Ilu czytelników, tyle sposobów na pokonywanie niemocy czytelniczej. Jedni sięgają wtedy po książki z dzieciństwa, inni czytają po raz pięćdziesiąty piąty stare książki Chmielewskiej albo Harry’ego Pottera. Ja zazwyczaj sięgam po kolejny tom kryminalnego cyklu.
Jest coś uspokajającego i odprężającego w powrocie do bohaterów, z którymi zdążyliśmy się już zżyć. Zdarza się, że nie mam ochoty na czytanie – czy to z przemęczenia, czy też dlatego, że niedawno przeczytałam coś wyjątkowego i cierpię na tzw. czytelniczego kaca. Wtedy wybieram się w odwiedziny do członków drużyny A (cykl Arnego Dahla), sprawdzam, nad jaką sprawą pracuje inspektor Jury (cykl Marthy Grimes), zaglądam do Fjällbacki (cykl Camilli Läckberg). Niektórym seriom jestem bardzo wierna i czekam na kolejne części (kiedy następna Åsa Larsson?), po inne sięgam mniej regularnie, ale o nich nie zapominam. Bardzo rzadko postanawiam się rozstać z bohaterami, najczęściej porzucam ich dlatego, że muszę.
W ten weekend musiałam się pożegnać z Anniką Bengtzon. Z bohaterką Lizy Marklund łączył mnie dość burzliwy romans – na początku zaiskrzyło, byłam oczarowana i połykałam kolejne tomy, potem zaczęła mnie irytować i byłam już gotowa zerwać tę znajomość. Od czasu do czasu jednak ciekawa byłam, co słychać w redakcji gazety Kvällspressen. Niestety, w jedenastym tomie Annika dowiaduje się, że papierowe wydanie gazety przestanie istnieć. W ten sposób Liza Marklund kończy osiemnastoletnią przygodę, jaką było pisanie książek o Annice.
Trzeba przyznać, że kończy z przytupem. Na okładce widnieje informacja, że to najlepsza część cyklu i być może jest to prawda. „Żelazna krew” to bardzo smutny i misternie zbudowany kryminał o rzeczach, które mogą dziać się wszędzie, nawet gdzieś obok nas.
Przeplata się tu kilka historii. Znika siostra Anniki, z którą ta nie utrzymywała wprawdzie kontaktów, jednak nie znaczy to, że nie przejmuje się jej losem. Zaczyna badać sprawę, przy okazji dowiadując się, jak naprawdę wyglądało ostatnio życie jej siostry. Jednocześnie przygotowuje artykuł o morderstwie sprzed lat, którego sprawca wciąż jest na wolności. Zaprzyjaźniona z Anniką policjantka, Nina Hoffman, pracuje nad podobną sprawą. Chce doprowadzić do skazania człowieka, który jest prawdopodobnie seryjnym mordercą, ale nic nie można mu udowodnić. Te trzy historie przenikają się, tworząc jedną opowieść o przemocy na którą inni przyzwalają.
Mamy tu ludzi, którzy dają alibi swoim znajomym i nawet po wielu latach nie potrafią powiedzieć prawdy. Mamy byłego męża Anniki, który pracuje w ministerstwie, a po godzinach pisze obrzydliwe, pełne nienawiści komentarze w internecie. Żyjemy w świecie, w którym dzieją się złe rzeczy, a sprawcy często nie ponoszą kary.
Sama Annika będzie musiała wreszcie uporać się z prześladującym ją od lat wspomnieniem przemocy, której sama doświadczyła. By się obronić, musiała zrobić coś strasznego, i dopiero zrozumienie tego tłumaczy wiele jej zachowań z wcześniejszych tomów cyklu.
To mroczna książka, choć autorka nie pozbawia nas promyków nadziei. Jedenasty tom jest dobrym zwieńczeniem cyklu, też dlatego, że wszystkie kryminalne tropy zgrabnie splatają się w intrygującą całość. Osobiście mam też nadzieję, że nie jest to taki ostateczny koniec i że spotkamy jeszcze Annikę w jakiejś innej rzeczywistości. A jeśli nawet nie, to i tak będę z niecierpliwością czekała na to, co teraz zaproponuje nam Liza Marklund.
Liza Marklund "Żelazna krew"
Tłum. Elżbieta Frątczak-Nowotny
Wyd. Czarna Owca 2015
Moja ocena: 4.5/6
No Comments