Kwestia krzywd wyrządzonych Aborygenom przez australijski rząd jest z punktu widzenia naszego kraju bardzo odległa. Od początku XX wieku aż do lat siedemdziesiątych dzieci aborygeńskich rodziców, a zwłaszcza dzieci z rodzin mieszanych, były zabierane z domów i umieszczane w sierocińcach pod pretekstem wychowania ich we właściwej kulturze. Szacuje się, że w taki sposób pozbawionych domu zostało od 50 aż do 200 tysięcy dzieci. Zabierano je, gdy nie miały jeszcze pięciu lat. Określa się je mianem skradzionego pokolenia. Od początku lat dziewięćdziesiątych środowiska Aborygenów zaczęły się domagać oficjalnych przeprosin ze strony australijskiego rządu. Premier najpierw odmówił przyjęcia winy na siebie, ale ostatecznie formalne przeprosiny zostały wygłoszone, a nawet został ustanowiony Narodowy Dzień Przeprosin (National Sorry Day), który przypada w nasz polski Dzień Matki.
To wszystko historia dość nam obca, ale czy jednak naprawdę? My również domagamy się przeprosin od chociażby Rosjan za Katyń, wcześniej Niemców za II wojnę światową. Rany narodowe goją się wolno, a czasem są otwierane na płaszczyźnie prywatnej, pod wpływem różnych, nawet kompletnie niepozornych konfliktów.
Książka Gail Jones, australijskiej pisarki, dotyka takich właśnie delikatnych strun. Metaforycznie opowiada o poczuciu winy, o niewinnie skrzywdzonych, o oprawcach, którzy czują się całkowicie w porządku. Opowiada o tym nie wprost, unikając polityki, ale poprzez kameralną, straszliwą historię. Historię Perdity, niekochanej córeczki białych imigrantów, która dostała imię po bohaterce „Zimowej opowieści” Szekspira oraz jej aborygeńskiej opiekunki i przyjaciółki Mary, odebranej rodzicom i wychowanej przez siostry zakonne. Jest to opowieść o tym, jak marzenia dwójki niekochających się osób spaliły się na popiół pod ostrym australijskim słońcem i jak ich rozczarowanie zniszczyło życie wszystkich ich bliskich. Historia o morderstwie i karze, którą ponieśli winni i niewinni. A przede wszystkim historia o dojrzewaniu do poczucia winy i do przeprosin, dojrzewaniu zbyt długim.
Jest to też subtelnie napisana opowieść o czarodziejskiej mocy słów i literatury. Matka Perdity, szalona miłośniczka Szekspira, zaraża swoją córkę fascynacją, jednocześnie ją odpychając. Książki zarazem służą jako narzędzia porozumiewania się z bliskimi, którzy są daleko, są symbolami więzi i tożsamości. Gdy Perdita dostaje książkę, która należała niegdyś do Mary, czuje się niemal tak, jakby zwrócono jej przyjaciółkę. Perdita po śmierci ojca zaczyna się jąkać, język odmawia jej posłuszeństwa, odgradzając ją jeszcze bardziej od świata. Dopiero gdy upora się ze swoją traumą, będzie mogła płynnie się wypowiadać.
„Sorry. Przepraszam” jest momentami przegadana, symbolika jest miejscami zbyt toporna, zbyt oczywista. Tym niemniej to pięknie napisana historia o wciągającej fabule (kto naprawdę zabił ojca Perdity? dlaczego dziewczynka się jąka? co widziała? dlaczego wyrzuciła to z pamięci?) przedstawiająca kawałek dalekiego świata, a zarazem całkiem zrozumiała dla nas historię. Zaskakuje jej wymowa i to, jak mocno przemawia do czytelnika, i to nie wiadomo właściwie kiedy, gdzieś między rozdziałami, między winą a przebaczeniem.
No Comments