Ci, którzy tak jak ja w latach nastoletnich z wypiekami na twarzy pochłaniali kolejne książki Agathy Christie, z pewnością marzą czasem o powrocie do takich lektur. O zbrodniach tajemniczych i doskonałych, o bohaterach inteligentnych, barwnych i zarazem pełnych uroku, o angielskiej prowincji zasiedlonej przez sympatycznych dziwaków. Sięgamy po różne kryminały, które nam to obiecują, ale nie zawsze te obietnice zostają spełnione. Na szczęście czasem trafia się na pisarza, który potrafi wyczarować taki właśnie nieco staroświecki świat i stworzyć bohaterów, z którymi potrafimy się zżyć na dłużej. Takim czarodziejem jest Kanadyjczyk Alan Bradley.
Znacie już Flawię? Genialną nastolatkę mieszkającą w podupadającej nieco rezydencji Buckshaw, półsierotę zafascynowaną chemią i truciznami, której zdarza się natknąć na trupa na grządce z ogórkami? Jeśli nie, to najwyższa pora tę znajomość zawrzeć, ponieważ Bradley napisał o niej już sześć książek, z których piąta ukazała się niedawno po polsku. I choć zdarza się, że takie serie nie trzymają poziomu, cykl o Flawii de Luce robi się z książki na książkę coraz lepszy!
Flawia to taka Janeczka, która niestety nie ma Pawełka. Ma za to dwie starsze siostry, które jej nienawidzą, a przynajmniej takie sprawiają wrażenie. Flawia wymyśla skomplikowane formy odwetu, z dokuczania siostrom czyniąc rodzaj sportu, ale tak naprawdę tęskni za ich miłością i akceptacją. Jest samotna, ale potrafi sobie z tą samotnością radzić. Przyjaźni się z wieloma osobami, ale tak naprawdę nie zna jej prawie nikt. Rodzina jest w rozsypce – ojciec nie potrafi pogodzić się ze śmiercią żony, która zaginęła w Himalajach, gdy Flawia była niemowlęciem, i nie znajduje w sobie siły, by zająć się rodzinnym majątkiem, z którego nie pozostało już prawie nic. Dziewczęta trzymają zwarty front przeciwko najmłodszej siostrze, z przyczyn, których (jeszcze?) nie znamy.
Flawia jednak ma swój świat. W odziedziczonym po wuju laboratorium prowadzi eksperymenty chemiczne, a w międzyczasie rozwiązuje liczne zagadki kryminalne. Niewielkie Bishop’s Lacey, czyli miejscowość, w pobliżu której mieszka rodzina de Luce, to prawdziwe zagłębie zbrodni. Co kilka miesięcy ktoś natyka się na zwłoki, a Flawia najpierw przypadkowo, a potem już z rozmysłem stara się być zawsze w centrum wydarzeń. Zagadki są zawsze zgrabnie pomyślane, intrygujące i niełatwe do rozwiązania. W dodatku Bradley wierzy w oczytanie i wiedzę swoich czytelników i obficie serwuje nam różne literackie aluzje i odniesienia.
Najmocniejszą stroną tej książki jest klimat. Gotyckie mroki, krypty, zakamarki, stare kościoły, wiejskie drogi – wszystko to przenika atmosfera tajemniczości. Dodatkowym magnesem są cudowni bohaterowie – niejednoznaczni i intrygujący.
Najnowszy, piąty tom, to idealna książka na listopadowy wieczór. Trup znaleziony w kościele, kości świętego Tancreda, tajemnice szeptane do ucha i widmo bankructwa Buckshaw, które wydaje się już nieuchronne sprawiają, że od tej książki trudno się oderwać. Nie mówiąc już o tym, że zakończenie dosłownie wbija czytelnika w ziemię, ale o tym ani słowa!
Ja już wiem, co było dalej, i powiem wam tylko, że Bradley nadal trzyma poziom!
Można czytać każdą część niezależnie, jako że każda skupia się na innej zagadce kryminalnej. Najlepiej jednak zacząć przygodę z Flawią od początku, czyli od „Zatrutego ciasteczka” – bohaterka ma wtedy jedenaście lat, jest rezolutna, pełna energii i radosna. Tak przedstawia się kolejność poszczególnych tomów (klikając na tytuł, przeniesiecie się do mojej recenzji każdej części):
3. Ucho od śledzia w śmietanie
No Comments