Jak widać choćby po komentarzach pod jednym z moich ostatnich wpisów, wiele osób zaczytywało się w dzieciństwie „Małą księżniczką” i innymi książkami Frances Hodgson Burnett. Mało kto jednak wie, że pisała ona też książki dla dorosłych. Dwie z nich, „The Making of a Marchioness” i „The Shuttle” wznowiło niedawno Perspehone Books. Wystarczył mi rzut oka na śliczną okładkę tej pierwszej, a już wiedziałam, że ją koniecznie chcę!
Zanim jednak zdecydowałam się ją zamówić, przeglądając katalog biblioteki uniwersyteckiej zauważyłam ze zdumieniem „Sekret markizy” F. H. Burnett! Czym prędzej zamówiłam i z wielką przyjemnością przeczytałam w jeden wieczór, czasem co prawda chichocząc pod nosem.
Jest to mocno przesłodzona, ale i tak pełna uroku wersja baśni o Kopciuszku. Emily Fox-Seton, 34-letnia stara panna z dobrej rodziny żyje na skraju ubóstwa. Zarabia na życie dotrzymując towarzystwa zgryźliwym starszym paniom. Choć nie ma zbyt wielu powodów do radości, nigdy nie traci pogody ducha, zawsze uprzejma, pomocna i łagodna. Momentami ma się ochotę rzucić książką o ścianę, gdy Emily po raz kolejny z łagodnym uśmiechem znosi złośliwości i wykorzystywanie, a w dodatku autorka ósmy raz podkreśla, że nie była zbyt inteligentna. Takie są jednak prawidła gatunku, które przecież przyczyniają się do uroku takich lektur.
Jasnym punktem w życiu Emily staje się weekendowe zaproszenie do rezydencji wiejskiej jednej ze swoich chlebodawczyń. Spotka się tam bardzo liczne i zamożne towarzystwo, którego gwiazdą przewodnią jest niejaki markiz Walderhurst, obrzydliwie bogaty i samotny. Rzucają się na niego oczywiście wszystkie panny w towarzystwie, skoro jednak znamy angielski tytuł powieści, nie są dla nas niespodzianką jego nagłe oświadczyny Emily. Gdy jednak wydaje nam się już, że fabuła staje się nieznośnie przewidywalna, cała historia staje się nieco bardziej mroczna, życiu Emily zaczyna zagrażać niebezpieczeństwo, a jej małżonek może nie zdążyć jej uratować. Książka nabiera tempa, a parę wydarzeń jest nawet w stanie zaskoczyć czytelnika. Wiadomo jednak, że wszystko skończy się dobrze, kto by to widział, żeby Kopciuszkowi coś się stało.
„Sekret markizy” jest absolutnie przewidywalnym, ale przez to wcale nie mniej uroczym, czytadłem. Oprócz historii miłosnej, a nawet kilku, zawiera dość cięte portrety typowych przedstawicieli wyższych sfer, sporą dawkę humoru i mnóstwo staroświeckiego czaru. W sam raz na ponury jesienny wieczór, których zapewne sporo przed nami.
Zapomniałam niestety zrobić zdjęcie polskiej okładki przed oddaniem jej do biblioteki, a w sieci znalazłam jedynie taką miniaturkę. Myślę jednak, że to tym lepiej, bo od większego obrazka zęby mogłyby rozboleć;)
Moja ocena: 4/6
No Comments