Mówcie, co chcecie, ale to nie może być przypadek, że we wrześniu mam ochotę na kryminały. Przeanalizowałam temat i wydaje mi się, że tak reaguję na koniec lata, wakacji i laby. Początek nowego sezonu przytłacza mnie na tyle, że nie czuję się na siłach sięgać po coś poważniejszego. Ucieczki szukam w kryminałach, a po jednym lub dwóch zawsze czuję się lepiej. Możecie się śmiać. U mnie działa.
Wydawcy najwyraźniej czują pismo nosem, na początku miesiąca wyjęłam bowiem ze skrzynki dwa thrillery, o których nie wiedziałam kompletnie nic. Zajrzałam do obu z ciekawości, ale przede wszystkim z nadzieją, że na parę godzin zapomnę o obowiązkach, i z przyjemnością donoszę, że nadzieja nie okazała się płonna. Obie książki mają swoje wady, ale zapewniają niezłą porcję rozrywki i doskonale się sprawdzą w pierwsze jesienne wieczory.
„Łańcuch” Adriana McKinty’ego opiera się na wyjątkowo przewrotnym pomyśle. Chyba wszyscy spotkaliśmy się kiedyś z łańcuszkami? Przykładowo, po mediach społecznościowych krąży zabawa, która polega na wymienianiu codziennie przez tydzień lub 10 dni płyt, które są dla danej osoby szczególne, codziennie nominuje się też kogoś, kto powinien wziąć udział w zabawie. Podobnych zabaw są tysiące, wiele z nich zdecydowanie do niewinnych nie należy. Łańcuszek, do którego zostanie wciągnięta Rachel, bohaterka książki McKinty’ego, jest wyjątkowo perfidny. Rachel, matka nastoletniej Kylie, odbiera bowiem telefon. Kobiecy głos informuje ją, że jej córka została porwana. Porywacze wypuszczą dziewczynkę, gdy Rachel porwie kolejne dziecko, które zostanie wypuszczone, gdy jego rodzice także wezmą udział w łańcuszku. Oczywiście, wszyscy uczestnicy gry muszą też przelać odpowiednią kwotę na podane im konto. W ten sposób gra toczy się sama, a tajemniczy pomysłodawca wzbogaca się po każdym porwaniu.
Geniusz tego pomysłu opiera się na założeniu, że wszyscy jesteśmy tak naprawdę po części potworami. Nie wiemy, na co nas stać, dopóki nie zostaniemy postawieni w sytuacji niewyobrażalnej. Pierwotny instynkt rodzica, który musi za wszelką cenę chronić własne dziecko, sprawia, że potrafimy się posunąć do strasznych czynów. Kto tu jest czarnym charakterem? Tajemniczy twórca Łańcucha, czy ci, którzy w imię ochrony własnego potomstwa będą narażać inne dzieci na śmierć? McKinty bardzo malowniczo pokazuje, do czego jesteśmy zdolni i ile zła kryje się w zwykłych ludziach. Jednocześnie jako czytelnicy sympatyzujemy z porywaczami i rozumiemy, dlaczego robią to, co robią. Chcemy, żeby Rachel się wyłamała, żeby przerwała Łańcuch, ale jednocześnie trzymamy kciuki za powodzenie jej planu, bo chcemy, żeby odzyskała córkę.
„Łańcuch” to niezła, przewrotna powieść, i choć gatunkowo wpisuje się w ramy thrillera psychologicznego, dzięki pomysłowej fabule potrafi zaskoczyć.
„Niszcz, powiedziała” Piotra Rogoży to nieco mniej standardowa książka, którą nie tak łatwo zaszufladkować. Jej główny bohater Szymon także zostaje wciągnięty w mroczną grę, ale nie od razu orientuje się, że tak jest. Rzuca go dziewczyna, firma, w której pracował, upada, a on od razu dostaje nową, bardzo intratną propozycję. W ramach zadania próbnego wymyśla hasło promujące akcję krwiodawstwa, dostaje pracę, po czym z przerażeniem orientuje się, że jego hasło zostało wykorzystane przez terrorystów podczas zamachu w warszawskim metrze. Jednocześnie jego była dziewczyna ginie, a on sam zaczyna dostawać niepokojące wiadomości. Zaczyna rozumieć, że nowe miejsce pracy nie jest zwyczajne, ale nie próbuje z niego uciekać. Z rezygnacją godzi się z myślą, że został w coś wplątany i daje się wciągnąć w mroczną grę.
Duszna atmosfera podejrzeń i niepewności udziela się także czytelnikowi. Dość szybko orientujemy się, że bohater dał się wciągnąć w coś, czego nie rozumie. Książka Piotra Rogoży utrzymana jest w stylistyce gry komputerowej – Szymon powinien pójść na policję, rzucić pracę, szukać pomocy, on jednak, niczym samotny wojownik, czuje, że jest skazany na działanie w pojedynkę. Jego sojuszniczką staje się koleżanka, której rola w tajemniczych wydarzeniach jest co najmniej niejasna.
Irytowała mnie lektura tej książki, nie kupowałam tego, co robi Szymon i najchętniej bym nim mocno potrząsnęła. Może dlatego, że nie gram w gry komputerowe? Niemniej, lektura wciągnęła mnie na tyle, że chciałam wiedzieć, jak się to wszystko potoczy, a im dalej, tym ciekawiej się robiło. Jednak dopiero zakończenie sprawiło, że ostatecznie oceniam książkę dużo wyżej, niż przypuszczałam będą w połowie lektury. Autor nie poszedł na łatwiznę i zostawił czytelnika z wieloma kwestiami do przemyślenia.
Nieplanowane lektury okazały się więc całkiem trafione, jeśli więc będziecie szukać czegoś na jesienny spleen, obie te książki powinny się nieźle sprawdzić.
Adrian McKinty "Łańcuch"
tłum. Dariusz Żukowski
Wydawnictwo Agora 2019
Moja ocena: 4/6
Piotr Rogoża "Niszcz, powiedziała"
Wydawnictwo Marginesy 2019
Moja ocena: 4/6
5 komentarzy
Już myślałem, że napiszesz, że początek jesieni sprawia, że chcesz kogoś zabić 😉
Nie. Dopiero początek roku akademickiego tak działa 😉
„Łańcuch” okazał się strasznym zawodem. Niezły pomysł, łapiący za serce temat kidnapingu i fatalne wykonanie. Doczytałem z rozpędu, zgrzytając zębami na coraz bardziej idiotyczne, krojone chyba pod ekranizację, rozwiązania fabularne. O języku nawet nie wspominam. Zdanie złożone, to w tej książce rarytas 😛
Niestety, co do języka to zdecydowanie prawda. Natomiast rozwiązania pod ekranizację to chyba coraz częściej norma w thrillerach i nie tylko. W Szwecji pisze się książki pod audiobooka, myślę, że ta też jest trochę tak napisana. Ale jako rozrywka się chyba sprawdza, a pomysł mnie na tyle zaintrygował, że nie przeszkadzały mi za bardzo sensacyjne sceny w końcowej części. Ale rozumiem, że mogą irytować.
Moim zdaniem „Łańcuch” jest totalnym średniakiem, w którym wykonaniem zmarnowano naprawdę niezły koncept na fabułę. I zupełnie nie rozumiem dlaczego ta akurat książka została tak wsparta machiną marketingową. Co do sensacji, to jak tylko pojawił się ex marine, pomyślałem „babciu i po co to wszystko?” 😛 Tym bardziej, że McKinty naprawdę powinien poćwiczyć pisanie takich scen, żeby miały odrobinę sensu 😛