Czy cykle książkowe trzeba czytać od początku i po kolei? A może jednak niekoniecznie? Pytanie, czy dany cykl należy czytać w kolejności chronologicznej należy do bardzo popularnych. Sama je zadaję na przykład wtedy, kiedy wychodzi kolejna książka w jakimś popularnym cyklu. Czytelnik, zachęcony pozytywnymi recenzjami, zastanawia się, czy może po prostu kupić ten tom, który akurat stoi na półce bestsellerów, nie szukając wszystkich poprzednich części. Odpowiedź nie zawsze jest oczywista, zwłaszcza że niektóre cykle nie są u nas wydawane w kolejności chronologicznej – wydawnictwa zaczynają od części, która jest wyjątkowo dobra, chcąc zachęcić czytelników. Potem dopiero wydawane są inne tomy, wcześniejsze i późniejsze.
Niektórym czytelnikom nie robi to wielkiej różnicy, inni jednak zdecydowanie wolą trzymać się właściwej kolejności. Ja zawsze należałam do tych drugich. Chcąc dowiedzieć się, czym zachwycają się recenzenci, niejednokrotnie sięgałam najpierw po kilka poprzednich tomów, żeby nie zaczynać od końca. Ostatnio jednak zaczęłam zastanawiać się, czy na pewno jest to jedynie słuszne podejście. Postanowiłam więc wypunktować wszystkie zalety czytania cykli w innej niż zaplanowana przez autora kolejność, żeby sprawdzić, czy mogę przekonać samą siebie, a przy okazji może i was.
Czytając książki w odpowiedniej kolejności, śledzimy wprawdzie rozwój bohaterów, ale więcej uwagi poświęcamy cyklowi jako całości, a chyba mniej każdej pojedynczej książce. Zaczynając zaś lekturę od dowolnej, niekoniecznie pierwszej części cyklu, możemy skupić się na książce samej w sobie – na tym, czy stanowi interesującą całość, jak rozwija się akcja, czym zwodzi nas autor. Sporo rzeczy będzie dla nas zagadką, tego, co było wyjaśnione w poprzednich częściach będziemy się domyślać. Takie tajemnice zaś mogą być dodatkowym bodźcem przykuwającym naszą uwagę – kto nie lubi tajemnic?
Zaczynanie cyklu od środka, a następnie czytanie wcześniejszych części spowoduje, że pewne rzeczy będą się działy wolniej. Wiemy, co stanie się z bohaterami później, nie oczekujemy, że w ich życiu nastąpią jakieś drastyczne zmiany, jeśli przeczytaliśmy już, że w tomie piątym nadal są w tej samej sytuacji życiowej, co w czytanym właśnie tomie drugim.
Czytanie od końca sprawia, że łatwiej dostrzec momenty, w których autor próbował zasugerować czytelnikowi, co może stać się dalej. Skoro już wiemy, co się stało, nie jesteśmy w stanie takich sugestii przegapić, a tym samym zyskujemy pewien wgląd w warsztat pisarski autora książki. Zresztą śledzenie rozwoju pisarza, tego, jak zmienia się jego język, sposób budowania postaci, jak wreszcie dojrzewają sami bohaterowie, jest wielką zaletą czytania cykli od końca. Wtedy po prostu łatwiej takie zmiany dostrzec, docenić wszystkie detale składające się na wizerunek postaci.
Skąd w ogóle te rozważania? Widząc więc w księgarniach trzeci (i podobno ostatni tom) cyklu o prokuratorze Szackim (Gniew Zygmunta Miłoszewskiego) zaczynam się poważnie zastanawiać, czy nie zacząć przygody z tym popularnym bohaterem właśnie od końca. Zwłaszcza, że dzięki temu nie przeżyję tej smutnej chwili, przez którą muszą przejść wszyscy fani Szackiego – odwrócenia ostatniej strony Gniewu ze świadomością, że to już koniec. Jeśli zaczęłabym lekturę od ostatniej części, mogłabym potem spokojnie sięgnąć po Uwikłanie i Ziarno prawdy – niekoniecznie w tej kolejności. A potem znowu po Gniew, jeśli okaże się, że i mnie prokurator Szacki złapał w swoje sidła.
Wizja to kusząca, choć przełamanie nawyku czytania wszystkiego w odpowiedniej kolejności łatwe nie będzie. Co o tym sądzicie? Warto czasem skusić się na lekturę cyklu od końca lub od środka? A może w tym konkretnym przypadku powinnam jednak zacząć od Uwikłania i dać się stopniowo uwieść?
Młoda też nie potrafi się zdecydować, czy zacząć zrzucanie książek na ziemię od Uwikłania czy od Gniewu…
No Comments