Zwykle to ja zadaję lektury studentom i ich potem przepytuję i prowokuję, kiedy więc ostatnio to ja musiałam znaleźć się po stronie przepytywanej, było to ciekawe doświadczenie. Zapomniałam już chyba trochę, jak to jest, a chyba warto sobie to od czasu do czasu przypominać. Będę miała takich okazji więcej w tym roku akademickim, a czy wzbudzi to we mnie więcej wyrozumiałości dla studentów, czy wręcz przeciwnie, to się dopiero okaże. Jak na razie cieszę się tylko, że zostałam niejako zmuszona do przeczytania „Myszy i ludzi” Steinecka, bo nie wydaje mi się, żebym się sama do tego zmobilizowała – bardzo dawno temu obejrzałam film, który został we mnie na zawsze i nie chciałam czytać literackiego pierwowzoru, przede wszystkim dlatego, że nie chciałam wystawiać się na silne emocje. Przeczytałam jednak, swoje przepłakałam i stwierdzam, że mam ochotę na więcej Steinebecka!
„Myszy i ludzie” to niewielka książeczka, w sam raz na jedno popołudnie, emocje wzbudza jednak niewspółmierne do objętości. Nie jest to przypadkowe – wszystko w tej książce jest zrobione doskonale, każde słowo jest na swoim miejscu, każda struna poruszona umiejętnie. Obraz życia po krachu, w czasach Wielkiego Kryzysu niepokoi, najbardziej jednak niepokoi niemożność zrealizowania swojego marzenia. Każdy z bohaterów pozwala sobie na marzenia, żaden nie ma jednak możliwości ich realizacji – co więcej, właśnie marzenie doprowadza do zguby. American Dream w najbardziej gorzkiej postaci.
Nie ma sensu streszczanie fabuły – „Myszy i ludzie” w formie zarówno książkowej, jak i filmowej, to pozycje obowiązkowe, wciągające i piękne. Chyba przywiozę coś więcej Steinbecka z własnych półek u rodziców – tak, tam też mam sterty nieprzeczytanych książek, które czekają chyba na moją emeryturę…
No Comments