Pusta, smagana wiatrem wyspa na Bałtyku, stary dom zbudowany z desek statku, który rozbił się na skałach, latarnia, której mieszkańcy ginęli tragicznie od wieków, i rodzina pogrążona w żałobie. W takiej przestrzeni Theorin osadził swój kryminał – nie-kryminał, misternie zbudowane studium żałoby i bezradności, w które wątek kryminalny jest wpleciony jakby od niechcenia, a zarazem po mistrzowsku.
Joakim i Katrin Westinowie opuszczają Sztokholm, w którym przeżyli rodzinną tragedię, i osiedlają się na Olandii w ogromnym, starym domu. Niestety, zamiast spokoju czeka ich tu rozpacz i strata. Nieszczęśliwy wypadek czy też zbrodnia? To pytanie nurtuje młodą policjantkę, która także dopiero przeniosła się na Olandię. Niepokoją ją także częste włamania, dokonywane przez trójkę nieco niepoczytalnych włamywaczy. Te trzy pozornie niezwiązane wątki splotą się w genialnym, trzymającym w napięciu zakończeniu.
Olandia Theorina to miejsce mistyczne. Przeszłość tak przenika teraźniejszość, że nikogo nie dziwi przekonanie, że w bożonarodzeniową noc duchy zmarłych wracają. Tytułowa zamieć, niosący śmierć fåk, to zjawisko niemalże nadprzyrodzone, które najstarsi mieszkańcy Olandii potrafią przepowiedzieć. Ich życie zależy od tego, czy w momencie, gdy wiatr i lód uderzą, będą bezpiecznie skryci w domach. Są nierozerwalnie związani z surową przyrodą, ich życie od pokoleń określa jej siła.
W „Nocnej zamieci” mieszają się przeszłość, teraźniejszość, przyroda i człowiek, metafizyka i emocje, tworząc historię przejmującą chłodem lecz pełną pasji. Miłośnicy kryminału znajdą to, co lubią. Miłośnicy Skandynawii będą usatysfakcjonowani tym bardziej – Olandia to kwintesencja naszych wyobrażeń o Północy, pomimo że jest przecież położona całkiem blisko od nas, jest obca, zimna i surowa. Fascynująca.
Moja ocena: 5.5/6
No Comments