Charakterystyczna okładka „Ostatniej arystokratki” migała mi tu i ówdzie, jednak nie wczytywałam się specjalnie w recenzje. Widziałam ostrzeżenia, żeby nie czytać tej książki w miejscach publicznych, bo trudno pohamować nagłe napady śmiechu. Wiedziałam, że to lekka i przyjemna lektura, która zrobiła prawdziwą furorę na czeskim rynku. Nie zwracałam na nią jednak aż do niedawna specjalnej uwagi. Któregoś marcowego dnia poczułam jednak, że jak co roku na przedwiośniu dopada mnie swoiste zmęczenie. Pomyślałam, że może czeski humor będzie niezłym lekarstwem na smętną pogodę i równie smętny nastrój.
Intuicja mnie nie zawiodła – w ciągu weekendu przeczytałam zarówno „Ostatnią arystokratkę”, jak i „Arystokratkę w ukropie”, odnotowując przy tym znaczącą poprawę humoru.
Bohaterami książek czeskiego pisarza jest arystokratyczna rodzina Kostków. Podobnie jak inni Czesi, w których żyłach płynęła błękitna krew, całe lata temu utracili majątek i siedzibę. Teraz odzyskali swój zamek i tytuł z powrotem, problem polega na tym, że w międzyczasie wyemigrowali do Ameryki i stali się przeciętnymi Amerykanami.
Rodzinnym dziedzictwem jednak nie można wzgardzić. Pan Kostka, jego amerykańska żona i nastoletnia córka Maria jadą do Czech, by zamieszkać na zamku. Brzmi jak bajka? Cóż, nie zapominajcie, że w Czechach absurdów jest co najmniej tyle, co u nas. Zamek mocno podupada, a mieszkająca w nim trójka pracowników wprawdzie cieszy się z powrotu hrabiego i jego rodziny, ale głównie dlatego, że liczą na wyższe pensje. Kasztelan Józef potrafi schować się w lochach, żeby tylko uniknąć ciężkiej pracy, kucharka, pani Cicha, wprawdzie wykonuje swoje obowiązki, ale nie przestaje przy tym narzekać, zaś ogrodnika, zwanego panem Spockiem, bardziej niż rośliny interesują różne dolegliwości.
Evžen Boček od pierwszych stron udowadnia, że znakomicie się czuje w oparach absurdu. Już sama podróż ze Stanów obfituje w nieprzewidziane komplikacje, które nie pozostają bez związku z próbą przewiezienia do Czech prochów przodków i podstarzałego kota. Życie na zamku też okaże się prawdziwą próbą charakteru, i choć niewielu z nas trzyma w sypialni wypchane zwierzęta, z pewnością rozpoznamy wiele problemów, które dręczą rodzinę Kostków. Najpoważniejszym są oczywiście pieniądze, a raczej ich brak. Utrzymanie zamku kosztuje, a służba nie chce pracować za darmo, ku oburzeniu pana Kostki, który nagle staje się większym sknerą niż Ebenezer Scrooge. Jego żona zaś najzwyczajniej w świecie się nudzi. Brakuje jej sklepów, ploteczek u fryzjera, spotkań z koleżankami. Pociechę przynosi lektura kolejnych biografii księżnej Diany i marzenia o spotkaniu z nią, które zresztą hrabina próbuje realizować, nie bacząc na ewentualne koszty.
Patrzymy na Kostków oczami ich latorośli, hrabianki Marii, której zdroworozsądkowe podejście stanowi przeciwwagę dla ekscentrycznych zachowań pozostałych bohaterów. Maria jest nastolatką, wydaje się jednak znacznie bardziej dojrzała niż jej rodzice. Jej pragmatyczna relacja skontrastowana z absurdalnymi wydarzeniami, jest zarazem komiczna i wzruszająca. Wiele nastolatek marzy o tym, by pewnego dnia zamieszkać w zamku, żadna z nich nie chciałaby jednak zmierzyć się z tym, z czym musi mierzyć się nasza narratorka.
Największym problemem są hordy turystów, którzy stanowią jedyne źródło dochodu Kostków. Czesi nie przepadają podobno za arystokracją, jednak chętnie podglądają życie swoich hrabin i książąt. Płacą słono za możliwość pooglądania rodziny Kostków podczas obiadu świątecznego, kupują koszulki z podobizną hrabianki i wynoszą z zamkowych toalet papier toaletowy. Najwyraźniej czeskich arystokratów nękają te same problemy, które bywają też naszym udziałem. Rzeczy tajemniczo giną, podłoga zamkowa pokryta jest warstwą gum do żucia, turyści nie są zainteresowani opowieścią przewodnika, a najbardziej ekscytuje ich możliwość zjedzenia domowej kiełbasy i zrobienia sobie selfie z hrabią.
Smutne to wszystko trochę, tym bardziej, że Evžen Boček od lat pracuje jako kasztelan na jednym z czeskich zamków, jego relacja jest więc zapewne wiarygodna. Dlatego też nie wybuchałam dzikim śmiechem podczas lektury „Ostatniej arystokratki”. Surrealistyczne miejscami perypetie bohaterów skłaniały mnie raczej do zadumy. Powrót na rodzinne włości nie był dla Kostków błogosławieństwem. Ich rodzina się rozpada, każdy z jej członków zagubiony jest gdzieś wśród swoich niespełnionych oczekiwań, a problemy życia codziennego zdają się ich przerastać. Czeskie społeczeństwo zresztą nie wie, co ze swoimi arystokratami począć. Traktują ich trochę jak zwierzątka w zoo – może nawet nie tyle w zoo, ile w dziecińcu dla zwierząt, w którym można wetknąć kozie palec w oko i pogonić prosiaczka wokół wybiegu. Dokładnie tego oczekują turyści od hrabiego i jego rodziny.
Nie dajcie się jednak zwieść – mimo tych dość smutnych konstatacji, obie powieści mnie rozbawiły i wprawiły w przyjemny nastrój. Maria jest pozytywną i uroczą bohaterką, a ponieważ jako jedyna z Kostków zachowuje zdrowy rozsądek, trudno jej nie kibicować. Zarówno „Ostatnia arystokratka”, jak i „Arystokratka w ukropie” to zabawne i lekkie książki, które umilą czytelnikowi niejedno popołudnie. Nie zanosiłam się śmiechem podczas lektury, ale uśmiechałam się pod nosem dość często. Zakończenie daje nadzieję na to, że powstanie kolejna książka o Kostkach – będę na nią niecierpliwie czekać.
Moja ocena: 5/6
Evžen Boček "Ostatnia arystokratka"
Evžen Boček "Arystokratka w ukropie"
Tłum. Mirosław Śmigielski
Wydawnictwo Stara Szkoła
No Comments