Jest taki krótki okres każdego roku, kiedy nie cierpię swojej pracy. Właściwie zdarza się to dwa razy w roku, na wiosnę i pod koniec lata, ale wiosną jakoś lepiej to znoszę. Te okresy jakoś tak dziwnie zbiegają się z terminami sesji, a zwłaszcza chwilą, gdy biorę do rąk stertę prac egzaminacyjnych z literatury. Właściwie nie muszę ich nawet brać. Wystarczy, że spojrzę na swoich studentów rozglądających się nerwowo, wyłamujących palce i generalnie pogrążających się w coraz głębszej panice na widok pytań. Pytań, które bynajmniej nie dotyczą niuansów interpretacyjnych czy też pomniejszych tekstów znanych tylko pasjonatom. Niestety, bo gdyby pytania były trudne, to sprawdzanie tych prac tak by nie bolało.
Pomijam już to, że każdego wykładowcę musi lekko zakłuć świadomość, że rok jego pracy idzie na marne, poniewaz nie udało mu się przekazać tego, co chciał. To na pewno od czasu do czasu spotyka każdego. Jednak ja patrzę nie tylko z punktu widzenia wykładowcy, ale przede wszystkim oczami miłośnika literatury. I nie mogę znieść tego, że ktoś pisze Shakespir lub Szekspear, ktoś inny umieszcza "Wichrowe Wzgórza" w modernizmie, a "Czekając na Godota" określa mianem powieści egzystencjalnej. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że problem zaczyna się już w szkole podstawowej, że wiele dzieciaków nie czyta, że listy lektur są coraz bardziej idiotyczne. Ale mimo wszystko wciąż wydaje mi się, że jeśli ktoś dobrowolnie wybiera studia filologiczne, to raczej powinno oznaczać, że lubi czytać? Najwyraźniej jednak niekoniecznie…
Po egzaminie czerwcowym udało mi się powstrzymać przed takim marudzeniem, teraz jednak dodatkowo do mojego podłego nastroju dochodzi fakt, że byłam w pracy po raz pierwszy od półtora miesiąca i wierzcie mi, po tak leniwym wypoczynku można wyobrazić sobie lepszy koniec wakacji, niż przeprowadzanie poprawek z literatury.
Nie pogrążę się jednak w depresji, ponieważ szczerze mówiąc, wakacje jeszcze mi się wcale nie kończą. Krótka tygodniowa przerwa na kilka egzaminów, a potem jeszcze ponad 2 tygodnie wolnego – może jednak ten zawód nie jest mimo wszystko taki zły?
No Comments