Komisarz Eric Winter, bohater kryminałów Åke Edwardsona, nie przypomina większości literackich detektywów. Nie pije nałogowo, nie pali, nie ogarnia go pustka i ból istnienia, nie przychodzi do pracy z kilkudniowym zarostem i w wygniecionej koszuli. Wręcz przeciwnie, jest niezwykle elegancki i sam określa się mianem snoba, nie pije całymi nocami, ma stałą dziewczynę, aczkolwiek w kwestii związków międzyludzkich jest raczej typowo niezdecydowany. W zasadzie mógłby być nudny, gdyby nie to, że ci teoretycznie ciekawsi bohaterowie stali się już nieco zbyt stereotypowi. Winter wnosi odrobinę świeżości do kryminału szwedzkiego.
Czytanie cyklu w sytuacji, gdy dostałam trzy tomy od razu, jest niezwykle przyjemne. I chociaż podeszłam do lektury z lekką obawą, że po wszystkich świetnych kryminałach skandynawskich, które przeczytałam w tym roku, powieści Edwardsona wypadną blado, na szczęście mile się rozczarowałam. Zagadki są dobrze skonstruowane i trudne do rozwiązania samodzielnie, Winter jako bohater zaciekawia, a i pozostali bohaterowie dają się polubić. Edwardson ma wprawdzie dość specyficzną manierę, jeśli chodzi o zakończenia, które są nieco pospieszne i zawieszone, nic nie zostaje wyłożone w szczegółach, można się jednak do tego przywyczaić.
„Taniec z aniołem” jest chyba najsłabszy z całej trójki. Mamy tu do czynienia z oryginalnym seryjnym mordercą, który zabija młodych Szwedów w Londynie i młodych Anglików w Göteborgu. Winter jest tu jeszcze dość nieciekawy i mało błyskotliwy. Ponieważ jednak w trakcie dochodzenia odwiedza Londyn, który okazuje się jego ukochanym miastem, i opisuje go wyjątkowo czule i obrazowo, zostałam z miejsca kupiona i wiedziałam, że go polubię. „Wołanie z oddali” jest dużo lepsze. Zwłoki młodej kobiety zostają znalezione nad podmiejskim jeziorem. Jej identyfikacja jest prawie niemożliwa. Nikt się nie zgłasza, nie wiadomo o niej kompletnie nic, oprócz tego, że na pewno urodziła kiedyś dziecko. Mozolne dochodzenie przeplatane jest opowieścią snutą przez tajemniczą dziewczynkę, przypadkowo trafiającą w ręce kryminalistów. Wątki te splotą się w zaskakujący sposób, a całość jest niezwykle wciągająca. Winter trochę się rozkręca, a nam dane jest poznać go także od strony prywatnej, co zdecydowanie dodaje mu uroku. „Słońce i cień” to jedyna część, w której udało mi się domyślić, kto jest mordercą. Nie zepsuło mi to jednak lektury, zwłaszcza że co i rusz kiełkowały ziarna wątpliwości. Tym razem morderca wydaje się być w dziwny sposób powiązany z samym komisarzem i jego dziewczyną, a śledztwo nabiera nieco personalnego charakteru.
Spędziłam nad tą serią kilka długich wieczorów i nie żałuję spędzonego czasu. Nie są to może najlepsze szwedzkie kryminały na naszym rynku, ale niczego im nie brakuje. W dodatku cykl liczy już aż 10 tomów, a kolejny ukaże się po polsku już w styczniu! Zapewniają dobrą rozrywkę, a przy okazji pozwalają nam poznać kolejne szwedzkie miasto – trzeba będzie kiedyś wybrać się w podróż śladami bohaterów kryminałów skandynawskich!
No Comments