Ann Patchett zachwyciła mnie kilka lat temu. Jej powieść „Bel canto” wprawiła mnie w swego rodzaju trans i, nomen omen, zdumienie. Najnowszą powieść autorki, „Stan zdumienia” kupiłam więc, gdy tylko ukazała się po angielsku, i odłożyłam na później tak, jak odkładam wiele innych powieści, które prawdopodobnie okażą się bardzo dobre. Gdy wreszcie, jak zwykle pod wpływem impulsu, sięgnęłam po nią, poczułam znajomy dreszcz, a następnie na dwa dni całkowicie odcięłam się od zimowej aury i przeniosłam do wilgotnej i parnej amazońskiej dżungli. Ann Patchett jest zaiste czarodziejką.
Podobno są naukowcy, którzy uważają, iż w głębinach amazońskiej dżungli kryją się lekarstwa na wszystkie możliwe choroby. Podobne założenie stanowi kanwę tej opowieści. Niejaka dr Swenson, niezwykle wymagająca i ostra wykładowczyni, odkrywa, iż w Amazonii żyje plemię Lakaszi, którego przedstawicielki zachodzą w ciążę i rodzą dzieci aż do późnej starości. Ich ciała podlegają normalnym procesom starzenia, ale ich układ rozrodczy pozostaje płodny aż do śmierci. Fikcyjna firma farmaceutyczna, Vogel, jest gotowa wyłożyć wszelkie pieniądze, żeby poznać tajemnicę sukcesu rozrodczego Lakaszich. Zatrudniają dr Annick Swenson i zapewniają jej wolną rękę oraz nieograniczone środki finansowe. Gdy jednak pani doktor coraz rzadziej daje znaki życia, zaś o postępach w badaniach nie informuje wcale, co więcej – nikt poza nią nie wie, gdzie w ogóle te badania się toczą i jak trafić do Lakaszich, Vogel postanawia wysłać swojego przedstawiciela do dżungli. Anders Eckman, ojciec trójki dzieci, kompletnie nieprzygotowany go takiej wyprawy, ale pełen entuzjazmu, wyjeżdża więc do Brazylii. Po kilku miesiącach dr Swenson przysyła lakoniczną notkę o jego śmierci.
Powieść zaczyna się w momencie, gdy współpracownica Andersa, Marina, dostaje wiadomość o tym, że zmarł w dżungli. Jest wstrząśnięta, tym bardziej gdy okaże się, że szef Vogla decyduje, że teraz to ona powinna wyruszyć do Brazylii. Marina nie ma ochoty ani na wyjazd w tropiki (z dziecięcych lat wie, że bardzo źle reaguje na leki antymalaryczne), ani na spotkanie z dr Swenson, która kiedyś przekreśliła medyczną karierę Mariny. Jednak romans z szefem do czegoś zobowiązuje, nawet jeśli zarówno szef, jak i romans, są wyjątkowo bezbarwni i mało atrakcyjni.
Marina wyrusza więc do Manaus, a następnie w głąb amazońskiej dżungli, a my jak zaczarowani śledzimy każdy jej krok. Ann Patchett jest mistrzynią słowa. Jej styl jest beznamiętny, zdystansowany, choć treść aż kipi od emocji. Narracja płynie powoli, dostosowując się niejako swoim tempem do życia w tropikach. Wciąga nas duszna i parna atmosfera brazylijskiego miasta na końcu świata, zagubienie i ciągły niepokój Mariny, koszmary senne i gorączka.
Powieść nabiera rozpędu, gdy na scenę wkracza dr Swenson, a Marina właściwie wbrew swojej woli jedzie z nią do dżungli. Krok po kroku, warstwa po warstwie, odkrywamy prawdę o badaniach prowadzonych na terytorium Lakaszich. Wiedza niesie ciężar odpowiedzialności – zaczynamy rozumieć, jaka może być cena za cudowny lek na przedłużenie płodności, i powoli dostrzegamy wielostronność całej historii.
Gdyby mało było tajemnic i kontrowersji, czytelnik zostaje również obarczony sporym ciężarem emocjonalnym. Chłodna i pozornie bezstronna Annick Swenson uratowała bowiem niegdyś indiańskiego chłopca, którego los nagle staje się bardzo bliski Marinie. Jednak czy będzie w stanie zabrać go ze sobą i czy w ogóle powinna? A może nawet sama nie powinna wracać?
Najnowsza powieść Ann Patchett kryje w sobie zaiste wiele sekretów, których wyjawienie byłoby zbrodnią na potencjalnym czytelniku. Napiszę tylko, że końcówka wprawi każdego w tytułowy stan zdumienia – mnie zabrakło w pewnym momencie tchu i zdałam sobie sprawę, że wstrzymuję oddech. Genialnie napisana historia, z sugestywnym tłem i wieloma tematami do przemyślenia. Tą książką autorka umocniła się na pozycji jednej z najciekawszych współczesnych pisarek amerykańskich.
Moja ocena: 6/6
No Comments