Jesteśmy tak przyzwyczajeni do różnych gatunków literackich, że nie zastanawiamy się, jak było dawniej. Przyjmujemy za pewnik istnienie literatury rozrywkowej, pisanej w taki sposób, żeby przykuć uwagę czytelnika i sprawić, że pójdzie spać zdecydowanie później niż zamierzał, tymczasem nie dalej niż 150 lat temu powieści, od których trudno się było oderwać, traktowane były ze sporą podejrzliwością. Dlatego „Tajemnica lady Audley” Mary Elizabeth Braddon, należąca do coraz bardziej popularnego wówczas gatunku powieści sensacyjnych, budziła sporo kontrowersji, co oczywiście przyczyniło się tylko do jej szalonej popularności.
W latach sześćdziesiątych dziewiętnastego wieku niekwestionowaną gwiazdą literatury sensacyjnej był Wilkie Collins, jednak dwudziestosiedmioletnia Mary Elizabeth Braddon skutecznie uszczknęła kawałek tortu dla siebie. Napisała ponad osiemdziesiąt powieści, z których największym przebojem była właśnie „Tajemnica lady Audley”. Książka poruszyła wiktoriańskie społeczeństwo, poważając jeden z kamieni węgielnych tej epoki – postać kobiety-anioła, strażniczki domowego ogniska. Czy współczesny czytelnik znajdzie przyjemność w lekturze, czy może powieść Braddon zestarzala się już i trąci myszką?
Nie całkiem tajemnicza tajemnica
Mówiąc szczerze, nie jest trudno rozgryźć tajemnicę lady Audley. Na szczęście niemal do ostatniej strony nie wiemy wszystkiego. Domyślamy się najważniejszego, choć „domyślamy” nie jest odpowiednim słowem – tak naprawdę niemalże od pierwszych stron wiemy, kim jest tajemnicza lady, która pojawiła się znienacka w miejscowości Audley, by podbić serce lorda i zostać jego żoną. Nie znamy jednak motywów jej postępowania i nie wiemy, czy jej przeszłość nie kryje więcej tajemnic. Z przyjemnością też obserwujemy zmagania Roberta, bratanka lorda Audley, który próbuje dociec prawdy.
Fabuła koncentruje się wokół Roberta i jego wysiłków zmierzających do odnalezienia zaginionego przyjaciela. W trakcie poszukiwań Robert odkrywa straszną tajemnicę, którą skrywa prześliczna i miła żona jego wuja i próbuje doprowadzić do jej zdemaskowania.
Nie dodam nic więcej, żeby nie psuć nikomu przyjemności z lektury, choć tak, jak już napisałam, większość czytelników nie będzie miała problemu z odgadnięciem prawdy. Akcja toczy się warto, Robert odnajduje kolejne ślady, jest też coraz bardziej zdeterminowany, a prowadzenie śledztwa idzie mu coraz lepiej. Czyta się to z przejęciem, choć momentami z uśmiechem na ustach.
Anty-bohaterka
Lady Audley jest intrygującą postacią. Wszyscy ludzie z jej otoczenia ją lubią, czytelnikowi jednak trudno podzielać tę sympatię. Jest coś przewrotnie złowrogiego w jej złotych lokach i niewinnej twarzyczce, jej zachowanie wydaje się bez zarzutu, trudno wręcz uwierzyć, że ta słodka istota miałaby być zdolna do popełnienia jakiegokolwiek przestępstwa. Takie właśnie zdziwienie odczuwali ludzie epoki wiktoriańskiej na wieść o zbrodniach popełnianych przez kobiety z wyższych sfer – zresztą słynna, szeroko komentowana w gazetach zbrodnia z Road Hill House bez wątpienia zainspirowała Mary Elizabeth Braddon. Lady Audley jest ucieleśnieniem wiktoriańskich lęków – jest kobietą, w której winę nie sposób wręcz uwierzyć. Zresztą już sam fakt wyjścia poza swoją klasę społeczną i poślubienia człowieka z wyższej sfery musiał niepokoić czytelników, którzy żyli w społeczeństwie klasowym i podejrzliwie traktowali wszelkie próby zmiany czyjegoś miejsca w hierarchii.
Czytelnicy wiktoriańscy mogli tłumaczyć wszelkie nietypowe próby poprawienia swojej pozycji szaleństwem – wygodna wymówka, którą tłumaczono wiele kobiecych zachowań, jednak my możemy, a nawet powinniśmy zauważyć więcej. Lady Audley chciała kierować własnym losem, a żyła w epoce, która jej tego nie ułatwiała.
Detektyw-amator
Robert Audley jest za to jednoznacznie pozytywnym bohaterem. Ten spokojny sybaryta wiedzie beztroskie życie jako niepraktykujący adwokat, ale kiedy trzeba, potrafi się zmobilizować do działania. Z drugiej strony jego zaangażowanie w sprawy przyjaciela może skrywać jakieś drugie dno, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę wątek niejakiej Clary. Niewątpliwie jednak sympatia czytelnika leży po stronie Roberta, który jest dokładnie takim detektywem, jakiego uwielbiali wiktoriańscy czytelnicy – zaangażowanym amatorem, który ma dobre intencje.
Ucieszyła mnie wieść o tym, że „Tajemnica lady Audley” została wreszcie wydana w języku polskim – brawa dla wydawnictwa Zysk i S-ka za uzupełnienie tej luki na rynku! Miłośnicy powieści wiktoriańskich z pewnością przeczytają tę książkę z przyjemnością, ale także ci czytelnicy, którzy boją się sięgać po klasyki, sądząc, że są trudne i nudne, powinni dać szansę „Tajemnicy lady Audley” – może jest to wiekowa książka, ale bez wątpienia spełnia kryteria dobrego czytadła.
Moja ocena: 5/6
"Tajemnica lady Audley" Mary Elizabeth Braddon
Tłum. Mira Czarnecka
Wydawnictwo Zysk i S-ka 2016
No Comments