Zawsze mi trochę szkoda, gdy widzę, że książki, które odniosły spory sukces na rynku angielskim lub amerykańskim, pojawiają się u nas tak trochę po cichu. Nie są specjalnie rozreklamowane i łatwo je przegapić. Mam nadzieję jednak, że te, które są warte lektury, jakoś znajdą swoją drogę do właściwego czytelnika. W przypadku najnowszej powieści Maggie O’Farrell powinno pomóc dość wyrobione i znane już na naszym rynku nazwisko autorki. Jej poprzednie powieści, zwłaszcza „Zniknięcia Esme Lennox”, wyrobiły jej opinię pisarki subtelnej i wnikliwej, która umie bardzo plastycznie odmalować realia życia kobiet zarówno współczesnych, jak i tych żyjących kilkadziesiąt lat temu.
O ile jednak poprzednie powieści poruszają kwestie relacji damsko-męskich, „Ona pierwsza” porusza także motyw macierzyństwa i tego, jak pojawienie się dziecka wpływa na psychikę kobiety i mężczyzny. Akcja toczy się dwutorowo. Pierwszy wątek dzieje się w latach pięćdziesiątych, gdy niejaka Lexie Sinclair, ku wielkiej satysfakcji swojej konserwatywnej rodziny, zostaje wyrzucona ze studiów. Zamiast jednak wrócić do rodzinnego domu w Devonie, Lexie wyjeżdża do Londynu, gdzie wiąże z żonatym wydawcą awangardowego czasopisma i zaczyna pracę zarobkową w redakcji. Poznaje życie londyńskiej bohemy, spędza czas w barach w Soho i uczy się niezależnego myślenia. Zakochana i szczęśliwa, będzie musiała zmierzyć się z nagłą tragedią, która wywróci jej życie do góry nogami.
Kilkadziesiąt lat później, fińska artystka, Elina, rodzi swoje pierwsze dziecko. Wyjątkowo trudny poród i utrata sporej ilości krwi powodują, że Elina nie do końca rozumie, co się stało. Budzi się rano, zdziwiona widokiem dziecka, nie pamiętając, jak znalazło się na świecie. Pierwsze tygodnie po porodzie spędza jak we mgle, próbując poukładać swój świat na nowo.
Gdy Elina dojdzie do siebie, dziwne rzeczy zaczynają przydarzać się jej partnerowi, Tedowi. Nagłe zamroczenia, dziwne obrazy pojawiające się przed oczami, urywki wspomnień, których nie można do niczego dopasować niepokoją go i stawiają pod znakiem zapytania jego relację z Eliną, dzieckiem i własnymi rodzicami.
W centrum powieści leży kwestia przeszłości i pamięci. Wiemy, a przynajmniej domyślamy się, że życia Eliny i Lexie okażą się w jakiś sposób splecione, a autorka podrzuca nam regularnie pewne wskazówki. Jednak to nie dociekanie prawdy przykuwa czytelnika, a raczej odkrywanie, jak nasze życie jest zbudowane na życiach, które już minęły. Chodzimy po śladach ludzi, którzy żyli tu przed nami. Mieszkamy w ich domach, pracujemy w miejscach, które kiedyś należały do nich, a jednak nie wiemy o nich nic. Miejsca mogły się zmienić – mieszkanie Lexie i jej ukochanego jest teraz poddaszem dla służby, a siedziba ich redakcji barem lub kawiarnią. A jednak ich duch unosi się nad tymi miejscami, uważnie słuchając, można pochwycić echo ich kroków. A jeśli nawet nie wiemy nic o tych, którzy byli tu wcześniej, dzielimy ich doświadczenia, emocje, zachwyty i lęk.
Książka, która początkowo wydawała się skupiać na Elinie i Lexie, okazuje się być tak naprawdę opowieścią o Tedzie. O ojcu, który dzięki pojawieniu się dziecka odnajduje klucz do własnych wspomnień i odkrywa swoją tożsamość. To bardzo subtelna i zmysłowa powieść, napisana niezwykle sugestywnym językiem. Elina odgrodzona od świata przezroczystą zasłoną, instynktownie opiekująca się dzieckiem niejako bez udziału własnej woli, to obraz tak sugestywny, że nie zapomnę go prędko.
Oczywiście, „Ta pierwsza” nie jest bez wad. Związek między Eliną, Lexie i Tedem zbyt szybko wydaje się oczywisty. Być może jest to celowy zabieg, mający sprawić, że czytelnik nie będzie skupiał się na rozwikływaniu zagadki, lecz po prostu będzie chłonął szczegóły i dawał się unieść emocjom. Trochę zbyt przypadkowe wydaje się zawiązanie akcji – Lexie siedzi w ogrodzie w domu rodziców, pojawia się Innes, któremu zepsuł się samochód, a kilka dni później ona już jest w Londynie, naga w jego łóżku. Nie przekonało mnie to zbytnio.
Poza tymi drobnymi w zasadzie zastrzeżeniami książka jest znakomita. Londyn lat pięćdziesiątych i zagubiona w nim samotna dziewczyna są niesamowicie sugestywne, związek Lexie i Innesa szalony i porywający, świetne, skrzące się dowcipem dialogi ich dwojga. Ciekawie kontrastuje z tym duszny, jakby zamglony obraz tego samego miasta współcześnie, i zaskakujące podobieństwo między dwiema zupełnie obcymi i całkiem różnymi kobietami. Opowieść wciąga i uwodzi, bezlitośnie huśtając naszymi emocjami. Zasłużona nagroda Costa Novel Award 2010. Nie przegapcie!
Moja ocena: 5/6
No Comments