Za oknem widzę szare bloki, ale sercem wciąż jeszcze jestem w górach. Kilka tygodni temu siedziałam przed namiotem, z zapartym tchem czekając, aż chmury przesuną się, a ostatnie promienie słońca padną na szczyt Piku Lenina. Patrzyłam i zazdrościłam tym, którzy niewątpliwie w ten wyjątkowy pogodny dzień zdobywali szczyt. Słuchałam chaotycznych relacji grupki Polaków, którym się udało i którzy właśnie wrócili do bazy, i myślałam sobie, że może kiedyś…?
Pemba Gyalje, jeden z autorów dramatycznej opowieści o K2 mówi o gorączce szczytowej.
…Ger mówił, że jeśli zobaczymy szczyt, dopadnie nas gorączka szczytowa. Ostrzegał, żebyśmy nie zmierzali do punktu, z którego widać wierzchołek, jeśli bierzemy pod uwagę odwrót.
Przypomniałam sobie, jak silne pragnienie opanowało mnie pod Pikiem Lenina – nierealne, a jednak trudne do strząśnięcia. Może w innym życiu się wspinałam, nie wiem. Wydaje mi się, że rozumiem ludzi, którzy ryzykują wszystkim, żeby na chwilę stanąć na górze.
Wiem też, co będę czytała w charakterze odtrutki, jeśli zaczną mnie ogarniać te nierealne mrzonki. „Mordercza góra” sprawdzi się doskonale. Dawno nie czytałam tak przerażającej relacji z wysokich gór, a przecież w ostatnich miesiącach powtórzyłam sobie obie książki o Broad Peaku.
Irlandczyk Pat Falvey i Szerpa Pemba Gyalje napisali o tym, jak w pewien piękny, pogodny dzień ponad dwadzieścia osób wyruszyło na szczyt K2. Osiemnaście weszło na szczyt K2, a jedenastu zginęło w ciągu 48 godzin. Opowieść irlandzkiego wspinacza i doświadczonego Szerpy najpierw czyta się z pewną dozą sceptycyzmu, zwłaszcza że relacja wydaje się początkowo dość sucha, ale nie wiadomo kiedy historia nas pochłania całkowicie i nie sposób się od niej oderwać.
Jak to w ogóle możliwe, że w tak krótkim czasie może zginąć tyle osób? Odpowiedź na to pytanie jest jednocześnie gorzką diagnozą środowiska wspinaczy, a że udziela jej doświadczony Szerpa, który jako jeden z nielicznych nie tylko dał radę zejść w tym felernym dniu ze szczytu, ale potrafił też pomóc kilku osobom, jest to diagnoza, z którą warto się zapoznać. Zresztą, wspinacze to przecież tylko ludzie, i opowieść o tym, dlaczego w tym dniu niektórzy nie dali sobie rady, jest w istocie opowieścią o naszych słabościach.
Wszystko bowiem poszło nie tak, a mimo to prawie nikt tego nie zauważył. Łańcuch błędów, popełnianych przez kolejne, doświadczone przecież osoby, z perspektywy czytelnika wydaje się wręcz niewiarygodny. A jednak! Mimo że wiedzieli o tej górze wiele, i znali jej reputację jako jednej z najbardziej niebezpiecznych, zaryzykowali. Może nie do końca świadomie, bo po wielogodzinnym przebywaniu w tzw. strefie śmierci, czyli obszarze położonym powyżej 8000 m n.p.m. nie myśli się jasno i nie podejmuje racjonalnych decyzji, ale jednak tak podstawowa sprawa, jak wejście o zbyt późnej godzinie umknęła większości wspinaczy. I nawet ich rozumiem – siedzieli w obozie bazowym od tygodni, tak znudzeni i zniechęceni, że gdy wreszcie przyszła wymarzona pogoda, naprawdę chcieli wejść.
Zaczynamy lekturę ze świadomością, że jedenastu jej bohaterów nie wróci do domów. Tylko jeden z nich jest wymieniony na samym początku. Ger McDonnell był przyjacielem obu autorów i między innymi dla niego powstała ta książka. Jego śmierć pozostaje owiana tajemnicą, ale Falvey i Gyalje próbują rozproszyć choć część wątpliwości. Tożsamość pozostałych ofiar poznajemy dopiero wtedy, gdy z zaciśniętym gardłem czytamy najbardziej dramatyczną część książki.
Nie wiem, czy na każdym ta lektura zrobi tak wielkie wrażenie, ale ja nie mogłam się po niej otrząsnąć. To wszystko zdawało się tak głupie, przypadkowe, niepotrzebne! A przecież ci, którzy przeżyli, choć część z nich odniosła naprawdę poważne obrażenia, wspinają się nadal. Pemba Gyalje powiedział po tym wszystkim:
K2 to piękna góra. Przez tych, któzy nazywają ją górą mordercą, przemawia brak przygotowania, doświaczenia i zaplecza. Kiedy coś idzie nie tak, mówią, że to góra zabija, że jest dzika itp. Wcale tak nie jest. To wspaniała góra.
Rola Szerpów podczas całej akcji była nie do przecenienia. To oni wykazali się największą odpornością na niszczący wpływ wysokości, co więcej, potrafili nie tylko zachować rozsądek, ale umieli z wielkim poświęceniem ratować innych. Historia dwóch z nich i ich zupełnie nieprawdopodobnego zejścia stanowi zresztą temat innej książki, która natychmiast wskoczyła na moją listę lektur.
Nie jest to więc tylko opowieść o największej tragedii na zboczach K2. To także historia tego, do czego ludzie są zdolni w najbardziej ekstremalnych sytuacjach, a także refleksja na temat naszej słabości. Wygląda na to, że łatwo było ulec pokusie i iść naprzód, w kierunku lśniącego w słońcu szczytu.
Piękna to i porywająca lektura – warto po nią sięgnąć, nawet jeśli nie jesteście miłośnikami literatury górskiej. Więcej w „Morderczej górze” namiętności, napięcia i dramatyzmu, niż w niejednym thrillerze.
"Mordercza góra" Pat Falvey, Pemba Gyalje-Sherpa
Tłum. Katarzyna Bartuzi
Wyd. Świat Książki 2015
Moja ocena: 5.5/6
No Comments