Podobno wczoraj był najbardziej depresyjny dzień roku – trzeci poniedziałek stycznia, czyli Święta już dawno minęły, postanowienia noworoczne zdążyliśmy złamać, jest zimno, ciemno i trzeba iść do pracy. Ja tego nie odczułam, dzisiejszy dzień jest dla mnie znacznie gorszy, prawdopodobnie dlatego, że wczoraj leżałam w łóżku jak kłoda i nie byłam w stanie zastanawiać się nad swoim przygnębieniem. Wieczorem jednak lekko ożyłam, na tyle akurat, żeby skończyć „Drogę do szczęścia” chwilę przed północą – zdążyłam w sam raz, aby się zdołować przed zaśnięciem.
Nie żebym nie polecała książki Yatesa. Wręcz przeciwnie – jest bardzo dobra, powiedziałabym że świetna, gdyby nie to, że chwilami jest nieco przegadana. Tak jakby autor sądził, że jeśli czegoś nie powie, to czytelnik się nie domyśli. Ale to niewielka wada, jeśli zestawić ją z niezła fabuła, a przede wszystkim z genialnym odmalowaniem dwójki pogubionych ludzi, którzy są każdym z nas.
Nie ma sensu streszczać fabuły, wręcz się nei powinno, bo łatwo byłoby powiedzieć ze wiele. Powiem tylko, że to książka o ludziach, którzy kiedyś marzyli o wielkich rzeczach, a tymczasem ich życie potoczyło się zwyczajnie. Gdy próbują do dawnych marzeń wrócić, okazuje się, że okłamywali się nawzajem i siebie samych, że żyją w takim fałszu, że nie da się spod niego wydobyć prawdy, że całe ich życie zbudowane jest na złudzeniach. Skonfrontowani z nową szansą, przekonują się, że nie są w stanie jej wykorzystać, niszczą siebie i wszystkich wokół.
Znalazłam w tej książce sporo własnych lęków i wydaje mi się bardzo prawdziwa. Za tydzień do kin wchodzi film nakręcony na jej podstawie, z Kate Winslet i Leonardo DiCaprio w rolach głównych. Fabuła jest jak najbardziej filmowa, wybiorę się więc na pewno, żeby przekonać się, jak bardzo film tę książkę zmarnuje;)
Moja ocena: 5/6
No Comments