książki roku

Najlepsze książki 2016 roku

29 grudnia 2016

Aby tradycji stało się zadość, siadam do podsumowania roku i zdecydowania, które książki wywarły na mnie największe wrażenie. Nie muszę chyba dodawać, że nie jest to łatwe zadanie, co z pewnością wiedzą wszyscy, którzy się go podjęli. Ponieważ jednak sama lubię przeglądać podobne zestawienia, podzielę się także moim, choć z pewnością jest bardzo subiektywne. Co gorsza, nie do końca potrafię policzyć przeczytane książki, ponieważ nie spisuję tych, które czytam w ramach pracy, zwłaszcza że nie zawsze czytam je w całości. Dlatego daruję wam takie podsumowania i przejdę do dziesięciu tytułów, które najbardziej zapadły mi w pamięć. Kolejność przypadkowa, w nawiasach podaję linki do recenzji.

Helen MacDonald „J jak Jastrząb” (klik)

Ciekawe, jak często najlepsze książki czytam w pierwszych miesiącach roku. Czy wynika to z tego, że zimą mam więcej czasu na czytanie i staranniej wybieram książki, a wraz ze wzrostem temperatury czuję się coraz bardziej rozleniwiona i sięgam po lektury lżejsze, ale nie zapadające w pamięć? Nie wiem, ale nie po raz pierwszy wstawiam do zestawienia książkę przeczytaną w styczniu. „J jak Jastrząb” czytałam w oryginale i przez wiele miesięcy byłam pod wrażeniem tej książki. Jest ucieleśnieniem tego, co szukam w literaturze – pokazuje świat inaczej, otwiera na emocje, o których nie myślałam i nie miałam pojęcia. Relacja z wychodzenia z żałoby poprzez kontakt z dzikim zwierzęciem poruszyła mnie bardziej, niż się spodziewałam, być może dlatego, że sama szukam ratunku w kontakcie z przyrodą. Helen MacDonald pisze surowo, ostro wręcz, a zarazem poetycko, w oryginale jej język zachwyca. Ciekawa jestem tłumaczenia i mam zamiar po nie kiedyś sięgnąć.

Richard Flanagan „Ścieżki Północy” (klik)

Przejmująca i w dość oryginalny sposób napisana książka, nagrodzona dwa lata temu Bookerem, o której trudno pisać, trudno się ją czyta i trudno o niej zapomnieć. Powieść o tym, jaki jest świat, sprawozdawcza raczej niż wartościująca, którą powinno się czytać, żeby nie zapomnieć.

Amin Maalouf „Samarkanda” (klik)

Kolejna powieść, która jest oknem na świat, którego nie znałam. Historyczna powieść o środkowoazjatyckim poecie i tajemniczym manuskrypcie, który zaginął bez śladu. Napisana pięknie, gęsto i sugestywnie, zabiera czytelnika w zapomniany świat perskich poetów, skrytobójców i polityków. Co więcej, to jedna z najpiękniejszych książek o miłości, jakie czytałam. Nie dajcie się jednak zwieść, „Samarkanda” to nie romans. Właściwie trudno tę książkę jednoznacznie sklasyfikować, dla mnie to jedno z ciekawszych odkryć tego roku. Mam zamiar zacieśniać znajomość z tym pisarzem w 2017, kolejne książki już czekają.

Robert McCammon „Magiczne lata” (klik)

Książka McCammona ukazała się kilka lat temu, ale ja odkryłam ją dopiero w tym roku. To opowieść o dzieciństwie, napisana tak, że nie chce się przestać jej czytać. Dwunastoletni Cory próbuje rozwikłać zagadkę pewnej śmierci, przy okazji jednak spełni jedno ze swoich największych marzeń, przeżyje rozczarowania, zawrze nowe znajomości i będzie pielęgnował stare. Jedną nogą tkwi jeszcze w dzieciństwie, z całą jego magią i ekscytacją, drugą wkracza niepewnie w dorosłość. Piękna i mądra książka.

Katarzyna Boni „Ganbare! Warsztaty umierania” (klik)

Pierwszy, ale nie ostatni reportaż w tym zestawieniu (mam dziwne przeczucie, że w przyszłym roku będzie ich dużo więcej). Jeśli chcecie przeczytać naprawdę dobrze napisany reportaż, który w dodatku zostanie w was na dłużej, sięgnijcie koniecznie po książkę Katarzyny Boni. Jej opowieść o skutkach tsunami w Japonii trudno wyrzucić z pamięci, co więcej, Boni pisze nie tylko o ludziach, którzy przeżyli tsunami, ale także, a może przede wszystkim, o specyfice japońskiego społeczeństwa i o trawiących je problemach.

Philipp Meyer „Syn”

Recenzji nie napisałam, staram się bowiem unikać recenzowania książek wydawnictwa, w którym pracuję, bo z pewnością nie jestem obiektywna. Nie byłoby jednak sprawiedliwe pominięcie „Syna” w tym zestawieniu, ponieważ ta książka ma wszystko, co lubię i wywarła na mnie wielkie wrażenie. To ambitnie zakrojona saga, będąca próbą zmierzenia się z historią Stanów Zjednoczonych, a zwłaszcza z tymi jej aspektami, które nie są powszechnie znane w Ameryce. Meyer napisał tę książkę w sposób niesamowicie świadomy, nie tylko czytając wszystko, co zostało wydane, na temat rdzennych Amerykanów, ale także ucząc się przetrwać na prerii. Efekt jest doskonały, widać, że głęboko wszedł w skórę swoich bohaterów, książkę czyta się zaś doskonale.

George Saunders „10 grudnia” (klik)

Wydaje mi się, że po raz pierwszy umieszczam w końcoworocznym zestawieniu zbiór opowiadań. Mam nadzieję, że już samo to jest wystarczającą zachętą dla was do sięgnięcia po tę książkę. Każde z opowiadań Saundersa jest inne i każde poraża. Kilkoma słowami potrafi sprawić, że odkładamy książkę na dłuższą chwilę, zastanawiając się, co właściwie przeczytaliśmy. Niektóre książki zapadają w pamięć, bo otwierają przed nami nowe światy. Inne zadziwiają kunsztem literackim i wirtuozerią autora. „10 grudnia” jest połączeniem obu tych cech.

Paul Kalanithi „Jeszcze jeden oddech” (klik)

Wśród moich lektur ta zdecydowanie nie jest typowa. Rzadko sięgam po książki o chorobach, być może dlatego, że czytałam ich sporo jako nastolatka. Lubię jednak czytać o lekarzach, fascynuje mnie ta profesja i związane z nią dylematy. „Jeszcze jeden oddech” to książka wyjątkowa. Jej autorem jest lekarz, neurochirurg, którzy będąc dopiero u progu swojej kariery, zachorował na złośliwego raka płuc. Po diagnozie zdecydował się jeszcze na dziecko, zmarł, gdy jego córeczka miała kilka miesięcy. „Jeszcze jeden oddech” nie jest jednak tylko zapisem choroby i umierania. To swoista afirmacja życia, mądra i pozbawiona patosu.

Witold Szabłowski „Sprawiedliwi zdrajcy” (klik)

Drugi reportaż w tym zestawieniu, nie mogłam go nie umieścić. Ze względów osobistych do dla mnie jedna z najważniejszych książek roku, poza tym jest to też bardzo dobrze napisany reportaż, który czyta się niczym jednym tchem, w zadziwieniu, że świat nie jest taki, za jaki go mieliśmy.

Herr „Depesze”

O tej książce dopiero napiszę, wydaje mi się jednak, że nie mogę jej pominąć. Podobnie jak Saunders, Herr łączy wirtuozerię stylu z poruszającą treścią. Reportaż doskonały, brawurowo przetłumaczony, czapki z głów!

Którą z tych książek powinnam wytypować jako najlepszą? Najchętniej poddałabym się z góry, ponieważ jednak od dziesięciu lat wybieram książkę roku, nie będę tej tradycji naruszać. A jeśli muszę wybrać jedną, musi to być ta pierwsza. Przetrwała próbę czasu, od wielu miesięcy przypominają mi się różne sceny i zdania. Dlatego książką roku 2016 niech będzie „J jak jastrząb” Helen MacDonald.

Ponieważ zaś robię to od tylu lat, przypomnę, jakie książki wywierały na mnie największe wrażenie w ciągu 10 lat istnienia Miasta Książek!

2015 – Michel Faber „Księga dziwnych, nowych rzeczy”

2014 – David Mitchell „Tysiąc jesieni Jacoba de Zoeta”

2013 – Sylvain Tesson „W syberyjskich lasach”

2012 – Elżbieta Cherezińska „Korona śniegu i krwi”

2011 – David Grann „Zaginione miasto Z”

2010 – Johan Theorin „Nocna zamieć”

2009 – Rabih Alameddine „Hakawati. Mistrz opowieści”

2008 – Cormac McCarthy „Droga”

2007 – Khaled Hosseini „Tysiąc wspaniałych słońc”

 

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply