zaułek kryminalny

Za co lubię książki Horsta, czyli wady i zalety "Ślepego tropu"

20 kwietnia 2016

Jørn Lier Horst należy do moich ulubionych autorów kryminałów, ale po przeczytaniu „Ślepego tropu” muszę przyznać, że nie jest to pisarz dla każdego. Niejeden czytelnik poczuje się rozczarowany po tej lekturze, zwłaszcza jeżeli „Ślepy trop” będzie pierwszą książką Horsta, po którą sięgnie. Postanowiłam więc zamiast tradycyjnej recenzji wypunktować wady i zalety tej książki, oczywiście w nadziei, że jeśli będziecie wiedzieli, czego się spodziewać, polubicie tego autora tak samo jak ja.

Za co lubię Horsta?

  • Jego książki to bardzo wiarygodne i rzetelnie napisane opisy policyjnych procedur. Nie ma w nich żadnych udziwnień, a wszystko, o czym pisze Horst, mogłoby się naprawdę zdarzyć. Oczywiście, zagadki są dość złożone, ale nie ma tu takich dziwnych przypadków, które sprawiają, że książka robi się ciekawsza, ale niekoniecznie realistyczna.
  • William Wisting jest zwykłym człowiekiem. Nie wyróżnia się niczym, może poza swoją skrupulatnością. Jest bystry, ale nieprzesadnie, jest samotny, ale nie popada w depresję. Zamiast topienia smutków w alkoholu wybiera tapetowanie mieszkania swojej ukochanej córki. Jest dobrym ojcem, a wkrótce będzie zapewne dobrym dziadkiem. Mógłby być naszym sąsiadem, oczywiście o ile mieszkalibyśmy w niewielkim miasteczku w Norwegii.
  • Na pierwszy plan wysuwają się problemy, z jakimi muszą borykać się policjanci. Jørn Lier Horst coś o nich wie – przez lata pracował jako szef wydziału śledczego. Interesuje go etyka policjanta i to, jak łatwo ulec pokusie i w dobrej wierze wejść na drogę bezprawia. Uwrażliwia czytelników na dylematy, które są udziałem prokuratorów i śledczych, wzbudza w nas empatię i zrozumienie. Zakończenie, które może zaskoczyć, a nawet zirytować, jest tak naprawdę kropką nad i w temacie wyborów, których musi dokonywać każdy śledczy i ich konsekwencji.
  • Doceniam intrygi, które wymyśla ten pisarz. Zagadka zniknięcia taksówkarza, która stanowi główną oś fabuły „Ślepego tropu”, okazuje się tak wielopoziomowa, że nie sposób ją samodzielnie rozgryźć. Każda mała podpowiedź się liczy, trzeba więc być czujnym i cały czas główkować.

Co mnie irytuje?

  • Warstwa psychologiczna pozostawia sporo do życzenia. Zwłaszcza Line, córka Wistinga, została w „Ślepym tropie” potraktowana po macoszemu. Ile razy można czytać, że boi się porodu? Dlaczego nie ma żadnych dylematów wiążących się z byciem samotną matką? We wcześniejszych tomach Line odkrywała sporą rolę w prowadzonych śledztwach, tutaj jest tylko ciężarną kobietą, która nagle straciła swoją dociekliwość.
  • Nie znajdziecie tu zbyt bogatego tła obyczajowego. Horst nie skupia się na problemach społecznych. Interesuje go praca policji i na niej się skupia. Mnie to odpowiada – sięgając po „Ślepy trop” dokładnie tego oczekiwałam, jednak czytelnik przyzwyczajony do niego innych kryminałów skandynawskich może poczuć się rozczarowany.

Istotnym utrudnieniem jest kolejność wydawanych tomów. Wydawnictwo Smak Słowa utrudniło trochę życie czytelnikom, zaczynając przygodę z książkami Horsta od dziewiątego tomu, który był wówczas najnowszy. Potem wydano tom ósmy i siódmy, a teraz dostaliśmy tom dziesiąty. Wprawdzie życie prywatne Williama i Line stanowi niezbyt istotne tło wydarzeń, jednak mimo wszystko lepiej czytać książki w takiej kolejności, w jakiej zostały napisane.

 
Jørn Lier Horst "Ślepy trop"
Tłum. Karolina Drozdowska
10. tom cyklu o Wistingu
Wydawnictwo Smak Słowa 2016
Moja ocena: 4/6

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply