Za oknem hula wiatr, w głośnikach wspomnienia, czyli Trójkowy Top Wszechczasów, czas przejrzeć listę przeczytanych książek. Po raz pierwszy nie mam specjalnej ochoty na podsumowania, ale też po raz pierwszy od dawna nie mogę powiedzieć, że to był dobry rok. Śmierć bliskiej osoby była takim wstrząsem, że nigdzie o niej nie pisałam, nie umiałam. Do tego doszedł nieudany wyjazd i wielomiesięczne zmagania ze służbą zdrowia w celu doprowadzenie nogi U do stanu używalności. Obawiam się, że właśnie te wydarzenia będą mi się pojawiać w pamięci, kiedy będę wracać pamięcią do roku 2018. A przecież było też dużo dobrego i o tym też trzeba pamiętać.
Nie pojechaliśmy też nigdzie na dłużej, co mocno odczuwam. Kilkutygodniowe, letnie podróże pomagają mi się mobilizować przez resztę roku, bez nich jest mi trudno. Ale nie było tragicznie – rok zaczęliśmy bardzo ciekawym wyjazdem do Izraela, wiosną odwiedziliśmy Toskanię, a wczesnym latem wróciłam do Nowego Jorku.
Zawodowo było ciekawie. Pierwszą połowę roku spędziłam tłumacząc książkę, którą pokochałam – „Buntowniczki” Charlotte Gordon, biografię Mary Wollstonecraft i Mary Shelley. To było zajęcie totalne. Musiałam przełożyć na polski fragmenty listów i innych tekstów z epoki, a przede wszystkim poezje Percy’ego Bysshe Shelleya. Nie mogę powiedzieć, żebym czuła się do tego przygotowana. Miesiącami czytałam poezję romantyczną, zarówno polską, jak i tłumaczoną. Regularnie śniły mi się obie Mary, a także Percy i Byron. To było stresujące, ale też niesamowicie fajne doświadczenie. Zresztą 2018 był dla mnie rokiem poezji. Można ją czytać, kiedy wszystko inne zawodzi.
Wzięłam udział w targach w Londynie, Frankfurcie i Nowym Jorku. Przejrzałam setki propozycji wydawniczych. Przeczytałam sporo średnich i kilka doskonałych rzeczy po angielsku. Niektóre z nich ukażą się w Wydawnictwie Poznańskim. Przede wszystkim „Sing, Unburied, Sing” Jesmyn Ward – („Śpiewajcie, z prochów, śpiewajcie”, tłumaczy Jędrzej Polak). Dalej – „Speak No Evil” Uzodinmy Iweali, doskonałe reportaże, w tym „I was told to come alone” Souad Mekhennet (przetłumaczy Krzysztof Cieślik) – zarwałam dla tej książki noc w środku tygodnia – i „The Long Hangover” Shauna Walkera, książkę, która pomaga zrozumieć, czym stała się Rosja. Bardzo czekam na książki reporterskie moich koleżanek – Olgi Wiechnik, Agaty Romaniuk i Stasi Budzisz. I na najnowszą książkę Roberta Macfarlane’a, moim zdaniem najlepszą w jego dorobku! Wielkie wrażenie zrobił na mnie „Milkman” Anny Burns, nagrodzony nagrodą Bookera – mam nadzieję, że znalazł polskiego wydawcę. To taka książka, której nie chce się czytać, ale nie można przestać.
Poza tym niestety przeczytałam niewiele, jakieś sześćdziesiąt parę tytułów. Żenująco rzadko je recenzowałam. W tym roku częściej pisałam o książkach na Instagramie, który jest nadal moją ulubioną platformą, na pewno dlatego, że spotykam tam świetnych, mądrych i życzliwych ludzi. Sporo średnich książek, kilka zdecydowanie niepotrzebnych i kilka dobrych. Poniżej kilka tytułów, które najbardziej zapadły mi w pamięć, z pominięciem tych, które ukazały się w Wydawnictwie Poznańskim, żeby zachować jako taki obiektywizm (kolejność przypadkowa):
Małgorzata Szejnert „Wyspa Węży”, Wydawnictwo Znak
Przeczytana wiele miesięcy temu, ale wciąż jestem pod wrażeniem tego, jak jest napisana. Klasa, wrażliwość, mądrość.
Philippe Sands „Powrót do Lwowa. O genezie “ludobójstwa” i „zbrodni przeciwko ludzkości”, tłum. Jacek Soszyński, Oficyna Wydawnicza ASPRA–JR
Imponująca historia dwóch mężczyzn ze Lwowa, którzy wprowadzili do języka prawa pojęcia zbrodnia przeciwko ludzkości i ludobójstwa, przeplatająca się z opowieścią o dziadku autora. Philippe Sands to światowej sławy prawnik specjalizujący się w takich sprawach jak prawa człowieka, ludobójstwo i naruszenia prawa międzynarodowego, a jednocześnie człowiek o lwowskich korzeniach. Książka została przetłumaczona na wiele języków i powinna być szeroko czytana i komentowana, niestety, u nas przeszła bez echa.
Guzel Jachina „Zulejka otwiera oczy”, tłum. Henryk Chłystowski, Wydawnictwo Noir Sur Blanc
Książka piękna, mądra, wybitna.
Piotr Sommer „O krok od nich. Przekłady z poetów amerykańskich”, Wydawnictwo Karakter
Towarzyszy mi od kilku miesięcy. Więcej, więcej takich dzieł!
Joanna Kuciel-Frydryszak „Służące do wszystkiego”, Wydawnictwo Marginesy
Niespodziewana przyjemność czytelnicza, płynąca z odkrycia mało opisanego, a istotnego fragmentu naszej historii. Doskonały research, świetnie napisana.
Jennifer Egan „Manhattan Beach”, tłum. Anna Gralak, Wydawnictwo Znak
Brakuje mi takich powieści, intymnych, a jednocześnie szeroko zakrojonych. W dodatku w tle Nowy Jork, czego chcieć więcej?
Åsne Seierstad „Dwie siostry”, tłum. Iwona Zimnicka, Wydawnictwo W.A.B.
Kolejny porażający reportaż norweskiej autorki. O rodzinie, a tak naprawdę o Europie i o tym, czym stał się nasz świat.
Małgorzata Rejmer „Błoto słodsze niż miód. Głosy komunistycznej Albanii”, Wydawnictwo Czarne
Mam ochotę zacząć rok 2019 od ponownej lektury poprzedniej książki Rejmer, tak bardzo podobała mi się ta. Jak to jest napisane!
Siergiej Lebiediew „Granica zapomnienia”, tłum. Grzegorz Szymczak, Wydawnictwo Claroscuro
Ostatnia lektura roku, na zewnątrz niepozorna, wewnątrz – olśniewa. Do powolnego smakowania i przemyśleń.
Tradycją Miasta Książek stało się, że ze wszystkich książek przeczytanych w danym roku wybieram jedną, która wywarła na mnie największe wrażenie. Tym razem było łatwo, ponieważ natrafiłam na czytelniczego świętego Graala – powieść, która przypomina, za co pokochaliśmy kiedyś czytanie. Truizm stał się prawdą – zapomniałam przy tej lekturze o tym, gdzie jestem i potrzebowałam dłuższej chwili, żeby przenieść się znad brzegów Ankary do hałaśliwego Poznania. A przy tym każde zdanie przemyślane, każda scena konieczna, każda postać nieoczywista. O jakiej książce mówię?
Guzel Jachina „Zulejka otwiera oczy”, tłum. Henryk Chłystowski, Wydawnictwo Noir Sur Blanc
Takich lektur życzę wam na ten nadchodzący rok – mądrych, ważnych, pięknie napisanych i starannie wydanych.
Podzielicie się swoimi olśnieniami tego roku?
No Comments