Po tylu latach czytania kryminałów mam już autorów, za którymi nie przepadam, takich, których lubię, i niewielką grupkę ukochanych, na których kolejne książki czekam z utęsknieniem i kupuję bez zastanowienia. Do grupy tej należą Johan Theorin, Åsa Larsson, Arne Dahl oraz duński autor Jussi Adler Olsen. O ile w przypadku pierwszych trzech autorów, polskie wydania pojawiają się dość regularnie, to niestety wydawca książek Jussi Adler Olsena, słowo/obraz terytoria, nas nie rozpieszcza. Z pięciu wydanych po duńsku tomów cyklu o inspektorze Carlu Mørcku i prowadzonym przez niego Departamencie Q, po polsku ukazały się tylko dwa: „Kobieta w klatce” i „Zabójcy bażantów”. Obie są znakomite – „Kobieta w klatce” wciąga od pierwszej strony, zaś „Zabójcy bażantów” to wielowątkowa intryga z ciekawym tłem psychologicznym. Ta druga podobała mi się nawet bardziej niż pierwsza, i nawet zanim zacznę pisać o trzeciej powiem, że jest lepsza niż druga. Autor, który pisze lepiej z każdym kolejnym tomem to prawdziwy skarb i wierzę, że polski wydawca także to zrozumie.
Całe szczęście, że Adler Olsen jest tłumaczony na inne języki – wszystkie części trafiły zarówno na angielskie, jak i niemieckie listy bestsellerów. Gdy tylko dojrzałam tytuł trzeciego tomu w zapowiedziach na Amazonie, natychmiast zakupiłam wersję na Kindla, ciesząc się na wakacyjną lekturę. „Redemption” (polski tytuł to „Wybawienie”) spełniło wszystkie moje oczekiwania. To doskonała lektura w podróż – jest tak wciągająca i zręcznie napisana, że łatwo się na niej skupić w samolocie, pociągu, autobusie, czy krótkich chwilach kradzionych na lekturę gdzieś wśród emocji podróżowania.
Fabuła osnuta jest właśnie wokół listu w butelce. Dwóch młodych chłopców, uwięzionych przez porywacza gdzieś w drewnianej chatce nad morzem, desperacko próbuje ocalić życie. Starszy z nich znajduje drzazgę i kawałek brudnego papieru, kaleczy się więc w palec i własną krwią pisze list, pakuje go do butelki i wyrzuca przez szparę do morza. Wiele lat później list zostaje wyłowiony i po różnych perypetiach trafia na biurko Carla Mørcka.
Jednocześnie pewna młoda i naiwna żona zaczyna podejrzewać swojego dość tajemniczego męża o zdradę. Postanawia trochę bliżej przyjrzeć się jego tajemnicom, co będzie miało tragiczne skutki.
W innym zakątku Danii wielodzietna rodzina, należąca do religijnej sekty. Pobożni, ale zamknięci w sobie, poddają się urokowi nowego członka kongregacji, który oczarowuje ich swoim oddaniem. Nie widzą, że niebezpiecznie zbliża się do nich i do ich dzieci.
Te trzy wątki splotą się w fascynującą intrygę. Tym razem my, czytelnicy, doskonale orientujemy się w tym, kto jest sprawcą, nie wiemy tylko, kim naprawdę jest i dlaczego to robi. Naszą uwagę przykuwa to, jak prędko Carl i jego pomocnicy zaczną dodawać dwa do dwóch. I czy nie będzie to za późno, żeby ocalić zagrożone porwaniem dzieci?
Całość jest napisana znakomicie i trudno nie dać się porwać. Jednak największą siłą tej książki, podobnie jak poprzednich części cyklu, są bohaterowie, którzy do ciężkiej momentami fabuły wprowadzają element humorystyczny. Owszem, Carl jest typowym skandynawskim policjantem – jego rodzina się rozpadła, a on sam zmaga się z poczuciem winy za wypadek, który on przeżył, ale inny jego kolega przypłacił życiem, zaś partner prowadzący z nim śledztwo został całkowicie sparaliżowany. Jest smętny, nadużywa alkoholu i cieszy się, że ma biuro w piwnicy i nikt nie widzi, jak mało w nim robi. Pozostali członkowie jego zespołu wymykają się jednak stereotypom. Assad to uchodźca z Syrii, który ma za sobą bardzo tajemniczą przeszłość, mówi średnio po duńsku (w angielskim tłumaczeniu jest to znakomicie oddane), angażuje się ponad miarę, choć wygląda i zachowuje się raczej komicznie. Ich sekretarka, Rose, znika i przysyła w zamian swoją siostrę bliźniaczkę, Yrsę, która pracę zaczyna od przekształcenia swojego biura w różowe i pachnące wnętrze przypominające spa, a nie sekretariat na policji. Oboje są tak uroczy i zabawni, zwłaszcza w zestawieniu z posępnym Carlem, że po prostu nie da się ich nie lubić.
Książka zdobyła kilka prestiżowych nagród, i nie jest to zaskakujące. To naprawdę dobry kryminał, skazany na sympatię czytelników, wielowątkowy i wielowymiarowy. Miejscami przerażający, zwłaszcza w swojej diagnozie wpływu fanatyzmu religijnego na losy jednostki, kiedy indziej zaś wzruszający i zabawny. Autor ma wielki talent i obyśmy nie musieli uczyć się duńskiego, żeby przeczytać pozostałe jego powieści. Bo nie ukrywam, że gdyby przestano go tłumaczyć na angielski i polski, kurs duńskiego mógłby stać się realną perspektywą dla niejednego fana.
Moja ocena: 5.5/6
No Comments