Powyższą ilustrację wykonała moja córka Ola 🙂
Lubicie podsumowania? Pisanie bloga bardzo je ułatwia, a najlepsze książki roku wybieram już po raz dziewiąty! Manią spisywania swoich lektur zaraziłam zresztą mamę i córkę, które też prowadzą swoje listy – świetne jest ich porównywanie, przypominanie sobie, co nam się najbardziej podobało, sprawdzanie, po jakie lektury w tym roku sięgałyśmy najchętniej.
W tym roku moje czytanie wyglądało trochę inaczej, kilka miesięcy upłynęło mi bowiem pod znakiem jednej książki. Postanowiłam bowiem zrealizować marzenia z dzieciństwa i przetłumaczyłam powieść. Pokochałam ją przy okazji bezgranicznie, a jej trzy bohaterki stały mi się bliższe niż Ania z Zielonego Wzgórza, a to naprawdę coś znaczy! Mam nadzieję, że też je pokochacie i że przeczytacie „Dziewczynę z rewolwerem” Amy Stewart, bo to świetna książka jest! Premiera w lutym.
Udało mi się jednak przeczytać 65 książek, czyli mniej więcej tyle samo, co zwykle. Po raz kolejny prowadzą książki polskich autorów – przeczytałam ich aż dwadzieścia! To właśnie dzięki podsumowaniom zorientowałam się kiedyś, że prawie nie czytam polskich książek. Od tego czasu staram się po nie częściej sięgać, jak widać z dobrym skutkiem. Czternaście z moich lektur to książki autorów brytyjskich, a dwanaście amerykańskich – to również stała tendencja. Żałuję, że w tym roku nie przeczytałam żadnej książki azjatyckiej – to poważne niedopatrzenie! Za to znalazło się kilka tytułów francuskich, które rzadko goszczą na moich półkach.
Nie jestem najwięcej czytającą osobą w mojej rodzinie – moja Mama przeczytała 85 książek! Moja dwunastoletnia córka bardzo przejęła się wyzwaniem 52 książki i dzisiaj skończyła książkę numer 52 🙂
A ja, jak co roku wybrałam dziesięć tytułów, które wywarły na mnie największe wrażenie. Łatwo nie było!
Kateřina Tučková „Boginie z Žítkovej”
Na pograniczu Czech i Słowacji żyły kiedyś kobiety, które potrafiły zaklinać pogodę, przepowiadać przyszłość, leczyć. To historia o ostatniej z nich, przejmująca i tajemnicza. Realizm magiczny w czeskim wydaniu.
W tym roku przeczytałam dwie książki Sary Waters, którą uważam za jedną z najlepszych współczesnych pisarek brytyjskich. Wybieram „Za ścianą”, ponieważ tę książkę czytałam po raz pierwszy, ale „Złodziejka” jest równie dobra. To książki, które mamią, by potem roztrzaskać wszystkie złudzenia czytelnika. Mądre i przewrotne, napisane tak, że trudno się od nich oderwać.
Wydawnictwo „Wiatr od morza” rozkochało nas w sobie – nie tylko mnie, ale całe rzesze czytelników. „Sweetland” to kolejna powieść, której nie trzeba nawet reklamować. Przejmujący obraz samotności osadzony w scenerii Nowej Fundlandii, pięknie napisany i z przesłaniem.
Pat Falvey, Pemba Gyalje „Mordercza góra”
Przeczytałam w tym roku dwie doskonałe książki o górach (druga to „Wszystko za Everest” Krakauera). Wydarzenia, o których opowiadają autorzy „Morderczej góry”, tkwią gdzieś we mnie i nie wydaje mi się, że o nich kiedyś zapomnę. To nie tylko porywająca historia górska, ale przede wszystkim opowieść o tym, co się może z nami dziać w sytuacjach ekstremalnych, jak cienka jest granica między życiem a śmiercią i jak łatwo ulegamy naszym ambicjom.
Richard Flanagan „Ścieżki Północy”
Zbieram się dopiero do napisania o tej książce, chwalonej przez wszystkich, którzy po nią sięgnęli. Porażający obraz wojny, o jakiej nie pamiętamy, a zarazem traktat o samotności, odwadze i przetrwaniu.
S. C. Gwynne „Imperium Księżyca w Pełni. Wzlot i upadek Komanczów”
To był świetny rok dla literatury faktu. Ukazały się świetne tytuły wydawnictwa „Dowody na Istnienie”, doskonała opowieść Magdaleny Grzebałkowskiej o roku 1945, Aleksijewicz dostała nagrodę Nobla. Ja jednak wybiorę tytuł, który ukazał się w świetnej serii Amerykańskiej wydawnictwa Czarne, bo to książka z gatunku, jaki lubię najbardziej. S. C. Gwynne opowiada o losach Komanczów tak, że od lektury trudno się oderwać. Są tu krwawe, często dość drastyczne historie, o jakich nie śniło się czytelnikom „Winnetou”, a całość czyta się niczym powieść Cormaca McCarthy’ego. Jednocześnie jest to ciekawy, bardzo wielostronny i chyba dość obiektywny obraz tego, jak wyglądało kolonizowanie Ameryki.
Michel Faber „Księga dziwnych nowych rzeczy”
Faber żegna się z czytelnikami w wielkim stylu (twierdzi, że to jego ostatnia powieść). Piękna opowieść o zetknięciu z obcym, o powołaniu, miłości i pięknie. Książka o mocy słów, o wierze, o wyjątkowości naszej planety, napisana tak, że chciałoby się ją czytać w nieskończoność.
Emily St. John Mandel „Stacja Jedenaście”
Powieść o świecie po apokalipsie i o ludziach, którzy przeżyli, ale to im nie wystarcza. Hipnotyczna elegia o naszej planecie i naszej codzienności, w której losy kilkorga bohaterów splatają się ze sobą w intrygujący sposób.
Elżbieta Cherezińska „Turniej cieni”
Kolejna książka tej autorki, która trafia na listę moich ulubionych lektur roku, i przyznam, że im więcej czasu mija od lektury, tym bardziej jestem przekonana, że to najlepsza powieść Cherezińskiej. Fascynujące tło historyczne, intrygujący bohaterowie, wciągająca akcja, a w dodatku wszystko osnute wokół wydarzeń historycznych, o których wiemy zdecydowanie zbyt mało.
Sharon Bolton „Małe mroczne kłamstwa”
Patrząc na listę książek, które przeczytałam w tym roku, doszłam do wniosku, że muszę w tej dziesiątce umieścić jakiś kryminał. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że znowu przeczytałam ich całkiem sporo. „Małe mroczne kłamstwa” to kryminał doskonały, w którym każdy kolejny narrator zmienia nasz sposób postrzegania całej historii. W tle Falklandy, a jak zapewne wiecie, nie potrafię oprzeć się książkom, których akcja toczy się na słabo zaludnionych wysepkach gdzieś na końcu świata.
Nie zmieścił się na liście „Szczygieł” Donny Tartt, którego czytałam bardzo długo i którego nie oceniam wcale zbyt surowo. Nie zmieściła się kolejna monumentalna powieść, głośna za oceanem, czyli „City on Fire” Hallberga – prawie tysiącstronicowa historia o Nowym Jorku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. To był dobry rok dla czytelników! Którą jednak książkę powinnam okreslić mianem Książki Roku? Przyznam szczerze, że w tym roku bardzo trudno mi wybrać, i gdyby nie to, że robię to już od tylu lat, chyba bym się poddała. Ale niech będzie – jeśli może być tylko jedna, to już wiem.
Michel Faber „Księga dziwnych nowych rzeczy”
Za to, że żadnej innej książki nie czytałam z takim zachwytem.
Dla ciekawych wstawiam też listę tytułów, które zasłużyły na tytuł Książki Roku od początku prowadzenia bloga.
2014 – David Mitchell „Tysiąc jesieni Jacoba de Zoeta”
2013 – Sylvain Tesson „W syberyjskich lasach”
2012 – Elżbieta Cherezińska „Korona śniegu i krwi”
2011 – David Grann „Zaginione miasto Z”
2010 – Johan Theorin „Nocna zamieć”
2009 – Rabih Alameddine „Hakawati. Mistrz opowieści”
2008 – Cormac McCarthy „Droga”
2007 – Khaled Hosseini „Tysiąc wspaniałych słońc”
A Wam wszystkim życzę samych udanych lektur w Nowym Roku! Bardzo chętnie przeczytam też o książkach, które trafiły na listę Waszych najlepszych lektur roku – podzielcie się proszę!
No Comments