Wiadomo nie od dziś, że kryminał dobry na wszystko – na mróz za oknem i na mgłę, na leniwe sobotnie popołudnie i na wieczór po pracy. Może tylko nie sięgajmy po nie późnym wieczorem, kiedy następnego dnia musimy wcześnie wstać. Oto trzy kryminały, które przeczytałam niedawno – wszystkie świetne, każdy inny!
Katarzyna Kwiatkowska „Zbrodnia w szkarłacie”
To moje pierwsze spotkanie z Janem Morawskim, choć „Zbrodnia w szkarłacie” to już czwarta książka o perypetiach tego detektywa-amatora. Poprzednim przyglądałam się z pewną dozą nieufności, ale kiedy dowiedziałam się, że akcja czwartej części toczy się w podpoznańskich Jeziorach, z którymi łączy mnie wiele miłych wspomnień, postanowiłam dać książkom Kwiatkowskiej szansę. Cieszę się bardzo, że to zrobiłam, „Zbrodnia w szkarłacie” okazała się bowiem uroczą i wciągającą lekturą.
Rzecz dzieje się pod koniec XIX wieku. Dworek w Jeziorach – niewielkiej miejscowości położonej pod Poznaniem (dzisiaj to środek Wielkopolskiego Parku Narodowego) należy do rodziny Jezierskich, której głowa, niejaki Jerz Jezierski, to marzyciel i wizjoner. Niestety, nie ma cierpliwości do realizacji swoich pomysłów i ciągle zmienia plany, wciągając rodzinę w kłopoty finansowe. Ostatnią deską ratunku jest odnalezienie skarbu dziadka, który ma stanowić posag córki Jezierskiego. Pomysłowy nestor rodu ukrył jednak swój skarb zbyt dobrze. Na pomoc zostaje wezwany daleki kuzyn, Jan Morawski, który lubi bawić się w detektywa. Nikt się nie spodziewa, że Jan dostanie dodatkową zagadkę do rozwiązania, kiedy we dworze zostanie popełnione morderstwo.
Katarzyna Kwiatkowska napisała klasyczną powieść w stylu tzw. cosy mysteries, czyli opowieści kryminalnych osadzonych w niewielkich społecznościach, rozwiązywanych przeważnie przez detektywa-amatora. Nie ma tu przemocy, jest sporo humoru, zaś mordercę odkrywa się drogą dedukcji i łączenia tropów. Jan Morawski jest uroczym bohaterem i trudno go nie lubić, zaś sama zagadka jest solidnie zagmatwana i niełatwo rozwiązać ją samodzielnie.
Najmocniejszą stroną książki jest chyba tło wydarzeń. W Jeziorach szykowane jest wesele, możemy więc dowiedzieć się sporo o tym, jak wyglądała organizacja przyjęcia w wielkopolskim dworku. Autorka zgrabnie wplata gwarowe słownictwo oraz fakty historyczne, takie tak utworzenie Związku Ziemian, pilnując jednak, żeby te informacje nie zmęczyły czytelnika. Całość czyta się lekko i przyjemnie. Już się cieszę na lekturę pozostałych części cyklu!
Sharon Bolton „Małe mroczne kłamstwa”, tłum. Małgorzata Stefaniuk
Falklandy, 12 lat po konflikcie zbrojnym, w wyniku którego panowanie nad tymi położonymi w pobliżu argentyńskich wybrzeży wysepkami przejęła Wielka Brytania. Mieszkańcy wysp czują się jednak niepewnie – są tak daleko od ojczyzny, a utrzymanie wysp tak dużo kosztuje, że nie mają poczucia bezpieczeństwa. Kiedy znika dziecko, a potem kolejne, wmawiają sobie, że to musi być wypadek. Wieść o ewentualnym seryjnym mordercy lub porywaczu mogłaby zaważyć na i tak kruchym losie ich społeczności.
W tej dość dusznej atmosferze toczy się opowieść, której narratorami są aż trzy osoby. Catrin jest w depresji po śmierci dwójki dzieci, Rachel zmaga się z poczuciem winy, ponieważ się do tej śmierci przyczyniła. Jest jeszcze Callum, były kochanek Catrin, który cierpi na syndrom stresu bojowego. Gdy znika kolejne dziecko, wszyscy troje będą musieli się włączyć w poszukiwania. A może któreś z nich jest zamieszane?
To świetna, klimatyczna powieść na trzy głosy. Autora wodzi czytelnika za nos, myląc tropy i nie wyjawiając mu całej prawdy. Wyspa, na której toczy się akcja, to mroczne i smutne miejsce, zaś zamieszkująca ją społeczność rządzi się swoimi prawami i nie uznaje tradycyjnych rozwiązań. Przeczytałam z zachwytem.
Moja ocena:
Katarzyna Kwiatkowska "Zbrodnia w szkarłacie" 5/6
Sharon Bolton "Małe, mroczne kłamstwa", tłum. Małgorzata Stefaniuk 5.5/6
No Comments