Gdy któregoś dnia w tym tygodniu przyszłam do domu kompletnie wykończona, padłam na fotel i w desperacji zaczęłam przeszukiwać wzrokiem półki w poszukiwaniu czegoś, co pomoże mi się zrelaksować. Na stosiku leżała kolejna powieść Mari Jungstedt – tak, to będzie to! Znajomi, niezbyt irytujący bohaterowie, senny klimat Gotlandii, niezbyt zapewne wyrafinowana zagadka kryminalna – idealny przepis na odreagowanie ciężkiego dnia. Z książki na książkę przyjemniej czyta mi się ten cykl. Nie spodziewam się fajerwerków, szczerze mówiąc nawet nie oczekuję, że autorka mnie czymś zaskoczy, a jednak jej styl wydaje się coraz pewniejszy, a kolejne części cyklu to solidne kryminały z ciekawym tłem.
„We własnym gronie” oferuje dodatkowy bonus – motyw archeologów-amatorów przekopujących Gotlandię w poszukiwaniu artefaktów z epoki Wikingów. Jako że w dzieciństwie marzyła mi się taka właśnie kariera (co ciekawe, to marzenie jakoś zupełnie bez mojego udziału przeszło teraz na moją córkę), i lubię czasem przeczytać powieść, której akcja toczy się na wykopaliskach. I nawet chociaż ostatecznie tej archeologii zbyt wiele w powieści Jungstedt nie było, to odegrała bardzo istotną rolę.
Kolejnym magnesem jest Gotlandia, tym razem w szczycie sezonu, ale nadal odizolowana i raczej cicha. Urlopowicze są gdzieś w tle, ale zdają się nie przeszkadzać mieszkańcom, wydmy są zazwyczaj puste, a plaże rozległe i ciche. Przybycie promu z amerykańskimi turystami jest przedstawione z przymrużeniem oka, prawdziwa Gotlandia funkcjonuje po swojemu, nie przejmując się sezonem.
Nauczona przykrym doświadczeniem z poprzedniego tomu, tym razem nie zajrzałam nawet na tylną stronę okładki, aby przypadkiem nie dowiedzieć się zbyt wiele. Tym razem jednak wydawca bardziej się postarał i żadne ważne szczegóły nie zostały ujawnione. Ponieważ jednak lektura w całkowitej niewiedzy co do przebiegu akcji okazała się całkiem przyjemna, nie napiszę nic o fabule aby i wam przyjemności nie odbierać. I chociaż tożsamość przestępcy jak zwykle da się dość wcześnie odgadnąć, to autorka tym razem zrzuca na sam koniec prawdziwą bombę, za sprawą której następny tom na pewno nie zdąży zakurzyć się na mojej półce!
Moja ocena: 4/6
No Comments