Podróżowanie jest przeżyciem samym w sobie, przeżyciem nieporównywalnym do niczego innego, bogatym i komlpetnym. Podróżowanie i jednoczesne czytanie książki kogoś, kto pokonywał tę samą trasę wcześniej to doświadczenie tym ciekawsze i zdecydowanie rzadsze. Udało mi się to kiedyś w Patagonii, gdzie czytałam Chatwina „In Patagonia”, oraz kilkakrotnie w Europie. Planując tegoroczne wakacje, nie mogłam znaleźć odpowiedniej lektury i już się prawie poddałam, gdy dosłownie w ostatniej chwili wpadła mi w ręcę książka Elli Maillart „Od gór niebiańskich do czerwonych piasków”.
Ella Maillart żyła w latach 1902 – 1997, była narciarką, żelarką i dziennikarką. Ta niezwykłą kobieta, po obejrzeniu kilku fascynujących filmów, bez zastanowienia wyjechała w latach 30-tych do Zwiążku Radzieckiego. Tam najpierw udało jej się odbyć podróż na Kaukaz, a potem, dzięki niezwykłemu uporowi i determinacji pojechała tam, gdzie prawie niemożliwym było się dostać – do Azji Środkowej.
Do Turkiestanu można było się dostać tylko za zgodą Towarzystwa Turystyki Proletariackiej. Niestety, Towarzystwo miało niewiele baz, a w 1932, gdy Ella chciała odbyć swoją wyprawę, wszystkie były zamknięte. Jedynym wyjściem było dołączenie do zorganizowanej wyprawy alpinistycznej. Ella Maillart, nie bacząc na to, że nie ma doświadczenia i niezbędnego ekwipunku, wykorzystała okazję. W ciągu jednego popołudnia udało jej się przekonać kierownika wyprawy, aby ją zabrał, blefując oczywiście, iż posiada wszystko, co niezbędne, a następnie zdobyć cały ekwipunek i bilet! Wiele ryzykowała – mogła zostać wysadzona, gdy jej brak doświadzcenia wyjdzie na jaw, mogła też nabawić się poważnych kontuzji i urazów. Po co to robiła, dlaczego tak bardzo zależało jej na odwiedzeniu tego regionu?
„Za wszelką cenę chcę jechać na Wschód. Fascynuje mnie życie koczowników. Ich nieodparta potrzeba przenoszenia się z miejsca na miejsce jest mi bliska, tak samo jak nomadyzm marynarzy, którzy żeglują od jednego portu do drugiego i wszędzie czują się u siebie, a jednocześnie nigdzie jak we własnym domu, bo każdy postój to w końcu tylko przystanek po drodze…”
Jej niezależna natura i zamiłowanie do przemieszczania sie i odkrywania nowego zaprowadziły ją we wszystkie miejsca, o których marzyła: w góry Tien-shan, na pogranicze kirgisko – chińskie, oraz do starożytnych miast Szlaku Jedwabnego w Uzbekistanie. Jej relacja z tej podróży jest barwna i wartka, a świat przedstawiony wciąż zadziwia. Oprócz zwykłych przygód i atrakcji znajdziemy tu całkiem interesujące opisy życia w tworzących się dopiero republikach radzieckich, dowiemy się, jak radzili sobie nomadowie wtłoczeni do sowieckich kołchozów, zepchnięci w osiadły tryb życia, siłą edukowani. Zobaczymy oczami autorki klęskę głodu w wyjałowionym przez uprawy bawełny Kazachstanie. Spotkamy wraz z nią najprzeróżniejszych ludzi – zesłańców politycznych oraz wolnych górali, koczowników i oddanych sprawie socjalizmu przewodników pracy – zadziwiająca to mieszanka. Tego świata już nie ma, przepadł bezpowrotnie wraz z rozpadem ZSRR. Jednakże wiele rzeczy pozostało niezmienionych i współczesny podróżnik może odnaleźć w terenie wiele rzeczy opisanych przez Ellę Maillart. Góry Tien-shan wciąż są pełne koczowników, Kirgizi wciąż przemierzają konno swoje pastwiska, wieśniacy wciąż jedzą lepioszki i baraninę, a wszyscy wciąż są tak samo zadziwiająco otwarci i gościnni. Wciąż trudno uzyskać potrzebne zezwolenia, kupić bilety czy znaleźć bazę turystyczną, której w wielu miejscach wcale nie ma. Ja szukałam przede wszystkim tego ducha nieskrępowanej wolności, którym zachwyca się Maillart, i wydaje mi się, że on wciąż tam jest. Chociaż więc Azja sowiecka powoli odchodzi w zapomnienie, to nie wszystko jeszcze się zmieniło.
Książka napisana jest dość zręcznym i niezwykle obrazowym językiem, okraszonym od czasu do czasu głębszymi refleksjami o naturze podróżowania. Czyta się ją znakomicie, chociaż, jeśli czytelnik chciałby, tak jak ja, śledzić trasę podróży Elli na mapie lub w terenie, może napotkać nieco trudności, ponieważ autorka nie przywiązywała dużej wagi do dokładnej transkrypcji miejscowym nazw geograficznych i często zapisywała je dość niedbale. Niektóe z nich zmieniły się zresztą do dnia dzisiejszego, więc trudno je odnaleźć na mapie. Szkoda, że wydawca nie zatrudnił redaktora, który te wątpliwości wyjaśniłby w przypisach.
Ella Maillart napisała więcej książek i liczę, że znajdzie się ktoś, kto wyda je w Polsce, ponieważ naprawdę ciekawa jestem dalszych losów autorki i jej kolejnych wypraw. To nie była przeciętna osoba…
No Comments