Dorzucę swoją cegiełkę do licznych relacji z Pyrkonu. Dla tych, którzy jakimś cudem nie wiedzą, co to, wyjaśniam – Pyrkon to festiwal fantastyki i kultury popularnej, odbywający się co roku w Poznaniu w pierwszy weekend wiosny. Do niedawna jeden z największych w Europie, w tym roku przejął palmę pierwszeństwa – podobno liczba gości przekroczyła 24 tysiące, tym samym czyniąc Pyrkon największym festiwalem fantastyki w Europie!
Na Pyrkon wybrałam się w tym roku w towarzystwie córki i pasierbicy, jako że jest to jak najbardziej impreza rodzinna, zaś atrakcji jest równie dużo dla małych i dużych fanów fantastyki. Zresztą moje dziewczyny są zagorzałymi wielbicielkami zarówno filmów, jak i książek o tematyce fantastycznej, a że ja sama mam sporo braków, zwłaszcza jeśli chodzi o kulturę popularną i gry komputerowe, niejednokrotnie musiałam pytać Julkę, za kogo jest przebrana osoba, którą właśnie mijamy! Bo na Pyrkonie w dżinsach człowiek czuje się inny. Królują elfy, fauny, roboty, księżniczki, wojownicy i dziesiątki innych postaci, mniej lub bardziej dla mnie rozpoznawalnych. Właściciele najbardziej dopracowanych przebrań biorą udział w konkursie cosplayów, czyli scenek w przebraniach, ale kostiumy noszą także uczestnicy nie mający ambicji scenicznych.
Ola zobaczyła kogoś przebranego za Nazgula i przepadła – była gotowa czekać choćby do późnego wieczora, żeby tylko zrobić sobie z nim zdjęcie. Przyznaję, że przebranie było świetne, niestety jego właściciel nie chciał ruszyć się spod sceny, a tam wstępu dla widowni nie było. Po chyba godzinie czekania (nudzić się nie nudziłyśmy, na scenie wciąż trwał konkurs przebrań), dziewczyny spróbowały się przemknąć pod scenę, żeby poprosić Nazgula o to, żeby choć na chwilę wyszedł i zapozował. Niestety, zostały zawrócone przez kogoś z obsługi. Może to i lepiej – Nazgul wyglądał autentycznie, mógł mieć sztylet;)
Na szczęście wszędzie kręciło się mnóstwo fantastycznie przebranych ludzi, chętnie pozujących do zdjęć.
W sali obok była też wystawa budowli z Lego. Dziewczyny długo oglądały stację Klocki Zdrój.
Ja wyszukiwałam sobie inne smaczki:
Spędziłyśmy mnóstwo czasu, buszując wśród stoisk, zwiedzając inne wystawy (wioska postapokaliptyczna, statki kosmiczne z „Gwiezdnych wojen”), na dłużej zaszyłyśmy się też w czytelni komiksów, gdzie można było wygodnie i w ciszy odpocząć, przy okazji czytając jeden z setek dostępnych komiksów.
Odpoczynek był konieczny, na Pyrkonie atrakcji bowiem było co niemiara. Organizatorzy przygotowali łącznie ponad 800 godzin prelekcji, wykładów i spotkań! Były też warsztaty tańca, szermierki, konkursy, a ogromna powierzchnia hal przeznaczona była tylko na stoliki, przy których można było pograć w rozmaite planszówki. Ja koniecznie chciałam iść na spotkanie z Guyem Delisle, moim ulubionym autorem komiksów. Nie było łatwo, ale zostawiłam dziewczyny w czytelni i się udało! Dostałam też autograf na najnowszym komiksie, o którym wkrótce napiszę.
Autorów i spotkań było dużo więcej. Żałuję, że nie zmieściłam się na panel dyskusyjny, prowadzony przez Zwierza, w którym o urban fantasy rozmawiali Martyna Raduchowska, Aneta Jadowska, Andrzej Pilipiuk i Anna Kańtoch. W ogóle, żeby zmieścić się na niektóre spotkania, trzeba było zająć miejsca chyba już rano, tylu było chętnych, zwłaszcza na te w bloku literackim i naukowym! (Był też blok anglojęzyczny, blok dziecięcy – bardzo ciekawy, blok filmowy, komiksowy, planszówkowy i inne). Głównym problemem był jednak brak czasu – nie sposób było skorzystać ze wszystkich atrakcji. Części autorów będę szukała za rok, bo jakoś dziwnie mi się wydaje, że skoro byli w tym roku, będą i w przyszłym. Zdobyłyśmy jednak jeszcze jeden autograf – tym razem dla Oli.
Pod wieczór bowiem dyżur autografowy miał Rafał Kosik, jeden z ukochanych pisarzy mojej córki, autor serii „Feliks, Net i Nika”, która podbiła nasze serca w ostatnich miesiącach. Było już dość późno, wszystkie byłyśmy lekko padnięte i liczyłyśmy, że szybciutko dostaniemy autograf i uciekniemy do domu. Ku naszemu bezbrzeżnemu zdziwieniu, zamiast autora czekającego samotnie przy stoliku, jak to czasem na targach bywa, zobaczyłyśmy taką kolejkę:
Tak naprawdę to zaledwie jakaś jedna czwarta kolejki, mój obiektyw nie był w stanie objąć całości! Młodzież nie czyta? Najwyraźniej fani przygód Feliksa, Neta i Niki nie słyszeli o tym…
Moje dziewczyny już planują, jakie przebrania przygotują na przyszły rok, a także, co mnie szczególnie cieszy, co muszą przeczytać, żeby startować w niektórych konkursach. Ja zresztą też czuję potrzebę nadrobienia zaległości. Fantastykę czytam wprawdzie od zawsze, ale nigdy nie była jakimś dominującym gatunkiem wśród moich lektur. Mam książki, które świetnie znam i autorów, których uwielbiam („Mgły Avalonu”, Le Guin, Tolkien, Orson Scott Card, Trudi Canavan, George R. R. Martin), kiedyś czytałam sporo cyklów fantasy (kochałam Świat czarownic i Miecz Shannary), ale i tak mam spore braki. Nie wiem, z czym się je Tada Williamsa, nie czytałam Pratchetta. Jeszcze gorzej jest, jeśli chodzi o science fiction – moje lektury były straszliwie wybiórcze i właściwie nie znam za bardzo nawet klasyki. Filmy, komiksy – trochę lepiej, ale też z brakami.
Pyrkon mnie jednak zainspirował. Przejrzałam własne półki i stwierdziłam, że posiadam sporo nieprzeczytanej fantastyki. Szybko mi to nie pójdzie, ale mam zamiar częściej sięgać po ten gatunek. Chętnie poznałabym wasze sugestie – czego nie powinnam przegapić, co polecacie z całego serca? Czas odkurzyć dawne fascynacje i przenieść się od czasu do czasu w jakiś inny świat!
No Comments