Tym razem byłam przygotowana na nawrót anginy, miałam bowiem świeżo nabytą lekturę, która wciąga na tyle, że można zapomnieć o bólu gardła. Jodi Picoult to autorka znana i lubiana, porusza bowiem kontrowersyjne tematy w przystępny sposób. Nie sięgnęłam jednak po kilka jej ostatnich książek, sama nie wiem, dlaczego. Może odstraszyły mnie przeciętne recenzje, a częściowo na pewno przekonanie, że dobrej książki nie da się pisać co rok (a takie mniej więcej tempo ma pani Picoult). Do „Dziewiętnastu minut” zachęciła mnie jednak Chiara oraz chęć porównania tej książki z jedną z najlepszych książek czytanych przeze mnie w zeszłym roku – „Musimy porozmawiać o Kevinie”.
Obie powieści poruszają trudny temat szkolnych strzelanin i tego, co do nich prowadzi. W obu nastolatek zabija kilku swoich kolegów i nauczycieli, w obu ważna jest perspektywa matki oraz historia rodziny, która wydała na świat przyszłego mordercę. Ciężar rozłożony jest jednak inaczej. W „Musimy porozmawiać o Kevinie” mamy do czynienia z morderstwem z premedytacją, z chłodną zaplanowaną, straszliwą zemstą. Matka Kevina to chłodna kobieta, która nie potrafiła obdarzyć swojego syna uczuciem, gdy był mały i dopiero teraz zaczyna go poznawać i rozumieć. Kevin był wychowywany w wyjątkowo nieudolny sposób, ale też był trudnym, złośliwym dzieckiem, a powieść jest dyskusją na temat tego, czy inne wychowanie mogło w jakikolwiek sposób zapobiec temu, kim się stał. „Dziewiętnaście minut” jest nieco prostszą historią. Chłopiec szykanowany przez kolegów w szkole popełnia zbrodnię pod wpływem impulsu, zaś główny nacisk jest położony na kwestię maltretowania dzieci przez rówieśników. Peter, zanim dokonał straszliwej zemsty, przeszedł przez piekło, które było udziałem wielu innych dzieciaków – jemu jedynie dostała się wyjątkowo spora porcja, porcja niemożliwa do zniesienia. Jodi Picoult pokazuje, jak koszmarne może być życie w szkole i jak niewiele robią dorośli, aby to zmienić – nauczyciele nie reagowali na przemoc, jako że nie byli uzbrojeni w odpowiednią wiedzę lub choćby procedury postępowania, rodzice zaś nie potrafili pomóc synowi, dając mu rady, które tylko pogarszały jego sytuację.
Jako że jestem matką dziecka, które za rok pójdzie do pierwszej klasy i w dodatku będzie uczęszczało do sporej szkoły w blokowisku, dość mocno przeżyłam tę książkę. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie zauważyć, że moja córka jest dręczona przez koleżanki, ale czy inni rodzice też tak nie myślą? Nastolatek zamykający się w swoim pokoju i nie opowiadający o szkole jest przecież dość normalnym zjawiskiem, łatwo więc wmówić sobie, że nic się nie dzieje i stracić czujność.
„Dziewiętnaście minut” dość ciekawie pokazuje, co dzieje się z małą społecznością, która przeżyła tragedię, oraz, co gorsze, jak niewiele się zmienia. Dzieciaki są w szoku, niektóre rodziny zmieniają miejsce zamieszkania, poczucia bezpieczeństwa nie odzyskają może już nigdy, jednak szkolne szykany trwają dalej…Podobało mi się, że oprócz miejscami dość schematycznych analiz społecznych autorka potrafiła wprowadzić do fabuły sporo zagadek i zaskoczeń. Książki Picoult zawsze trzymają w napięciu i nie warto ich rozpoczynać nie mając sporo wolnego czasu, którym ja na szczęście akurat dysponuję. Warta lektury książka, nie tak ciężka jak „Musimy porozmawiać o Kevinie”, nie tak wieloznaczna i prowokująca, ale za to wciągająca i wzruszająca.
Moja ocena: 4,5/6
No Comments