Właściwie wcale tego nie planowałam. Miałam wręcz zamiar postarać się z całych sił, aby kupić swojej córce normalny (czytaj: nie-książkowy) prezent. Nie chcę wywierać na niej żadnej presji czytelniczej, jeśli marzy o Barbie ze skrzydełkami motyla, to nie będę jej przecież przekonywać, że książka jest lepsza.
Nie jestem więc niczemu winna. Samo tak wyszło;) Najpierw okazało się, że spóźniłam się po bilety do Teatru Animacji, potem zrobił się straszny upał zniechęcający skutecznie do wycieczki do zoo, a wreszcie w Bibliotece Raczyńskich wpadł mi w oko, całkiem przypadkiem oczywiście, plakat o tym, że w Dzień Dziecka Bartosz Opania będzie czytał wiersze Tuwima. Pomysł się dzieciom spodobał, więc nie mogłam się już wycofać przecież…
Frajdy bylo przy tym co niemiara, jako że pan Opania całkiem skutecznie i z wdziękiem przyciągnął uwagę całej sporej grupy dzieci, których rodzice postanowili również zabrać je w Dzień Dziecka do biblioteki. Dobrze, że nie my jedyni jesteśmy tacy spaczeni!
Co do prezentów, to również wyszło samo, nawet nie wiem, jak to się stało – Julka zaczęła mówić o tym, jakie fajne są opowiadania o Mikołajku, Ola jej pozazdrościła, ponieważ ich jeszcze nie zna, i po prostu nie mogłam im nie obiecać, że w Dzień Dziecka dostaną właśnie książeczki o Mikołajku.
Trudno, Barbie o skrzydłach motyla będzie musiała poczekać na następną okazję. Zresztą Ola nawet o niej nie wspomniała przez cały dzień. Nie muszę się więc czuć źle, że wywarłam presję na spędzenie Dnia Dziecka wśród książek? Przecież to naprawdę nie była moja wina;)
No Comments