za herbatą, śledząc nieprzyjemne perypetie Williama Wistinga i z zadowoleniem wyglądając przez mocno przybrudzone już przez deszcz okno. Gdyby było ładnie, robiłabym zresztą to samo, bo od tej lektury naprawdę niełatwo byłoby się oderwać!
Wisting, doświadczony policjant, musi zmierzyć się z wyjątkowo nieprzyjemnym zadaniem. Sprawa, którą zajmował się przed laty – morderstwo młodej dziewczyny, nieoczekiwanie powraca. Sprawca wychodzi na wolność i oskarża policję o fałszowanie dowodów, a że Wisting prowadził wtedy śledztwo, na nim spoczywa odpowiedzialność. Komendant nie zastanawia się długo i zawiesza kolegę, ten zaś zaczyna zdawać sobie sprawę, że tym razem ma przeciwko sobie kogoś z policyjnych szeregów. W dodatku bez śladu znika kolejna młoda dziewczyna i trudno nie zakładać, że sprawy te się nie łączą.
Swoją rolę ma też druga bohaterka – Line, córka Wistinga, która pracuje jako dziennikarka śledcza. W „Jaskiniowcu” poznaliśmy ją jako bystrą i przebojową osobę, która zrobi wiele dla uzyskania dobrego materiału, ale ma też poczucie misji i chętnie przyczynia się do ujęcia sprawcy. Line pracuje nad nowym tematem i bardzo chciałaby odkryć coś sensacyjnego, tym razem nie dla własnej satysfakcji, ale po to, by przyćmić artykuły opowiadające o hańbie jej ojca. Wszystkie te sprawy zaczną się zgrabnie zazębiać, akcja gwałtownie przyspieszy, zaś rozwiązanie okaże się spójne i przynajmniej w części zaskakujące.
Dobrze czyta się książki Jørna Liera Horsta. Jego bohaterowie dają się lubić – Wisting jest niesamowicie zrównoważony, solidny i rozważny, jego córka zaś to dzikie dziewczę, często w gorącej wodzie kąpane. W tle to, co lubię najbardziej – niewielkie miasteczko, mała komenda, na której wszyscy się dobrze znają, lasy, jeziora, odludne gospodarstwa, słowem – wymarzona sceneria dla powieści kryminalnej. „Jaskiniowiec” zrobił na mnie dobre wrażenie, „Psy gończe” sprawiły, że zostałam wierną fanką.
Jørn Lier Horst "Psy gończe"
Tłum. Milena Skoczko
Wyd. Smak Słowa 2015
Moja ocena: 5/6
No Comments