Nie wiem, czy sięgnęłabym po najnowszy reportaż Ewy Winnickiej i Dionisiosa Sturisa, gdybym nie czytała wcześniej „Był sobie chłopczyk”. Tamta lektura przekonała mnie, że można sięgnąć po temat opisywany szeroko przez brukowce i opowiedzieć go mądrze, wielostronnie i refleksyjnie. Choć więc bałam się, że poczuję się jak podglądaczka, którą fascynuje cudza tragedia, sięgnęłam też po „Głosy”.
Od razu uprzedzę, że ta książka nie uniknęła całkiem atmosfery sensacyjnej opowiastki. Trudno chyba tego jednak uniknąć, kiedy opowiada się o tak dramatycznej i nośnej medialnie historii. Książkę otwiera scena rodem z filmu Hitchcocka, choć niestety prawdziwa. Czteroosobowa rodzina wraca z wakacji w Polsce na wyspę Jersey, na którą wyemigrowali kilka lat wcześniej. Urządzają w ogródku grilla, zapraszają przyjaciółkę żony, która przychodzi z kilkuletnią córeczką, przyjaciółką córki Damiana i Izy. Po grillu Damian zabija ich po kolei – najpierw teścia, potem dzieci, przyjaciółkę żony i jej córeczkę, a na końcu żonę. Ostatnie ciosy padają już na ulicy, a ich bezradnymi świadkami jest grupka sąsiadów.
Jak wytłumaczyć tak straszliwą zbrodnię, jak ją zrozumieć? Dwoje reporterów zdaje szczegółową relację z sali sądowej. To, że Damian jest sprawcą, jest oczywiste. Nierozstrzygnięta pozostaje kwestia jego poczytalności – od niej zależeć będzie kwalifikacja czynu i kara. Poznajemy opinie kolejnych ekspertów (powołano ich wyjątkowo wielu), którzy się ze sobą nie zgadzają i ze zgrozą uświadamiamy sobie, jak niepewne są ich oceny i na jak wątłych przesłankach oparte.
Winnicką i Sturisa szczególnie interesuje społeczność Jersey – wyspy, która uchodzi za raj na ziemi. Bez wątpienia jest rajem podatkowym, toteż przyciąga wielu milionerów i ludzi, którzy nie chcą ujawniać źródeł swoich dochodów. Na Jersey uprawia się też wyjątkową odmianę ziemniaka, uchodzącą za rarytas. Na polach ziemniaczanych pracują głównie imigranci, w tym stale rosnąca grupa Polaków. Życie imigranta na Jersey nie należy jednak do łatwych. Praca jest wyjątkowo ciężka, społeczność niezbyt przyjaźnie nastawiona, zresztą wielu przyjezdnych nie mówi zbyt dobrze po angielsku, więc niełatwo im się integrować.
Wszystko to jednak już wiemy. Zdajemy sobie sprawę, kto najczęściej wyjeżdża za zarobkiem na Wyspy Brytyjskie, wiemy o problemach imigrantów, którzy nie znają języka i nigdzie nie czują się u siebie – ani w Polsce, ani w nowej ojczyźnie. Czy więc warto czytać reportaż, który mówi nam o tym raz jeszcze? Wydaje mi się, że tak, bo choć zdawałam sobie sprawę z sytuacji, nie wyobrażałam sobie jednak skali problemu. Autorzy „Głosów” przytaczają porażające dane statystyczne, wedle których Polki stanowiły jedną czwartą wszystkich ofiar przemocy domowej w Wielkiej Brytanii w roku 2017. A tragiczna historia rodziny Rzeszowskich dowodzi, że nie można bagatelizować problemu.
Książka niestety nie ma tego impetu, co „Był sobie chłopczyk”. Podczas lektury kilka razy czułam się jak podglądaczka i nie było mi z tym dobrze. Miałam wrażenie, że trochę za blisko przyglądam się tragedii tych, którzy przeżyli i którzy przecież nadal muszą sobie radzić z żałobą i traumą. Niektóre sceny i informacje można było pominąć, zwłaszcza że nie wnosiły wiele do głównego tematu, którym chyba jest sytuacja Polaków na emigracji. Mnogość opinii na temat stanu psychicznego sprawcy spowolniała narrację, ale też dała relacji z procesu drugie dno. I to o tym chciałabym przeczytać więcej – o ludziach, którzy muszą wydawać opinie w tak trudnych sprawach.
Smutna to była lektura, szarpiąca i emocjonalna. Stawia dużo pytań i oczywiście nie daje odpowiedzi, ale przecież odpowiedzi po prostu nie da się udzielić.
Ewa Winnicka, Dionisios Sturis
"Głosy. Co się zdarzyło na wyspie Jersey"
Wydawnictwo Czarne 2019
No Comments