miejskie wydarzenia

30 rzeczy, które możesz zrobić, żeby spopularyzować czytanie

4 lutego 2013

Z założenia staram się nie wciągać w różne blogowe dyskusje, które często przeradzają się w wojenki. Niewiele z nich zazwyczaj wynika, co więcej, spora część czytelników Miasta Książek nie śledzi zbyt wielu innych blogów i z szacunku dla nich nie będę wdawać się w zbyt wiele sporów. Tym razem poczułam się niejako wywołana do tablicy. Od kilku dni w blogosferze książkowej wre, a gorącym tematem jest konflikt na linii zawodowi krytycy a blogerzy. Paulina Małochleb, doktorantka UJ, krytyczka i zarazem blogerka, w tekście „Blogi. Korupcja, kompleksy i partyzanci” zarzuciła blogerom kompleksy, brak świadomej strategii działania, a w wielu przypadkach także kiepski styl. Oczywiście natychmiast pojawiły się w sieci riposty, wśród nich całkiem sensowny tekst Sławomira Krempy „Kto ma gdzieś czytelnika? O książkowych blogach i krytyce literackiej.” Oba te artykuły przywołują Miasto Książek na przykład, przy czym w obu mój blog ma przedstawiać coś innego: w tekście Pauliny Małochleb jestem przedstawiona jako krytyczka, która przy okazji prowadzi bloga, zaś w tekście Sławomira Krempy jako blogerka z pasją. Ten ostatni jest oczywiście bliższy prawdzie, chyba że wykładanie literatury i okazjonalne popełnianie tekstów akademickich stawia mnie w jednym rzędzie z zawodowymi krytykami, ja jednak się krytyczką nie czuję. Ponieważ jednak oba teksty podają Miasto Książek jako przykład bloga prowadzonego tak, jak to powinno wyglądać, nie będę narzekać. Co więcej, nie mam zamiaru wciągnąć się w polemikę na temat wyższości krytyka nad blogerem, tudzież odwrotnie. Zastanawia mnie za to coś innego.

Gdzie w tym wszystkim jest miłość do czytania?

Wiem nie od dzisiaj, że jestem dość naiwna i patrzę na świat zbyt optymistycznie. Niemniej jednak wydaje mi się, że pisanie o książkach wynika z miłości do nich. Rozumiem, że w przypadku zawodowego krytyka jest to po prostu jego praca zarobkowa, ale przecież gdyby książek nie kochał, pisałby o czym innym – o sporcie, gospodarce czy plotkach z życia gwiazd. W przypadku blogera sprawa jest jeszcze bardziej oczywista – zakładamy blogi książkowe, bo chcemy dzielić się wrażeniami z lektur. Rodzina nie może nas już słuchać, czytających znajomych jak na lekarstwo, a nas przepełniają emocje po niedawno skończonej książce – zakładamy więc bloga. Czy jeśli krytyk przeczyta książkę genialną, książkę, która poruszyła w nim jakieś głęboko ukryte emocje, nie będzie piał z zachwytu i w swoich recenzjach zachęcał do lektury? A czy jeśli bloger napisze o książce, która go zachwyciła, nie będzie czekał niecierpliwie i trochę niespokojnie na każdy komentarz potwierdzający, że ktoś poszedł za jego radą, przeczytał polecaną książkę i odczuwa podobny zachwyt?

Skoro więc przyczyny naszego pisania oraz oczekiwane rezultaty bywają podobne, dlaczego toczymy ze sobą jakiekolwiek wojny? Jesteśmy przecież po tej samej stronie barykady.

Byłoby to bardziej zrozumiałe, gdyby brakowało nam tematów. Można by się wtedy rozwodzić nad brakiem zrozumienia drugiej strony, blogerzy narzekaliby, że krytycy zadzierają nosa i piszą tylko o książkach hiperambitnych i przeintelektualizowanych, krytycy zaś rozwodziliby się nad tym, jak to bloger ma dobrze, bo nikt go nie pogania terminami, jego teksty są łatwo dostępne za darmo, a on sam się przecież nie zna, nie skończył odpowiednich studiów i nie posiada narzędzi krytycznych, czyli nie powinien mieć prawa głosu. Tak, takie tematy mogłyby być poruszane, gdybyśmy nie mieli innych zmartwień. Jednak w sytuacji, gdy badania jasno mówią, jak niewielki odsetek naszych rodaków w ogóle czyta, i do tego w momencie, gdy w ciągu miesiąca zniknięcie z rynku ogłaszają dwa duże wydawnictwa (Świat Książki, którego dalszy los nie jest wciąż znany, ale który prawdopodobnie zniknie z naszego rynku, i Słowo/Obraz Terytoria, które właśnie ogłosiło upadłość), wydaje mi się, że zarówno krytycy i blogerzy mogliby znaleźć sobie ważniejsze tematy do dyskusji. Na przykład – czy można powstrzymać dalszy spadek czytelnictwa w Polsce.

Jesteśmy dobrzy w lamentowaniu. Lubimy rozwodzić się nad tym, jak jest źle, tudzież kontestować wyniki badań i utrzymywać, że pełne księgarnie świadczą o tym, że badania czytelnictwa były nierzetelne. Niektórzy czytający przyznają wprost, że nie zależy im na tym, żeby czytali inni. Że czytanie nie jest wartością samą w sobie i że można być użytecznym członkiem społeczeństwa, nie czytając książek. A jeśli nawet przyznają, że czytanie jest dobre, to stwierdzają, że takie czasy i nie da się nic zrobić.

Czy naprawdę? O tym, dlaczego wierzę w moc czytania książek, powinnam napisać oddzielną notkę. Krótko mówiąc, uważam, że nie można przecenić roli czytania. Czytając, poznajemy punkt widzenia innego człowieka, uczymy się wczuwania w jego emocje, spoglądania na świat z więcej niż jednego punktu widzenia. Poznajemy pewien kod kulturowy, który będziemy dzielić z innymi czytającymi i który pomoże się nam komunikować. Wreszcie, z czysto praktycznego punktu widzenia, czytanie rozwija wyobraźnię i umiejętność skupiania uwagi. Nie uważam, że ktoś, kto nie czyta, jest w czymkolwiek gorszy, ale chciałabym, aby otaczali mnie ludzi, którzy w jakiś sposób posiedli te cechy, które rozwijane są przez czytanie. Jeśli nabyli je inną drogą – nie ma problemu. Dlaczego jednak wybierać ścieżkę okrężną?

Chęci chęciami, czy jednak czytelnictwo innych ludzi w ogóle ode mnie zależy? Łatwo byłoby powiedzieć, że nie, i ze spokojnym sumieniem wrócić do swoich zajęć. Ja jednak wierzę, że każdy z nas ma moc zmieniania świata. Choćby na niewielką skalę, choćby tylko świata nam najbliższego, ale przecież możemy. Małe kroczki mogą wywołać wielką lawinę. Dlatego zamiast wdawać się w jałowe dyskusje rzucam Wam wyzwanie. Jeśli wierzycie, że czytanie może zmienić świat na lepsze, jeśli chcielibyście żyć w oczytanym społeczeństwie, zróbmy coś razem. Niech każdy z nas dołoży jeden kamyczek, a zbudujemy górę.

Nie jestem aż tak naiwna, żeby sądzić, że dzięki naszym działaniom przyszłoroczne badania czytelnictwa pokażą jakiś niebotyczny wzrost. Ale małe zmiany są w naszym zasięgu.

Mój pomysł brzmi tak: stwórzmy listę rzeczy, które możemy zrobić, żeby przyczynić się do popularyzacji czytania. Zbierzmy jak najwięcej pomysłów, następnie wydrukujmy sobie całą listę i zacznijmy ją wprowadzać w życie. Nie całą, ale chociaż kilka podpunktów. Dziennie zagląda tu prawie tysiąc osób, fanpage Miasta Książek „lubi” ponad dwa tysiące osób. Jeśli każda z nich zrobi chociaż jedną rzecz, będzie to już dwa tysiące kamyczków. Jeśli inni blogerzy się przyłączą, kamyczków nie da się już policzyć.

Trzydzieści rzeczy, które możesz zrobić, aby spopularyzować czytanie!

1. Podaruj komuś książkę. Komuś, kto czyta rzadko. Wybierz prezent starannie, żeby zwiększyć szanse na to, że zostanie przeczytany. Jeśli ta osoba wkrótce jedzie na wakacje, kup jej/jemu książkę o kraju, do którego się wybiera. Fanowi piłki nożnej kryminał z akcją osadzoną na stadionie. Miłośnikowi dobrej kuchni jakąś nostalgiczną opowieść o gotowaniu i radości życia.

2. Przejrzyj własną biblioteczkę. Jeśli masz książki, do których już nie wrócisz, a które inni chętnie by przeczytali, uwolnij je. Zanieś do biblioteki osiedlowej, jeśli mieszkasz w Poznaniu, zostaw je na Miejskim Regale, jeśli w Gdańsku, zostaw je w tramwaju:)

3. Weź udział w wymianie książek i zabierz ze sobą kolegę lub koleżankę.

4. Poleć znajomemu jakiś ciekawy blog o książkach. Ponieważ jak wiadomo, blogi o książkach to zło, na pewno skłonią go do sięgnięcia po jakąś lekturę.

5. Poczytaj dziecku. Jeśli nie masz swojego, poczytaj dziecku znajomych. Miłość do książek najłatwiej chyba rodzi się w dzieciństwie, a znajomi będą uszczęśliwieni, że ich na chwilę odciążysz.

6. Idąc w odwiedziny do kogoś, kto ma dzieci, nie kupuj lizaków czy czekoladek – kup książeczkę. Dziecko będzie miało zdrowsze zęby, a przy okazji może polubi książki. Zwłaszcza jeśli dobrze wybierzesz prezent.

7. Zorganizuj Dzień Głośnego Czytania lub podobną akcję w pobliskim przedszkolu lub podstawówce. Jeśli masz dzieci uczęszczające do takiej placówki, wykażesz rodzicielską aktywność. Jeśli nie masz takiego pretekstu, zgłoś swoją inicjatywę dyrekcji. Przedstaw się jako bloger, nałogowy czytelnik lub jako terenowy przedstawiciel Miasta Książek i zaproponuj, że pomożesz coś takiego zorganizować. Mogą cię nie wpuścić do dzieci – nie szkodzi. Podrzuć sam pomysł wraz z ciekawym tytułem książki, może z niego skorzystają.

8. Jeśli jesteś nauczycielem, twoje możliwości są duże większe. Możesz skorzystać z pomysłów rodem z bardzo egzotycznej szkoły katarskiej – na przykład załóż w klasie małą biblioteczkę. Poproś rodziców o pomoc w jej wyposażeniu lub dogadaj się z biblioteką szkolną. A pod powyższym linkiem znajdziecie jeszcze 16 innych pomysłów.

9. Wprowadź zwyczaj cichej lektury w klasie. Wiem, że czasu zawsze mało, a program jest przeładowany, ale wiem też, że czas jest często marnowany, a wygospodarowanie 15 minut w tygodniu powinno być możliwe. Korzyści dodatkowe są niezliczone – spokojniejsze, bardziej skupione dzieciaki i być może wyrobienie nawyku czytania.

10. Zorganizuj kiermasz książek. W szkole, w pracy, na osiedlu.

11. Załóż Dyskusyjny Klub Książkowy. Zaproś znajomych, przygotujcie coś dobrego do jedzenia i wybierzcie książkę, którą za miesiąc będziecie omawiać. To naprawdę działa!

12. Czytaj publicznie. Nie chowaj okładki książki, którą czytasz w autobusie – niech inni się nią zainteresują. Czytaj w poczekalniach do lekarza, w banku, czekając aż dziecko wyjdzie z basenu. Niech jak najwięcej czytających pojawia się w naszej przestrzeni publicznej.

13. Zorganizuj półkę wymiany książek w pracy lub na uczelni.

14. Czytaj swojemu dziecku. Codziennie:-)

15. Gdy tylko się da, kupuj książki w prezencie. Nie na siłę – wiadomo, że prezent ma cieszyć. Ale gdy nie wiesz, co kupić, postaw na książkę.

16. Zorganizuj spotkanie z autorem w swojej okolicy – na uczelni, w szkole, w pracy.

17. Mów o książkach. Opowiadaj o ciekawych lekturach podczas spotkań ze znajomymi. Nie nachalnie – nie chodzi o to, żeby zamęczyć, ale żeby ktoś, kto być może czasem miałby ochotę poczytać, ale nie wie, co, wiedział, że może cię poprosić o radę.

18. Jeśli masz czytających znajomych, zorganizujcie czytelniczy happening lub flash mob. Pojawcie się znienacka w miejscu publicznym, wyciągnijcie książki i zacznijcie czytać. Wydrukujcie karteczki z ciekawymi, prowokującymi cytatami i rozdajcie je ludziom na ulicy. To zapewne pomysł głównie do młodych:-)

19. Jeśli masz dzieci, możesz zrobić bardzo wiele i zapewne już to robisz. Kilka sposobów, które stosowałam: chodź z dzieckiem do księgarni. Uczyń z tego przygodę lub rytuał. Niech księgarnia jawi mu się jako miejsce pełne fantastycznych rzeczy czekających na odkrycie. Pozwól dziecku wybrać, co kupicie. Wiadomo, że chcemy kształtować jego gust, ale radość z samodzielnie wybranej książki wytworzy pozytywne skojarzenie.

20. Opowiadaj o książkach swojego dzieciństwa. Dzieci uwielbiają słuchać historii o tym, jak mama i tata byli małymi dziećmi. Opowiedz, co wtedy czytałaś / czytałeś w taki sposób, żeby dziecko poczuło, że czytanie to przygoda.

21.Zamieszczaj na swoim profilu na Facebooku zabawne obrazki popularyzujące czytanie, takie, jakich wiele można znaleźć na stronach portali książkowych, a także na fanpage’ach blogów książkowych.

22. Kup sobie jakiś gadżet popularyzujący czytanie, np. torbę z zabawnym hasłem, koszulkę z cytatem lub wisiorek w kształcie książki.

23. Gdy natrafisz na dobrą lekturę, opowiedz o niej. Opowiedz znajomym, rodzinie lub umieść swoje wrażenia w sieci, choćby pisząc recenzję na stronie jakiejś księgarni internetowej.

24. Nie zapominaj, że każdego mogą zachwycić inne książki. Wybierając książkę dla, powiedzmy, nastolatki, nie pomijaj książek, które są na topie, choć mogą nieco rozmijać się z twoim gustem czytelniczym. W końcu to nie ty będziesz je czytać. Na ambitniejsze lektury może przyjdzie jeszcze czas, na początek niech będzie po prostu książka, która zachęci do sięgnięcia po kolejną.

25. Przeczytaj komuś książkę na głos. Niekoniecznie dziecku. Zaproponuj dziewczynie / chłopakowi / żonie / mężowi / babci / koleżance, że im poczytasz. Jeśli wybierzesz odpowiedni moment – nużącą wspólną podróż, spokojny wieczór, kiedy nie macie na nic ochoty i chcecie po prostu pobyć razem, pomysł może spotkać się z bardzo pozytywnym przyjęciem.

26. Umieszczaj listy swoich ulubionych książek w sieci. Wspominaj o książkach w swoich facebookowych postach, w statusach gg, na twitterze, w sygnaturce maila. Może akurat kogoś zainteresujesz?

27. Napisz list do ministra kultury, domagając się podjęcia zdecydowanych działań na rzecz promocji czytelnictwa. Możesz skorzystać z pomysłów zawartych w tym liście.

28. Pomysł rodem z Wielkiej Brytanii. Zapytaj posła ze swojego okręgu, co zrobił dla kultury w waszym mieście czy regionie. U nas mało popularne jest kontrolowanie posłów, których sami wybraliśmy, skorzystajmy z doświadczeń innych krajów i zacznijmy to robić. Jeden taki list zostanie zapewne zignorowany, jeśli jednak pojawi się ich kilkadziesiąt, mogą wzbudzić pewne zaniepokojenie.

29. Czasem do książek dochodzi się powoli. Jeśli twoje dziecko, twój uczeń, czy ktoś inny, kogo chciałbyś zarazić czytaniem, nie może się przekonać do książek, może lepiej mu pójdzie z czasopismami? Nie jestem w stanie policzyć idiotycznych gazetek dla dzieci, które kupiłam i czytałam swojej córce, choć często zgrzytałam przy tym zębami. Skutek jest jednak dokładnie taki, jak chciałam – mała sięga chętnie po prasę dla dzieci, podczytuje kupowane przeze mnie czasopisma podróżnicze dla dorosłych, i wie, że ma co czytać nawet wtedy, gdy nie ma siły i ochoty na książkę.

30. I najważniejsze: zawsze bądź taktowny. Nie jesteś lepszy przez to, że czytasz. Nie chcesz nikogo nawracać czy zbawiać. Próbuj delikatnie zarażać ludzi swoją pasją, jednak nie rób tego na siłę, nachalnie czy bezustannie. Uszanuj, jeśli ktoś nie chce z tobą rozmawiać o książkach lub jeśli da ci do zrozumienia, że książka była chybionym pomysłem.

Tyle moich pomysłów. Jeśli macie inne – podzielcie się nimi w komentarzach! A przede wszystkim, spróbujcie wcielić choć niektóre z nich w życie. To wszystko są drobne rzeczy, nie kosztujące wiele wysiłku, dlaczego więc nie spróbować? Miło byłoby widzieć więcej czytających ludzi wokół nas. Nie chodzi o to, aby uczynić z tego jakąś misję czy krucjatę. Nie będę was z niczego rozliczać. Po prostu zamiast wdawać się w jałową dyskusję o celach i sposobach pisania o książkach wolałam spróbować wypuścić w świat trochę pozytywnej energii. Tak na dobry początek tygodnia:-)


You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply