Zaniedbałam ostatnio bloga straszliwie, ale od kilku tygodni męczy mnie uparte choróbsko i musiałam trochę zwolnić obroty. I tak to oczywiście jest, że po zwolnieniu przyspieszyły jeszcze bardziej i wszystko wokół wiruje w przyspieszonym tempie. W takimże samym tempie zresztą ostatnio czytam, wypadałoby więc to jeszcze jakoś przełożyć na tempo pisania recenzji…
„Daleko stąd” Amy Bloom to książka, która dość długo czekała na mojej półce na swoją kolej, żeby było sprawiedliwie, poczekała też na recenzję;) Nie mogę jej jednak pozwolić zginąć w niepamięci, bo to intrygująca i pięknie napisana powieść. Jest rok 1924, Lilian Lejb właśnie przybyła z Rosji, z Turowa, na wyspę Ellis koło Manhattanu. Lilian trafia do Ameryki bez grosza, niewiele umiejąc i nie mówiąc po angielsku. Nie ma jednak nic do stracenia, nie wie, czy życie w ogóle jest cokolwiek warte. W Turowie zostawiła cała rodzinę, bestialsko zamordowaną w pogromie Żydów. Mąż, rodzice w kałuży krwi, córeczka Sonia, która miała się schować w kurniku, ale nigdy nie udało jej się odnaleźć. Lilian jest wewnętrznie pusta. Powoli odnajduje się w chaotycznym Nowym Jorku, pięknie sportretowanym mieście pełnym możliwości. Udaje jej się czasem nawet śmiać, czasem czuć przyjemność, jak wtedy, gdy po raz pierwszy je lody. Emocjonalnie jednak jest chłodna, uprawia seks bez zaangażowania, będzie potrafiła przez całą powieść traktować go jako zwykły środek służący do osiągnięcia jakiegoś celu. Ameryka ją wciąga, ale Lilian cały czas wydaje się chodzić jakby we śnie – jest w niej coś nierzeczywistego i uwierającego.
Wtedy pojawia się kuzynka z innego świata, i wywraca świat Lilian do góry nogami, informując ją, że Sonia żyje, że została zabrana na Syberię przez pewne małżeństwo. Lilian z dającej się nieść przez życie kukiełki nagle na powrót staje się człowiekiem. Matką. Nie ma pieniędzy, wyrusza więc w szaleńczą podróż przez Amerykę w kierunku Alaski, a potem morzem na Syberię. Nadal niepełna jako postać, nieco nierealna, ale z tą jedną, dominującą cechą charakteru – determinacją.
Powieść Amy Bloom zaskakuje. Nie toczy się w przewidywalny sposób. Lilian także nie jest sztampowa. Nie jest heroiczną bohaterką, nie potrafi zbyt wiele, ale uparcie, za wszelką cenę dąży do celu. Pobudza naszą ciekawość, często irytuje, czasem przeraża. Wokół niej zaś przewijają się fantastyczne, ekscentryczne, pełnokrwiste postaci, których obecność jest dowodem, że autorka potrafi tworzyć wiarygodne osobowości, zaś powściągliwy obraz Lilian jest zamierzony. W tle zaś mamy fascynujący obraz życia imigrantów w Nowym Jorku, w Seattle i w Chicago.
Nie potrafię jednoznacznie powiedzieć, czy ta książka mi się podobała. Irytowała mnie i nie była taka, jak oczekiwałam, ale może w tym właśnie leży jej siła? W tym i w pięknym, metaforycznym, poetyckim miejscami opisie niezwykłej podróży przez dawną Amerykę. A także w wierze w człowieka, jego umiejętności znajdowania nadziei i miłości w każdym, nawet najbardziej nieprawdopodobnym miejscu.
Moja ocena: 4,5/6
No Comments