Siedzimy na wzgórzu i chłoniemy niesamowity widok. Przed nami, aż po horyzont, ciągną się łagodne, pocięte kamiennymi murkami wzgórza. Na soczyście zielonych pastwiskach (trudno, żeby nie były zielone, skoro codziennie pada) pasą się niewielkie grupki owiec. Jest cicho, powietrze drga. Leniwie płynie czas.
Nie dla wszystkich jednak ten krajobraz to przedmiot estetycznych uniesień. Murki kiedyś ktoś pracowicie ułożył, dopasowując kolejne kamienie. Owce niedawno ostrzyżono, za to brama się lekko zwiesza i czeka na zreperowanie. Wśród tych zielonych wzgórz żyją ludzie, którzy zajmują się hodowlą owiec, od pokoleń reperując kamienne murki, gromadząc siano na zimę, doglądając owiec. Krajobraz, który ja jako turystka zawłaszczam na chwilę dla siebie, jest ich miejscem. Nie patrzą na niego przez pryzmat poezji, a ciągły deszcz oznacza dla nich gnijące siano, a nie błoto na szlaku.
Czytając doskonałą książkę Jamesa Rebanksa podczas przemierzania północnej Anglii, nie sposób o tym nie myśleć. Rebanks to pasterz z dziada pradziada – jego rodzina mieszka w Lake District od pokoleń, a tajników hodowli owiec uczył się od dziadka zanim jeszcze poznał alfabet. Czuje, że jest we właściwym miejscu, że przynależy do otaczającego go krajobrazu. Nie wybrał tego życia, zostało mu dane, a jednak on sam nie chciałby żadnego innego.
Kto może powiedzieć o sobie to samo? Większość z nas żyje zupełnie inaczej, dokonujemy wyborów, czasem przemyślanych, czasem przypadkowych, kreujemy siebie nawet po kilkakroć, zmieniamy miejsce zamieszkania, wybieramy spośród setek możliwych opcji. Cenimy sobie te możliwości, i słusznie, jednak czytając „The Shepherd’s Life” trudno nie zwątpić choćby przez chwilę, zazdroszcząc autorowi tej pewności, że jest tam, gdzie powinien.
James Rebanks zresztą swój los nie tylko odziedziczył, ale także wybrał. Życie w pasterskiej rodzinie to nie sielanka, praca jest ciężka i bezustanna, a źródeł konfliktów jest wiele. James od zawsze kłócił się ze swoim ojcem, a jako zbuntowany nastolatek, niespodziewanie dla siebie, swoich przyjaciół i sąsiadów, uciekł do świata, którego jego ojciec i dziadek nie cenili – zaczął nałogowo czytać. Zdobyta poprzez lekturę wiedza umożliwiła mu ukończenie edukacji (wcześniej przerwał naukę, nie widząc sensu w chodzeniu do szkoły). Ostatecznie trafił na studia, i to nie byle gdzie – przyjęto go na uniwersytet w Oksfordzie. Świat stał przed nim otworem. On jednak studiował z zapałem, ale kiedy tylko mógł, wracał na rodzinną farmę. Po studiach zaś osiedlił się z powrotem na wzgórzach i poszedł w ślady ojca i dziadka.
O swoich owcach pisze ze swoistą czułością. Zna każdą z nich, wie, gdzie przyszła na świat, ile wydała potomstwa. Wie, które są doświadczone i poradzą sobie z opieką nad młodymi, a którym trzeba pomóc. Zagląda do nich każdego dnia, często przemierzając całe kilometry. Owce, które hoduje, żyją bowiem na swobodzie, wędrując po pastwiskach, które stanowią wspólną własność mieszkańców doliny.Na tych terenach wciąż obowiązują stare prawa, wszyscy wiedzą, komu ile owiec przysługuje, rozpoznają swoje stada, pomagają sobie w kłopotach. W tym surowym obszarze inaczej nie da się przetrwać.
Lake District, podobnie jak inne północne rejony kraju, jest słonecznym i przyjemnym miejscem tylko przez kilkanaście tygodni w roku. Przez większość czasu panuje tu zima, wieją silne wiatry, ciągle pada. Nawet lato potrafi być naprawdę deszczowe, czego doświadczyliśmy w tym roku na własnej skórze. Praca na farmie to nie sielanka – kiedy nawarstwiają się problemy, trzeba wykazać się niesamowitym opanowaniem i zdolnościami logistycznymi. Owce wymagają opieki, doglądania, dokarmiania, reagowania na różne problemy. Zimą, kiedy jasno jest tylko przez kilka godzin, zwyczajnie nie starcza czasu na wszystko. „The Shepherd’s Life” to przede wszystkim opowieść o ciężkiej, niekończącej się pracy.
Nie na darmo jednak autor przeczytał tyle książek. Potrafi wskazać kontekst, rozumie kulturową wartość tego, czym się zajmuje. Farma nie jest dla niego obowiązkiem – to symbol ciągłości, jedyny sposób na zachowanie krajobrazu kształtowanego przez pokolenia. Jest w nim też poeta, który zgrabnym zdaniem oddaje piękno świata, w którym przyszło mu żyć.
Nie sądziłam, że książka o owcach okaże się tak doskonałą, olśniewającą miejscami lekturą. Przeczytałam, obserwując codziennie kolejne stada na kolejnych wzgórzach, i przyznam, że nieco zazdroszczę autorowi – tej pewności, że jest tam, gdzie powinien, że robi coś, co ma głęboki sens.
Przeczytajcie, a jeśli nie czujecie się na siłach (choć zaręczam, że książka jest napisana dość prostym językiem, tylko kilka słów dotyczących owiec i farmy może sprawić problemy), polubcie autora na Twitterze (https://twitter.com/herdyshepherd1) – jego profil jest często aktualizowany i cieszy się zasłużoną popularnością.
James Rebanks "Życie pasterza"
Tłum. Adriana Sokołowska-Ostapko
Wyd. Znak Literanova 2017
No Comments