Czasami może się nam wydawać, że sporo wiemy na temat historii USA. Nie ma się co oszukiwać – miewam takie złudzenia. Zresztą to chyba nic dziwnego, zważywszy, że zdarza mi się prowadzić takie zajęcia. Na szczęście od czasu do czasu zdarza się reporter, który sprowadza mnie na ziemię, opowiadając historię ważną i straszną, o której prawie nic lub zupełnie nic nie wiedziałam.
Tak było z książka Davida Granna, którego talent wielbię odkąd przeczytałam „Zaginione miasto Z”. Jego opowieść o tajemniczych zabójstwach Indian Osage, których nieszczęście polegało na tym, że znaleźli się wśród najbogatszych ludzi w Stanach, to taka soczewka, w której można zobaczyć spory kawałek historii, a co gorsza, także niepokojące odbicie teraźniejszości. Donald Trump podpisał przecież zgodę na poprowadzenie rurociągu w bezpośrednim sąsiedztwie rezerwatu Standing Rock, zamieszkanego przez Sjuksów, ignorując tym samym wielomiesięczne protesty Indian, święte dla nich miejsca pochówku ich przodków, a także ich bezpieczeństwo (rurociąg stworzy zagrożenie dla zasobów wody pitnej). Historia, którą opisuje Grann, jest bardziej dramatyczna, ale zasadniczo dotyczy tego samego – braku poszanowania dla mniejszości, traktowania ludzi o innym kolorze skóry z pogardą i nienawiścią, usprawiedliwianie zbrodni na nich popełnianych.
Przekleństwem Indian Osage stało się bogactwo, które – paradoksalnie – zawdzięczali białym. Podobnie jak inne plemiona, Indianie Osage byli stopniowo wysiedlani ze swoich ziem. Rząd Stanów Zjednoczonych dał im tereny, których nikt nie chciał – nieurodzajne i nieprzyjazne. Okazało się jednak, że pozornie bezwartościowe działki kryją w sobie wielkie zasoby ropy, a Indianie zaczęli pobierać opłatę za dzierżawę. Kwoty rosły, aż wreszcie Osagowie, ku wzburzeniu sporej części społeczeństwa, zostali milionerami.
I wtedy zaczęli ginąć. Od kuli, od nieznanej choroby, od trucizny. Ginęli także ci, którzy za bardzo interesowali się tajemniczymi zgonami.
W „Czasie Krwawego Księżyca” David Grann skupia się na historii jednej rodziny. Opowiada o tym, jak umierały siostry, ich mężowie i inne osoby z nimi związane. Nikt nie widział powiązań, śmierci wydawały się przypadkowe i niezwiązane ze sobą. Dopiero niejaki Tom White, agent działającego od niedawna Biura Śledczego, podjął śledztwo, nie spodziewając się zresztą, jak wiele trudności napotka.
Książka podzielona jest na trzy części. Pierwsza opisuje smutne losy rodziny Mollie Burkhart, jednej z głównych bohaterek reportażu Granna. Druga, najobszerniejsza, skupia się na śledztwie White’a i na procesie. Wreszcie trzecia, współczesna, jest opowieścią reportera o zbieraniu materiałów, a także szokującym uzupełnieniem całej historii. Razem składają się w przerażającą opowieść o chciwości i wyrachowaniu.
„Czas krwawego księżyca” to reportaż historyczny, który czyta się jak powieść, zapominając, że to prawdziwa historia. Grann doskonale zrekonstruował żmudne i skomplikowane śledztwo, jego Tom White to bohater z krwi i kości – naiwny idealista, który popełnia błędy, ale wytrwale dąży do celu. Jednocześnie autor unika prostych osądów, szuka wyważonych słów na opisanie nawet największych drani. Wypatruje odcieni szarości nawet w najgłębszej czerni, ale nikogo nie usprawiedliwia.
To przerażająca opowieść, świetnie napisana i wstrząsająca. Poznajemy losy jednej rodziny, ale to tylko kropla w morzu przemocy, którego doświadczyli Osagowie. „Ta ziemia wciąż przesiąknięta jest krwią” – mówi jedna z rozmówczyń autora. Zarówno ona, jak i inni współcześni potomkowie ofiar wciąż szukają prawdy.
Moja ocena: 5/6
David Grann "Czas Krwawego Księżyca. Zabójstwa Indian Osagów i narodziny FBI"
Tłum. Piotr Grzegorzewski
Wydawnictwo W.A.B. 2018
No Comments